Rozdział 41

101 8 0
                                    

Basia nie wiedziała dokąd ją wieźli. Była w panice i nie śmiała się odezwać. W kącikach oczu ciągle miała łzy, które ocierała rękawem. Nie chciała dać po sobie poznać, że się boi. Hans się nie bał, kiedy ich rozdzielono.
  Jechali długo. Basia zdążyła zarejestrować, że mijali całe kilometry lasów. Patrząc na migające obszary zieleni przez myśl przeszedł jej pomysł wyskoczenia z samochodu. Jednak szybko go odrzuciła - nawet gdyby udałoby jej się otworzyć drzwi, SS-mani natychmiast otworzyli by ogień. Jeśli strzelali równie celnie co Hans i jego brat, nie miałaby szans w starciu z nimi. Siedziała więc, opierając czoło o zimną szybę, myśląc o tym, co czeka ją na końcu podróży. Chyba nie chcieli jej zabić, a przynajmniej nie od razu - mieliby już milion okazji. Zatrzymali by się koło jednego z lasów, strzelili jej w głowę i zostawili na pożarcie drapieżników. Nie, zdecydowanie nie chcieli jej zabijać w tajemnicy. Paradoksalnie ta myśl przerażała ją bardziej - bo mogło to znaczyć, że zamierzali pozbyć się jej publicznie. Tak, żeby cała społeczność widziała jak ginie. Czy jej przeznaczeniem było umrzeć na oczach tysięcy ludzi?

- Wysiadaj! - brutalne szarpnięcie za ramię wyciągnęło ją z auta. Zakręciło jej się w głowie i ledwo mogła utrzymać się na nogach. Była głodna, spragniona i wystraszona. Zaparkowali pod jakimś budynkiem - potężny gmach, nad którym wisiała flaga ze swastyką. Ktoś wepchnął ją do środka. Tam przewijało się mnóstwo Niemców, którzy salutowali jej towarzyszom, ją obdarzając jedynie pogardliwym spojrzeniem. Skuliła się w sobie, rozglądając się dookoła. Większość żołnierzy miało na sobie mundur, który widziała u Olafa. U każdego z nich był idealnie wyprasowany. Czymś co rzucało się oczy były ślady krwi na wielu z nich. Przełknęła ślinę - oni nie chcieli ją zabić, chcieli ją torturować. Zrobiło się jej niedobrze. Ktoś ją popchnął w stronę jednego z korytarzy. Szła przed siebie, z opuszczoną głową mijając jakieś pokoje z ciężkimi, metalowymi drzwiami. Z paru z nich słychać było słabe jęki. Znów poczuła zbierające się łzy.

- Stój - krzyknął żołnierz, po czym bezceremonialnie wepchnął ją do jednej z celi. Straciła równowagę i w ostatniej chwili zdążyła się złapać poręczy od piętrowego łóżka. Było to właściwie parę desek ze spróchniałego drewna, na którym leżał koc. Podłoga w celi lepiła się od brudu i resztek zaschniętej krwi. Łaziły po niej karaluchy i czasem przebiegał tamtędy szczur. Źródłem światła w celi było okienko.

- Za co siedzisz? - Basia podskoczyła ze strachu. Na posłaniu na piętrze łóżka leżała jakaś postać. Podniosła się ostrożnie w akompaniamencie skrzypienia desek. Okazała się kobietą, dość młodą, ale nieco pokiereszowaną na twarzy. Jej włosy, kiedyś najpewniej o odcieniu jasnego blondu, obecnie barwą przypominały brąz. Wyglądała raczej blado, a jej ubranie, którym była szara sukienka zdążyło się w paru miejscach rozpruć. Patrzyła na Basię ze zniecierpliwieniem - Możesz mówić mała.

- Ja...ja nie wiem - odpowiedziała rudowłosa, zdając sobie sprawę, że naprawdę nie wiedziała, za co właściwie została zatrzymana. Czy chodziło o sprawę Josefa? Czy możliwe, że Gestapo jednak coś znalazło?

- Wybacz, ale wyglądasz za dobrze jak na działaczkę podziemia. Pewnie siedzisz za jakąś pomyłkę - stwierdziła kobieta z pewnością w głosie.

- A Ty? Czemu tu jesteś i co to za miejsce?
w ogóle?

- To więzienie Gestapo. Ja siedzę za ,,kontakty seksualne zagrażające zdrowiu żołnierzy niemieckim" - zacytowała sarkastycznym tonem, uśmiechając się złośliwie - Tak w ogóle to jestem Hania. A Ty masz jakieś imię?

- Basia jestem.

- No to mam nadzieję, że da się z Tobą dogadać, bo pewnie trochę tu posiedzimy.

Pierwsza noc była dla Basi tragiczna. Nie mogła się ułożyć na twardym,  drewnianym posłaniu. Bolały ją plecy, a koc, którym miała się okryć pełen był robaków, a jego szorstki materiał ranił jej skórę. Było jej zimno i niewygodnie. W dodatku całą noc bulgotało jej w żołądku. Kiedy strażnik przyniósł im porcję jedzenia, Basia najpierw skrzywiła noc i stanowczo odmówiła posiłku. Hania jednak dała jej do zrozumienia, że nic lepszego nie dostaną, więc zjadła coś, co przypominało zupę jednym łykiem i ze wszystkich sił starała się jej nie zwrócić. W tamtym momencie tęskniła za panią Janiną i jej potrawami, które zawsze były dobre i syte. I nigdy się po nich nie pochorowała. Tęskniła za wygodnym łóżkiem z miękką pościelą, w którym mogła się wylegiwać ile tylko chciała. I wreszcie tęskniła za Hansem. Czy też przebywał w takich warunkach? Na pewno było mu lżej. Był przecież porucznikiem SS, wysoko pozycjonowanym żołnierzem z dorobkiem. W dodatku wywodził się z dobrej rodziny. To wszystko przemawiało na jego korzyść. Mógł też liczyć na wsparcie braci i...

- Olaf! - krzyknęła Basia, gwałtownie podnosząc się z łóżka i podchodząc do drzwi. Waliła i waliła, aż w końcu strażnik jej otworzył, lecz zamiast wysłuchać jej sprawy, uderzył ją w twarz i zatrzasnął drzwi. Dziewczyna przyłożyła do zimnej ściany policzek i już nawet nie powstrzymywała łez. Gdyby udało jej się dostać do telefonu, mogłaby zadzwonić. Olaf nie wzbudzał jej sympatii, co więcej mogła stwierdzić, że go nienawidzi, ale miała nadzieję, że pomógłby bratu.

- Pokaż ten policzek - zagadała Hania, kiedy rano po śniadaniu składającym się z kromki suchego chleba i rozwodnionej kawy zauważyła spuchniętą twarz Basi - Powiem tak - będzie bolało jeszcze parę dni, ale do wesela się zagoi. Swoją drogą...za co oberwałaś?

- Chciałam zadzwonić - mruknęła Basia cichym głosem, przeżuwając resztkę chleba.

- Zadzwonić? W więzieniu Gestapo? Ty myślisz, że to jest jakiś hotel? Za kogo Ty się uważasz?

Basia nie odezwała się już słowem. Ból promieniował jej na całą twarz i ostatnie na co miała ochotę to słuchanie o jej głupocie. Dokończyła jedzenie i położyła się, mając nadzieję, że zaśnie.

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now