Rozdział 39

116 8 0
                                    

Był już późny wieczór. Kurt dokładnie zasłaniał okna wyszywanymi przez ciocię Basi zasłonkami i sprawdził trzy razy, czy na pewno dobrze zamknął drzwi. Mimo tego, że nic mu nie groziło, demony obozu wciąż w nim drzemały. Czuł się niespokojnie, kiedy na dworze robiło się ciemno. Nie pałał miłością do Hansa, ale musiał przyznać, że kiedy był w pobliżu, pomijając nawet znienawidzony mundur SS, dawał mu namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Tymczasem, sam w wiosce, bez żadnej broni, mógł liczyć tylko na siebie.
  Kiedy upewnił się, że wszystko jest dokładnie pozamykane i powtarzał sobie w myślach, że nic się nie stanie, zgasił świeczkę stojącą obok łóżka i nakrył się kołdrą po samą szyję. Na początku spał dość niespokojnie, budziły go miauczące na podwórku koty i każdy, najmniejszy odgłos wprawiał go w atak paniki. W końcu zmęczony ciągłym lękiem zasnął.
   Wiercił się i wiercił, bo pomimo odpłynięcia w sen, dręczyły go koszmary. Mamrotał pod nosem, a potem krzyczał. Wydawało mu się, że znowu po niego przyszli, wyraźnie słyszał stukanie w szybę, a potem walenie w drzwi. Obudził się gwałtownie, cały zlany potem. Przysiadł na krawędzi łózka, chowając twarz w dłoniach. Próbował oddychać spokojnie, powtarzając w myślach, że to wszystko mu się tylko śniło. Podziałało jedynie na moment, bo ponownie usłyszał walenie. Ostrożnie, z bijącym sercem zapalił świeczkę i podszedł pod drzwi. Słychać było jakieś szepty. Wziął głęboki wdech i gwałtownie otworzył drzwi. Potem wszystko działo się bardzo szybko.
Do środka wpadło dwóch mężczyzn. Było ciemno, świeczka dawała mało światła. Nie widział ich twarzy. Jeden z nich trzasnął drzwiami, drugi zgasił świeczkę, jednocześnie przykładając pistolet do głowy Kurta i zakrywając mu usta. Drugi z wyjętą bronią wyglądał przez jedno z okien. Wszystko w absolutnej ciszy. Kurt niczego nie rozumiał, mało się nie rozpłakał ze strachu, zamierzał błagać mężczyzn, żeby nie robili mu krzywdy, ale wstrzymał się, słysząc odgłos kroków gdzieś niedaleko. Wszędzie poznałby ten charakterystyczny dźwięk. Stali tak więc we trójkę, wstrzymując oddech i nasłuchując. Trwało to może z 30 sekund, ale Kurtowi wydawało się to wiecznością.

- Poszli! – szepnął tamten stojący przy oknie. Obaj odetchnęli, jeden trzymający Kurta puścił go, ale wciąż miał w niego wycelowany pistolet.
- Mówiłeś, że Baśka tu będzie! To dla niej ryzykowałem właśnie własne życie – mruknął mężczyzna z wyraźnym wyrzutem. Kurt obserwował sytuację, ale bał się odezwać.

- Bo miała tu być. Widocznie coś się stało.

- Basia jest z Hansem...wyjechali parę dni temu – wyjąkał w końcu Kurt cienkim głosem, ściągając na siebie uwagę obu mężczyzn.

- Cholera! Nie możemy wrócić do siebie, za dużo Szwabów po drodze....miało być inaczej – syknął jeden z mężczyzn, chodząc po izbie w kółko - A Ty kim jesteś? – rzucił w stronę Kurta, zatrzymując się w pół kroku.

- Ja...jestem byłym więźniem i przyjacielem Basi – wyjaśnił, ponownie zapalając świeczkę, by pokazać im wytatuowany na ręku numer obozowy – Jeśli nie macie dokąd pójść, to możecie tu zostać trochę. Raczej nie odwiedzają mojej chaty.

- To moja chata! Urodziłem się tutaj, a Basia jest moją kuzynką i grozi jej poważne niebezpieczeństwo!




Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now