Rozdział 35

120 11 0
                                    

Otwieram oczy. W pokoju panuje mrok i jedynym źródłem światła jest blask księżyca wpadający przez okno. Dziwię się, że go widać, zasłona jest uszyta z grubiej tkaniny. Nikt nie może oglądać tego, co działo się w gabinecie Pana Podporucznika. Przewracam się na drugi bok i od razu uderza mnie ciepły oddech Hansa, który jak zwykle pachnie tytoniem. Ostatnio palił więcej niż zwykle. Domyślam się dlaczego – od trzech dni stara się opanować chaos związany z pogrzebem i jednocześnie wciąż musi zarządzać oddziałem. Ostatnio doszło do kłótni i Hans powypisywał paru żołnierzom przepustki, byle tylko zniknęli mu z oczu. Poza tym denerwował się przyjazdem ojca i starszego brata, którzy zapowiedzieli swoją wizytę na dzisiaj. Sprzątałam ich pokoje do późna, choć lekarz stanowczo zakazał mi się przemęczać. Nie chciałam jednak narażać wsi na wybuch złości Hansa, bo chociaż leżałam z nim teraz w jednym łóżku, delikatnie głaszcząc go po twarzy, to wciąż miałam wobec niego ambiwalentne uczucia.

- Nie śpisz już? – zapytał lekko zachrypniętym głosem, kiedy poczuł ugięcie materaca, kiedy wstawałam.

- Nie, nie mogę spać. Zacznę robić śniadanie – mruknęłam, naciągając na siebie szlafrok. Hans tylko nakrył się kołdrą, nie zamierzał jeszcze wstawać. Na korytarzu mignęło mi dwóch żołnierzy, którym najwidoczniej nie było tęskno do żon. Kiwnęli mi głową, prawie na mnie nie patrząc. Westchnęłam, odkąd zaczęli mnie tolerować czułam się nieswojo. Pani Janina przywitała mnie uśmiechem, kiedy weszłam do kuchni, ubrana już w fartuch naciągnięty za czarną sukienkę. Pomogłam jej porozstawiać talerze, a potem podeszłam pod pokój Kurta. Odkąd zamieszkał z bratem unikał towarzystwa i większość posiłków jadał w swoim pokoju. Tym razem jednak postanowił zjeść razem z nami. Pierwszy przy stole był Rudolf. On ukłonił mi się prawie w pas, na co schodzący z góry Hans pokręcił z dezaprobatą. Nie podobało mu się, że okazywał mi szacunek?
Pod szpital, gdzie chciała zostać pochowana pani Hammer dotarliśmy około południa. Hans uznał, że lepiej będzie jeśli nie będę się afiszowała z naszą relacją. Miałam trzymać się blisko Kurta. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.

- No w końcu...szybciej się nie dało? – przywitał nas pogardliwy ton jednego z mężczyzn, którzy czekali na nas na polanie, gdzie usypany był już grób. Jeden z nich był starszy, niski i miał dość sporawy brzuch. Ubrany był w szykowny garnitur i wyglądałby całkiem miło, gdyby nie jego twarz. Pod gęstymi, siwymi brwiami czarne oczy nie wykazywały żadnych emocji, ani grama smutku. Jego usta schowane pod siwym wąsem zaciśnięte były w kreskę. Drugi z mężczyzn był wysoki, dużo młodszy i swoimi, idealnie niebieskimi oczami otwarcie nami gardził, podobnie jak cynicznym uśmiechem. Włosy miał w kolorze jasnego blondu i na pogrzeb matki zjawił się w służbowym uniformie. Na jego widok odruchowo chciałam chwycić Hansa za ramię, ale w porę się opamiętałam. Schowałam się za jego plecami razem z Kurtem, który całkiem spuścił wzrok.

- Mógłbyś się chociaż dzisiaj nie odzywać? – warknął do Olafa Hans. Ich ojciec jedynie mruknął coś pod nosem, co brzmiało na obelgę. Moje spojrzenie krążyło między ich twarzami, a bronią.

- Uspokójcie się! Zróbmy co trzeba i wracajmy do domu! – odezwał się w końcu ojciec najwyraźniej znając swoich synów na tyle dobrze, że wiedział jak mało dzieliło ich od strzelaniny. Olaf i Hans nieco odpuścili, ale nadal mierzyli się ostrymi spojrzeniami. Kurt cały się trząsł, a ja będąc pomiędzy tym wszystkim nie wiedziałam jak się zachować.

- Żegnaj matko – bąknął Olaf stojąc nad grobem. Hans wymruczał coś pod nosem, a ich ojciec nawet się przeżegnał. Kurt upadł na kolana i zalał się płaczem. Usiadłam obok niego i próbowałam go jakoś uspokoić. Za plecami czułam oddech Hansa. Nie podobało mu się to, a dziś nie był dobry dzień, żeby go denerwować. Gwałtownie podniósł Kurta i kazał mu przestać się mazać. Potem wpakował go do auta i wróciliśmy do rezydencji. To był najszybszy pogrzeb na jakim byłam kiedykolwiek.

- Polej mi jeszcze! – dochodziła 23. Pan Hammer i jego synowie w najlepsze siedzieli w salonie pijąc alkohol. Zupełnie tak, jakby nie dochodziło do nich, że zmarła kobieta, którą przecież wszyscy kochali. Chodziłam od jednego do drugiego uzupełniając ich puste szklanki. Tylko Kurt siedział na uboczu, nic się nie odzywał i nic nie pił. Patrzył tępo w podłogę.

- Tak sobie pomyślałem...może byście przyjechali do mnie na trochę? Dzieciaki nie widziały ojca chrzestnego już wystarczająco długo – zaproponował Olaf po 7 opróżnionej butelce. Jego ojciec praktycznie spał już na oparciu kanapy, a Kurt zbierał się do pokoju. Nie chciałam go zostawiać samego w taki dzień, ale z drugiej strony bezpieczniej było pilnować dwóch, napitych mężczyzn z taką lekkością do zabijania.

- Niby ja i Kurt? – dopytywał Hans. Był już trochę wstawiony, a wzrok jakim mnie nękał zaczął mnie niepokoić.

- Jego bym wolał nie...ale no...rodziny się nie wybiera – mruknął, dopijając resztkę wódki ze swojej szklanki – A...i ta Twoja służąca też może z nami jechać. Patrzysz się na nią, jakbyś dawno kobiety nie miał.

Nie odzywałam się słowem. Posprzątałam jedynie porozrzucane butelki i uznałam, że są pijani już do takiego stopnia, że nie będą w stanie wyciągnąć pistoletu. W każdym razie modliłam się o to, bo naprawdę nie chciałam już z nimi siedzieć. Zniknęłam na górze, kładąc się do łóżka. Nie minęła chwila, a usłyszałam ciężki kroki na schodach i jakieś niemieckie przyśpiewki. Zamknęłam oczy. Drzwi otworzyły się z hukiem, a potem poczułam jak materac ugina się pod ciężarem Hansa. Odwróciłam się od niego plecami. Śmierdziało od niego wiejskim bimbrem. Przysiadł na krawędzi łóżka zapalając papierosa. Fuknęłam pod nosem, bo dym podrażniał mi nos.

- Mógłbyś go zgasić? – odwrócił się w moją stronę, posłusznie gasząc papierosa. Zadowolona z siebie okryłam się mocniej kołdrą, a potem poczułam jego rękę, która błądziła po moich plecach.

- Brakowało mi Ciebie. Byłaś zajęta tylko Kurtem...jak każda kobieta w moim życiu. Co Was tak w nim pociąga?...Że jest taki biedny? Bierze Was na litość?...przecież on nawet kobiet nie lubi. Jest wybrakowany, a mimo tego zawsze jest lepszy... – Hansowi najwyraźniej puściły hamulce. Mówił z wyrzutem w głosie, alkohol w jego organizmie pozwolił na chwilowe zdjęcie kamiennej twarzy.

- Sam mi kazałeś się nim zająć – prychnęłam z lekką obawą, bo on był pijany, dobierał się do mnie i miał na szafce nocnej broń.

- Nie teraz.... – szeptał do mnie, zatapiając twarz w moje włosy. Objął mnie w pasie i po minucie w pokoju słychać było tylko jego chrapanie. Odetchnęłam z ulgą.

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now