Rozdział 14

185 12 0
                                    

Basia nawet nie pamiętała, jak udało jej się dotrzeć do miasta. Wiedziała tylko,że zostawiła martwego Niemca w lesie, zabierając mu płaszcz i o wiele za duże buty. Potem miała czarną plamę. Uznała, że to wynik stresu i zmęczenia. Nawet nie wie ile szła, ale zdążyło się zrobić jasno. Idąc po lasach w nocy, było małe prawdopodobieństwo, że natknie się na okupanta. W dzień, w środku miasta, było to nieuniknione.
Z ciężkim sercem, zrzuciła z siebie ciepły płaszcz i oficerki, zostawiając je w jednym ze śmietników. Zostawiła sobie jedynie plecak, w którym na dnie spoczywała broń. Basia całą drogę zastanawiała się, dlaczego właściwie ją wzięła. Nawet nie potrafiła się nią posługiwać. Wyjęła z plecaka kawałek czerstwego chleba i przysiadła pod jedną z kamienic, z dala od wzroku mieszkańców. Żuła chleb, zastanawiając się mimowolnie czy Hammer już wymordował za nią połowę wsi czy oszczędził tych biedaków.
Poczuła ścisk w gardle. Może ucieczka jednak nie była genialnym pomysłem. Niemcy ją pomiatali, ale miała swój kąt i względne bezpieczeństwo. Tutaj, w obcym mieście była zdana jedynie na siebie. Skuliła się w sobie.
Zdążyła zjeść połowę kromki, kiedy usłyszała kroki. Odruchowo poprawiła plecak i wstała, gotowa do ewentualnej ucieczki. Stała, wsłuchując się w kroki. Zdecydowanie nie należały do Niemców. Odetchnęła chwilowo, a potem jej oczom ukazała się mała postać. Była to dziewczynka, mogła mieć jakieś 8 lat. Miała na głowie dwa warkoczyki i czerwoną, ubrudzoną sukienkę.  Wyglądała na przestraszoną i patrzyła to na Basię, to na chleb w jej ręku.  Rudowłosa wyciągnęła w jej stronę kromkę, a dziewczynka szybko ją chwyciła i wepchnęła do buzi, jakby w obawie, że ktoś ją zaraz zabierze.
- Jak masz na imię? - spytała Basia, kiedy dziewczynka zjadła i patrzyła na kobietę z nadzieją, że miała więcej jedzenia.
- Jadzia - odpowiedziała słabym głosem dziewczynka.
- Czemu chodzisz sama? Jest niebezpiecznie. Gdzie Twoja mama?
- Złapali ją.
- A Twój tata?
- Nie żyje. Ma Pani jeszcze jedzenie?
Basia szukała w plecaku jakiś resztek, ale niczego nie znalazła. Dziewczynka posmutniała, ale kobieta obiecała, że czegoś poszukają. Siedzenie w jednym miejscu i tak zaczynało się robić podejrzane.
Idąc z Jadzią za rękę, Basia uważnie się rozglądała. Cała ta sytuacja ją przerastała. Była sama, w nieznanym mieście, bez jedzenia i z małą dziewczynką, która w pewnym momencie zaczęła ją prowadzić w jakimś kierunku, którego końcem okazało się mieszkanie. Jadzia zapukała do drzwi i otworzyła im jakaś dziewczyna w wieku Basi. Obcałowała dziewczynkę, płacząc, a potem rzuciła pytające spojrzenie na rudowłosą. Jadzia coś mruknęła, a kobieta w drzwiach zaprosiła Basię do środka, obiecując jej nocleg.
Siedząc przy stole, przy kubku przegotowanej wody i kawałku brukwi, Basia poczuła się w końcu normalnie. Mogła z kimś posiedzieć i porozmawiać, bez pogardliwych spojrzeń i komentarzy.
- Jadzia mówiłaś, ze ją uratowałaś. Długo już się tym zajmujesz?
Basia nie wiedziała jak zareagować.
- Jutro Cię umówię z Bocianem. Potrzebujemy takich jak Ty.
Basia tym bardziej nie wiedziała, co się dzieje. Uznała, ze poczeka do jutra i wtedy, wszystkiego się dowie.

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now