Rozdział 17

164 11 0
                                    


Bocian musiał się gęsto tłumaczyć swojemu dowódcy. Bez uzgodnienia z górą, zdekonspirował się przed Basią, a także wprowadził ją w szeregi podziemia, wysyłając do oddziału Łucji. Zresztą, to właśnie ona złożyła skargę. Nie podobało jej się to, że Basia pojawiła się znikąd i to, że wyglądała za dobrze jak na warunki wojenne. W dodatku, nikomu nie pozwalała dotykać swojego plecaka, na którym ewidentnie widać było krew. Romek nie był obiektywny, cieszył się jedynie z widoku kuzynki, ale Łucja sprowadziła go na ziemię. Dostał naganę od dowódcy z zastrzeżeniem, żeby nie informować o niczym rudowłosej póki jej nie sprawdzi dokładnie. Rodzina, nie rodzina, trzeba było uważać. Basia nadal pozostawała więc u państwa Siennickich, ale nie towarzyszyła już Łucji. 

- Mówię Ci Bocian...Twoja kuzynka powinna zmienić mieszkanie - zaczęła po raz setny Łucja, kiedy razem z Romkiem i Jadzią usiedli do kolacji. Była jak zawsze skromna, ale dziewczyna starała się, aby wszyscy byli w miarę najedzeni. 

- Basia jest porządną dziewczyną. Jest miła i pomocna - odburknął Bocian, zdenerwowany już całą nagonką na kuzynkę. Zawiadomił odpowiednie osoby o sytuacji i czekał spokojnie na rozwój wydarzeń. 

- Może tylko udaje...jest wybredna. Ilekroć dawałam jej kawy, zawsze odmawiała. Kto w tych czasach odmawia kawy? - burzyła się Łucja. 

- Nie rozmawiajmy o tym. Chcę ten raz zjeść kolację w spokoju - zakończył rozmowę Romek, podnosząc głos. Zjadł swoją porcję, popił przegotowaną wodą i zamknął się w pokoju. Łucja prychnęła pod nosem. Kazała Jadzi iść się umyć i położyć do łóżka. Sama zaczęła sprzątać po kolacji, kiedy rozległ się dzwonek. Spojrzała na zegar, za około 20 minut miała się zacząć godzina policyjna. Romek wychylił się z pokoju, ostrożnie podchodząc do drzwi. Otworzył je delikatnie, a kiedy dostrzegł znajomą twarz, wpuścił gościa do środka. 

- Serwus Bocian...dobry wieczór Łucjo - przywitał się mężczyzna. Dziewczyna obdarzyła go uśmiechem, wstawiając czajnik. 

- Bimber...zaraz jest godzina policyjna. Masz coś ważnego? - spytał cichym tonem Bocian. Nie bardzo miał ochotę, żeby jego narzeczona słyszała rozmowę. Odciągnął kolegę na bok, dyskretnie patrząc na Łucję. 

- Będę sprawdzać Twoją kuzynkę. Byłbym wdzięczny za informacje. 

-Ty? 

- A no ja. Polecenie z góry. Napisz co wiesz o swojej kuzynce i zostaw w miejscu kontaktowym, w parku przy Miejskiej. Do zobaczenia...całuję rączki Łucjo - pożegnał się Bimber i już go nie było. Dziewczyna wydawała się zadowolona, za to Bocian nie był zbyt entuzjastyczny. 

                                                              *** 

Bimber, a właściwie Stanisław Rzewski był 25-letnim chłopakiem. Znali się z Bocianem od czasu kampanii wrześniowej, kiedy to walczyli w jednym oddziale. Potem trzeba było uciekać, więc w końcu wylądowali razem w miejscowym podziemiu. Bocian zajmował się dywersją i sabotażem, sporadycznie biorąc udział w akcjach zbrojnych. Bimber był egzekutorem, zabijał zdrajców narodu i Niemców, na których AK wydało wyrok, sam często ich szukał. Był wysoki, miał brązowe włosy i wiecznie posępny wyraz twarzy. Znajomi twierdzili, że to z racji wykonywanych zadań.  Był sumienny w swojej działalności, Niemcy wybili mu połowę rodziny, więc odwdzięczał się z nawiązką. Przed wojną chciał zostać sportowcem, umiejętność szybkiego biegu, nie raz przydała mu się w akcji.  

      Zdziwił się, kiedy dostał meldunek o sprawdzeniu kuzynki Bociana. Byli przyjaciółmi i ufał mu jak mało komu. Zresztą, Romek ocalił mu kiedyś życie i Bimber obiecał, że będzie wobec niego lojalny zawsze. W ustach Staśka, była to niemal przysięga. Bocian zostawił mu informację o Basi. Nie było w nich nic szczególnego, wydawała się naprawdę zwykłą dziewczyną. Zakończyłby sprawę, gdyby nie kartka od Łucji podrzucona w to samo miejsce. Musiała słyszeć rozmowę. Z jej spostrzeżeń wynikało, że rudowłosa coś ukrywała. Kluczem do tego miał być jej plecak. Bimber uznał, że nie ma co czekać. Wyciągnął papierosa i jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku mieszkania państwa Siennickich. Po drodze podarł dokładnie kartki z informacjami i wyrzucił do kałuży. Po drodze minął parę uliczek, na których spanikowani mieszkańcy robili w pośpiechu zakupy. Dobrze wiedział, dlaczego się bali - łapanki. Niemcy lubili takie zabawy, znienacka zabierali ludzi z ulicy i wywozili Bóg wie gdzie. Splunął na chodnik, broń ukryta w fałdach marynarki niebezpiecznie zaczęła ciążyć. 

          Przed kamienicą zgasił papierosa i z wymuszonym uśmiechem ruszył pod odpowiednie drzwi. Zastukał cztery razy, w rytm powitania, a po chwili pani Siennicka wciągnęła go do mieszkania. Uprzejmie się z nią przywitał, wymienił uścisk ręki z jej mężem, a potem rozsiadł się przy stole i oczami szukał dziewczyny. 

- Wyszła tylko do sklepu na przeciwko - wyjaśniła kobieta, domyślając się czego szukał Bimber. 

- Jak się z nią mieszka? 

- Nie mogę narzekać. To grzeczna i poukładana dziewczyna. Może trochę cicha - odpowiedział pan Siennicki. Bimber kiwnął głową, po czym bezceremonialnie zapytał, czy może przejrzeć rzeczy Basi. Małżonkowie spojrzeli po sobie, ale ostatecznie pozwolili mu na to. Zresztą nawet jakby się nie zgodzili, to i tak by to zrobił. Plecak Basi leżał na kanapie, która służyła jej za łóżko. Był brudny i zaplamiony czymś, co kolorem przypominało krew, ale Bimber nie miał co do tego pewności. W środku były jakieś ubrania, bielizna, pojemnik z wodą - nic groźnego. Sięgnął głębiej, jego palce dotknęły czegoś metalowego. Wyciągnął rękę i jego oczom ukazał się najprawdziwszy, niemiecki pistolet. Oglądał go z każdej strony, czując zdezorientowanie. Skąd kuzynka Bociana miałaby taką broń? Próbował wymyślić chociaż jakikolwiek powód, ale rozległo się pukanie, a właściwie walenie w drzwi. Doszły krzyki po niemiecku. Państwo Siennicy spojrzeli na siebie. Zamknęli drzwi pokoju, w którym siedział Bimber i otworzyli drzwi. Do środka wbiegło czworo Niemców. Kazali wszystkim wyjść, a sami przeszukiwali pokoje. Stasiek zdążył tylko odłożyć pistolet. Wpakowali ich do samochodu i odjechali. 

                                                                               ***  

- Mamy coś? - dopytywał Hammer za każdym razem, kiedy spotkał któregoś ze swoich żołnierzy. 

- Nadal nic - odpowiedział Rudolf, rozsiadając się na kanapie w salonie. Przesłuchali już wszystkich mieszkańców po parę razy i nie uzyskali nic wartego uwagi. No może poza informacją, że ktoś gdzieś tam ukrywa Żydów - Ale mam pomysł. Mógłbym wyjechać do miasta, mój szwagier pracuje przy naprawie maszyn dla SS. Pojadę, podpytam. 

- Tylko, żebyś mi nie wracał z pustymi rękami - rozkazał Hans - A Basia...ma być cała. Sam się z nią policzę. 






Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now