Rozdział 25

157 11 0
                                    

Basia ociągała się ze zjedzeniem śniadania. Po pierwsze, nie chciała siedzieć razem z Niemcami przy stole, a po drugie miała wrażenie, że Pani Janina miała dzisiaj gorszy dzień. Zresztą spytała ją o to, a kobieta napisała na serwetce, że zabito jej siostrzeńca, po czym wrzuciła ją do pieca. Basia oczywiście natychmiast złożyła kondolencje, ale kucharka dała jej znać, żeby sobie darowała. Dziewczyna zamierzała poprosić Hammera, żeby pozwolił kobiecie spędzić ten dzień w domu z bliskimi, ale widząc jego nastrój, zastanawiała się czy to dobry pomysł.

- Pani Janina jest bardzo smutna – zaczęła Basia, zabierając od Hansa pustą filiżankę po kawie – Zmarł jej siostrzeniec.

- I?

- Chyba powinna być z rodziną. To tragedia.

- Tragedia? Bo jakiś młody, gniewny został zastrzelony? Jest wojna, takie rzeczy są normalne – skomentował Hans, podnosząc na nią wzrok.

- Zginął człowiek. Dla Pana to nie tragedia?

- Chyba Ci tłumaczyłem ostatnio, że jestem przyzwyczajony do ludzkiej śmierci. Dziwię się, że Ty nadal nie. A no tak...Panienka z dobrego domu, co to pracą się nigdy nie skalała. Dnie pewnie spędzałaś na przymierzaniu sukienek i szukaniu bogatego męża? – Hans nie ukrywał swojego złego humoru. W normalnych okolicznościach pewnie by Basi tego nie wytknął, ale musiał odreagować, a była jedyną osobą w jego zasięgu. Ku jego zdziwieniu, nie wyglądała na zasmuconą jego słowami, raczej na obrażoną.

- Jestem Polką, moi rodacy codziennie giną. Myśli Pan, że jest mi wesoło?  – syknęła w jego stronę, z trzaskiem zabierając tacę z biurka i wychodząc z pokoju.

- I to dla Ciebie jest niby ciężkie? Ty obok wojny to nawet nie stałaś – odburknął w jej stronę, wychylając się za nią na korytarz.

- To mi ją pokaż!

- A proszę bardzo. Choćby dzisiaj!


Godzinę później obydwoje siedzieli w czarnym samochodzie. Hans ubrany był w swój mundur, jak zawsze nienaganny, a Basia włożyła białą sukienkę, pantofle cioci i jej płaszcz. Rude włosy spięła w warkocza. Jechali dosyć długo, dziewczyna spoglądała wściekła  na widok za szybą i zerkała od czasu do czasu na Niemca. Siedział zamyślony, co chwila sprawdzając coś w kieszeni. Nie odzywał się, więc Basia też milczała. Była lekko wystraszona, nie wiedziała, dokąd jechali ani po co. Hans nigdy jej nie skrzywdził, ale nie mogła mieć pewności, że nie zrobi tego teraz.
Jechali coraz dalej. Widok drzew za oknem powoli zmieniał się w szary obraz z ciężką, wręcz czarną mgłą. Basia uchyliła na chwilę okno, ale momentalnie je zamknęła, nie mogąc znieść drażniącego zapachu. Spojrzała na Hansa, wyglądał na wyraźnie spiętego. Chcąc dodać mu w pewien sposób otuchy, ponieważ jego dobre samopoczucie było gwarancją jej bezpieczeństwa, delikatnie musnęła jego dłoń swoimi palcami. Wzdrygnął się, jakby wyrwała go z letargu, ale nie odtrącił jej ręki. Jechali w ten sposób aż do końca, kiedy kierowca oznajmił, że dalej nie wjedzie.

- Nie powinienem Cię tu zabierać, ale sama chciałaś – szepnął Hans, pomagając Basi wysiąść z auta. Podsunął jej ramię i razem szli aż do potężnej bramy. Basia znów poczuła ten przykry zapach i zobaczyła gęstą mgłę, unoszącą się znad baraków za bramą. Hans wykonał gest powitania w stronę wartownika i oboje weszli na teren obozu. Strażnik ukłonił się w stronę Basi, a ona lekko dygnęła, tak jak uczyła ją mama.

- Chciałbym rozmawiać z komendantem obozu – powiedział stanowczo Hans, pokazując swoje dokumenty. Strażnik kiwnął głową i wytłumaczył mu drogę. Spojrzeli na Basię, która starała się być wzorem dobrych manier, choć jedyne o czym marzyła to powrót do rezydencji.

- Niech Pan porucznik idzie. Zajmę się Pana partnerką.
Hans podziękował nieco zimnym tonem i na odchodne pocałował Basię w czoło. Nie chciał się przyznać, ale żałował, że ją tu zabrał. Nie było to zdecydowanie miejsce dla takich jak ona, wrażliwych i dobrych. Właściwie nie wiedział co jej chciał pokazać. Może to z czym on sam musiał się mierzyć? Może zazdrościł Basi tego, że mogła żyć w nieświadomości tych wszystkich rzeczy? Bo przecież był tu tylko po brata, do wręczenia łapówki nie potrzebował dziewczyny, a jednak była tu z nim.

- Niech Pani lepiej tu niczego nie dotyka. Wszystko jest brudne i śmierdzące – polecił Basi strażnik, który oprowadzał ją po obozie. Dziewczyna szła za nim w swoich tonących w błocie pantoflach i nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Tysiące ludzi w zdartych, brudnych ubraniach. Właściwie, to nawet nie wiedziała, czy byli ludźmi. Wszyscy ogoleni, chudzi tak, że można było policzyć wszystkie żebra, z twarzami w tak głębokim smutku, że sama miała ochotę się rozpłakać. Otarła jednak łzy, ponieważ towarzyszył jej strażnik, który zaganiał chodzące trupy do pracy, śmiejąc się przy tym. Basi zrobiło się jednocześnie niedobrze i słabo. Wydawało jej się, że traciła oddech. Stała nieruchomo, pośród tych wszystkich ludzi, nie mając siły na zrobienie kroku. Strażnik zdawał się tego nie zauważać, był zbyt zajęty znęcaniem się.

Hans denerwował się przed spotkaniem z komendantem. To, co zamierzał zrobić nie było do końca zgodne z regułami, ale skoro Olaf wypiął się na rodzinę, było to jedyną szansą dla Kurta. Na szczęście, komendant po zajrzeniu w kopertę, szeroko się uśmiechnął i przystał na propozycję.

- Jest Pan bardzo hojny. Z radością oddam Panu za te pieniądze jednego z tych trupów. Proszę tylko podać nazwisko.

- Kurt Hammer – powiedział zachrypniętym głosem Hans. Komendant poczuł się zbity z tropu, ale chwilę później gorliwie przepraszał, bąkając coś o jakiejś pomyłce, choć przecież obaj wiedzieli, jak było naprawdę. Komendant dał znać jednemu z żołnierzy, żeby zaprowadził Hansa do szpitala obozowego. Hammer poczuł się trochę lepiej, ale prawdziwą ulgę będzie miał dopiero, kiedy przekroczą bramę obozu.
Czuł się nieswojo w tym miejscu. Opowiadał Basi jaki to był odporny na wszystko, ale w obozie, widząc to, było mu ciężko. Zwłaszcza, że jako członek SS miał pełną wiedzę na temat tego, co tutaj robiono. Zabijanie Żydów w wiosce było niczym, w porównaniu do tego wielkiego planu zniszczenia.

- Ma Pan szczęście. Jeszcze dwa dni i wszyscy ze szpitala będą odesłani do komory – oznajmił strażnik wołając lekarza z głębi szpitala obozowego. Wyszła kobieta, niska i chuda, z chustką w paski na głowie.

- Szukam więźnia, który wczoraj tu trafił. Przyprowadź!
Lekarka zniknęła w czeluści baraku, z którego dochodził chór jęków oraz zapach, a właściwie smród, leżących w fatalnych warunkach, ciał. Hans się zastanawiał, czy będzie w stanie rozpoznać brata. Spojrzał na więźnia, którego lekarka podtrzymywała. Był ogolony i wychudzony, z licznymi siniakami na twarzy i bladymi oczami.

- Zemdlał w czasie pracy. Jest wycieńczony, musi odpoczywać. Proszę go karmić małymi porcjami. Po dwóch tygodniach powinien wrócić do siebie – wyjaśniła lekarka profesjonalnym tonem.
Hans podziękował strażnikowi, kobiecie jedynie kiwając głową. Przejął od niej brata, który praktycznie w ogóle mu nie ciążył. Tylko strasznie od niego śmierdziało. Na tyle mocno, że Hans musiał odchylić głowę dość daleko. Doszli pod bramę, gdzie czekała już na nich blada Basia. Hans wpakował brata na przednie siedzenie, gdzie ten od razu zasnął. Otworzyli okna prawie na całą szerokość.
Basia się nie odezwała słowem w czasie jazdy. Trzęsła się tylko, wyglądając jakby miała zwymiotować. Mruczała coś pod nosem, co brzmiało jak modlitwa. Hans miał zdecydowanie dosyć wrażeń jak na jeden dzień, więc objął kobietę i przysunął do siebie. Basia, mimo początkowych oporów, przylgnęła do Hansa, cicho sobie popłakując

- Miał Pan rację. Nie wiedziałam czym jest wojna.

Hans po raz pierwszy w życiu nie czuł satysfakcji z faktu, że miał rację.



Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now