Rozdział 30

159 13 0
                                    

Ból w ramieniu rozlewał się na całe ciało. Miałam wrażenie, że cała płonę i nikt nie mógł ugasić tego ognia, który powoli mnie zabijał. Oddychanie robiło się coraz trudniejsze aż w końcu zapomniałam jak to się robi i odpłynęłam w bliżej nieokreśloną przestrzeń, chociaż wydawało mi się, że jakiś głos w głowie prosił bym tego nie robiła.

Obudziłam się. Byłam znowu w mojej sypialni w rodzinnym dworku, a przez okno z białymi firankami wlewały się promienie słońca. W koszuli nocnej podbiegłam do niego, nie mogąc uwierzyć, że znowu byłam w domu, w moim pokoju, tak bezpieczna z dala od wojennej pożogi. Rozejrzałam się, łóżko było takie jak pamiętałam, szerokie ze świeżo wypraną pościelą. Zajrzałam do szafy, sukienki w przeróżnych kolorach czekały na okazje. Obok stał regał z paroma książkami, w większości z obyczajowymi romansami. Tuż przy regale był mój ulubiony bujany fotel, w którym uwielbiałam czytać. Przysiadłam w nim na chwilę zamykając oczy i rozkoszując się tą błogą chwilą. Nie minęło jednak parę sekund, a do pokoju wpadła mama. Wyglądała jak zawsze – porządnie ubrana z nienaganną fryzurą.  Spojrzała na mnie z dezaprobatą, wyjmując z szafy jedną z sukni i nakazując mi się pośpieszyć. W toaletce doprowadziłam się do ładu i zeszłam na dół. Pani Krystyna, nasza służąca ukłoniła się w moją stronę. Ojca nie było, zresztą jak zwykle. Chciałam usiąść do dębowego stołu w jadali, ale Pani Krystyna surowo nakazała mi iść na dwór do altany. Włożyłam białe pantofle i zdezorientowana poszłam we wskazane miejsce. Przy długim stole, syto zastawionym, siedział mój ojciec w swoim wojskowym mundurze na którym lśniły liczne medale, zdobyte przez niego w czasie walk na froncie pierwszej wojny światowej. Nie pamiętałam jego nieobecność zbyt dobrze. Mama starała się jak mogła, żeby mi go zastąpić. Zachowałam w pamięci jego obraz jako ciepłego, kochanego taty. Tymczasem, kiedy wrócił moje wyobrażenia nie miały pokrycia z rzeczywistością.

- Oto moja Basia – przedstawił mnie gościom. W większości byli to młodzi chłopcy, nieco starsi ode mnie, ubrani raczej elegancko. Wśród nich mignęli mi wojskowi w wieku mojego ojca, a na końcu stołu siedziała moja mama, rozprawiając z żoną innego generała. Lekko się ukłoniłam jak mnie uczono i zamierzałam zająć miejsce obok matki, ale ojciec z gniewną miną wskazał mi krzesło obok jednego z chłopców. Był w mundurze, z ciemnymi włosami ulizanymi brylantyną i patrzył w moją stronę stanowczo za często. Śniadanie jakoś nie chciało mi przejść przez gardło, więc odstawiłam miskę z owsianką.

- Basiu dlaczego nie jesz? Polska potrzebuje kobiet, które będą silne, aby dawać naszym mężczyznom wiele dzieci. To patriotyczny obowiązek! – ojciec uwielbiał takie przemowy. Patriotyzm i ojczyzna były dla niego najważniejszymi wartościami w życiu. Nie było w tym niczego złego, sama popierałam idee patriotyzmu, ale mój ojciec stanowczo za bardzo brał je sobie do serca.

- Trochę za chuda...ale myślę, że będzie dobra – stwierdził mężczyzna obok mnie.

- Świetnie. Im wcześniej weźmiecie ślub, tym lepiej. Wojna wybuchnie lada moment, nie ma na co czekać.

W tamtym momencie nie wiedziałam co robić. Własny ojciec wydawał mnie za mąż za mężczyznę, którego widziałam po raz pierwszy i nawet nie zapytał mnie o zdanie. Rzuciłam spojrzenie w stronę matki, ale ona jedynie uśmiechała się w moją stronę. No tak...siedziała przy stole z matką mojego narzeczonego, jak się później dowiedziałam. Przy stole omówiono kwestie ślubne, potem kobiety wyproszono i zaczęły się rozmowy polityczne. Na koniec wszyscy zasalutowali mojemu ojcu, a przyszły mąż nachalnie próbował mnie pocałować. Stanowczo mi się to nie podobało.

- Ojcze...nie znam tego człowieka. Dlaczego mam za niego wyjść? – spytałam przy kolacji. Było to niedopuszczalne, ale wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Matka prawie udławiła się winem, a ojciec spokojnie odstawił kieliszek i patrząc mi prosto w oczy powiedział:

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now