Rozdział 52

44 5 0
                                    


  Hans jeszcze nigdy nie jechał samochodem tak szybko, jak wtedy, kiedy zadzwonił do niego ogrodnik i przekazał, że w ogrodzie jest plaga wiewiórek. Nie zważał na polecenia Olafa, ani na dopytywania znerwicowanej Irene, kiedy w środku kolacji, po odebraniu telefonu oznajmił, że musi pilne jechać do rezydencji. Jednocześnie obiecał, że jutro postara się wrócić. Z tyłu głowy bał się, że jednak plaga zwierząt może być prawdą, ale wierzył, że ogrodnik nie bez przyczyny podał akurat wiewiórkę.

Pod swoją rezydencją czekał na niego staruszek, prawie kłaniając mu się w pas. Hans zignorował go, tylko od razu skierował się do wejścia. W salonie paliło się światło, wszedł tam i oniemiał. W ułamku sekundy wyjął broń, widząc dwóch, obcych mężczyzn. Romek i Stasiek zrobili to samo. Celowali w siebie, dopóki z góry nie zeszła kobieca postać. Basia blado się uśmiechnęła w jego stronę, a konspiratorzy opuścili pistolety, będąc jednak cały czas czujnymi. Rudowłosa obeszła ich, stając przed Niemcem. Spojrzała mu w oczy o wiecznie zimnych oczach i delikatnie dotknęła ramienia, żeby również schował broń. Rzucił okiem na mężczyzn siedzących na kanapie, na Basię i powoli, z wyraźną niechęcią włożył pistolet do kabury. Najchętniej zadałby tysiące pytań na temat sytuacji jaką zastał, ale w tamtym momencie jedyne na co miał ochotę, to pobyć z kobietą sam na sam. Chwyciła go za rękę i zaprowadziła do ich sypialni, z której zostali tak brutalnie wyrwani. Nie czekała aż zamknie za sobą drzwi, wczepiła się w jego usta, przyciągając go do siebie bliżej. On nie pozostawał jej dłużny – schodził pocałunkami coraz niżej, namiętność, która w nim buzowała, wychodziła z podwójną siłą. Chciał z powrotem poznać dotyk jej ust na swoim ciele, jej ręce na swoich plecach, pełnych blizn, chciał całować ją całą, dać jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebowała. Zwłaszcza po ich rozłące.

Położył ją na łóżku. Dopiero wtedy zauważył jak schudła, niemal mógł poczuć żebra pod swoimi palcami, kiedy muskał jej ciało. Ucałował jej ręce, które całkiem nie przypominały jej zawsze delikatnych dłoni:

- Co oni Ci zrobili Wiewiórko...- szepnął między pocałunkami, zdejmując z niej sukienkę całkiem. Basia łaknęła jego dotyku, nawet nie uświadamiała sobie, że tak za nim tęskniła. Jego silne ramiona masowały jej obolałe plecy, słyszała jego jęk, kiedy zauważył siniaki, ona widziała jego radość, kiedy odnaleźli swoje usta, a zarazem jego przerażający wręcz smutek. Czuł się odpowiedzialny za to, co ją spotkało:

- To nie Twoja wina – wyszeptała mu do ucha, głaszcząc go po twarzy. Chciał jej powiedzieć o testamencie, ale Basia skutecznie go od tego odciągała. Nie chciała spędzić nocy z Niemcem ani z porucznikiem SS. Chciała ją spędzić z Hansem.

Tym razem nie obudziły go promienie słońca, ale podniesione głosy na dole. Basia smacznie spała, owinięta w ciepłą kołdrę, a niesforne kosmyki jej włosów, leżały rozłożone na poduszce. Nie chciał wstawać, mógłby spędzić cały dzień patrząc się na nią, to jak zabawnie poruszała nosem w czasie snu, za każdym razem, kiedy z dołu dochodził jakiś dźwięk. Syknął pod nosem i najciszej jak mógł opuścił pokój, zabierając po drodze swoje ubrania. Zamknął dokładnie drzwi, w łazience ubrał się w cywilny strój i zszedł po schodach. W kuchni, przy stole zastawionym jedzeniem siedział Romek, Stasiek i ku zdziwieniu Hansa – jego własny brat. Mężczyźni z konspiranci spojrzeli na niego spod byka, a Kurt nawet nie obdarzył go spojrzeniem.

- Ktoś mi powie co się dzieje? – zapytał, patrząc znacząco na brata. Bimber oderwał się od stołu, nawet nie kończąc śniadania, choć był to kawał porządnej słoniny z czerstwym chlebem i zostawiając kubek z dopiero co nalaną kawą. Widelec upadł z brzdękiem na podłogę, kiedy trzasnął drzwiami wychodząc na dwór. Romek jakby się wahał, patrząc tęsknie na jedzenie, sącząc powoli napój, ale widząc znaczące spojrzenie Hansa, który chciał zostać z bratem, odszedł od stołu, kierując się na dwór.

Na schodach przed rezydencją siedział Stasiek zapalając papierosa. Coraz bardziej miał dosyć tej misji. Nie miał najmniejszej ochoty przebywać pod jednym dachem z Niemcami, nawet jeśli przyzwyczaił się już do Kurta. Wczorajszy wieczór jednak przelał czarę goryczy i marzył tylko o tym, żeby wrócić do swojego zajęcia. Nie chciał o tym mówić Bocianowi, ale widok jego kuzynki...to jak patrzyła na tego Szwaba, mordercę i okupanta...był dla niego nie do zniesienia. Splunął, takie jak ona już dawno skończyły z kulą w głowie, oskarżone o zdradę ojczyzny. Sam dokonywał takich egzekucji niejeden raz. Basię chronił immunitet w postaci ojca, była zbyt mocną kartą, żeby ją stracić, można było dzięki niej sterować decyzjami samego generała. Jedyne więc, co pozostało Bimbrowi to ukrywać swoją frustrację i odliczać dni do wyjazdu.

- Mam pomysł...- zaczął Romek, dosiadając się obok przyjaciela. Stasiek, zaciągając się dymem ze szczerym zainteresowaniem nadstawił ucha – No bo ten Szwab...ten Hans...widziałeś jak się na nią patrzył...a może tak...by go zwerbować? – Bimber o mało co się nie zakrztusił, po pierwszej salwie kaszlu, zastanawiał się czy się przypadkiem nie przesłyszał. Czekał w nadziei, że przyjaciel wybuchnie śmiechem, ale Bocian był śmiertelnie poważny:

- Oszalałeś? Zwerbować? Rodowitego nazistę? Żeby nas wszystkich przejrzał i zastrzelił na miejscu?

- Pomyśl Bimber, pomyśl! Przecież on jest porucznikiem SS, jego brat to szycha w Gestapo...wiesz, ile on może posiadać informacji? Ile naszych dałoby się wyciągnąć z aresztów albo obozów? – roztaczał wizję Bocian. Bimber wiedział, że nadal szukał Łucji i wszelkich sposobów, żeby ją wydostać, gdziekolwiek była. Przyjaciel dal mu znać, żeby mówił ciszej, oglądając się na drzwi wejściowe.

- Yhym...pięknie to brzmi, ale nie wiem czy sarnie oczy Twojej kuzynki wystarczą, żeby Pan Smętny nagle zmienił stronę – mruknął Stasiek, ubolewając nad lukami w ,,genialnym'' planie jego przyjaciela.

- Możemy go przekupić...coś mu zaproponować...wchodzisz w to? – zapytał Romek, wystawiając rękę do Bimbra. Ten, jakby nie wierząc we własne działania, uścisnął mu dłoń. Jak będzie coś kombinował, co się go załatwi, pomyślał, rozmarzając się o zastrzeleniu ukochanego Basi. 

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now