Rozdział 45

92 6 0
                                    


Tak jak zapowiedziała Hania, obie z Basią wyszły wkrótce z więzienia. Prostytutka z radością szła ciemnymi korytarzami więzienia Gestapo, zadowolona, że w końcu może je opuścić. Rudowłosa natomiast rozglądała się niepewnie, snując wzrokiem po zimnych twarzach strażników. Bała się, kiedy siedziała w celi, nie wiedząc co właściwie działo się z Hansem, dlaczego ich rozdzielono i jaki ją czekał los, ale wyjście wcale nie napawało ją szczególnym optymizmem. Nadal nie znała odpowiedzi na zadawane sobie codzienne pytania.

Hania zaprowadziła Basię do swojego lokum, które okazało się malutkim mieszkaniem w jednej z kamienic w mieście. Sąsiedzi obrzucali Hanię potępiającym wzrokiem, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Szła po schodach dumnie i pewnie, a za nią człapała rudowłosa.

- Tu możesz spać – Hania wskazała jej jeden z pokoików, gdzie znajdowała się kanapa, nieco już zjedzona przez mole, ale nadal można było na niej spać. Na podłodze leżał skromny dywanik, a całość dopełniał chwiejący się na suficie żyrandol. Basia przysiadła na kanapie, czując zmęczenie. Na niewygodnych posłaniach w więziennej celi nie dało się dobrze wyspać, więc organizm prosił się o dawkę porządnego snu. Nawet nie poprosiła o kołdrę, tylko położyła się przykrywając się jakimś kocem.

- Basia...- usłyszała, kiedy otworzyła oczy. Była w lesie, wokół niej znajdowały się potężne drzewa, a w nosie czuła zapach świeżo spadniętego deszczu. Zieleń dookoła napawała ją spokojem, tak jak delikatna rosa pod jej gołymi stopami.

- Basia...- znowu usłyszała ten głos. Rozejrzała się, próbując znaleźć jego źródło. Dobiegał z daleka, więc podciągnęła długą, białą sukienkę i wolnym krokiem wyruszyła na poszukiwania. W głowie cały czas słyszała nawoływanie, wzywała ją na pewno kobieta. Szła coraz szybciej, od czasu do czasu zapadając się w rozmokniętym mchu. Im dalej była, tym las stawał się bardziej mroczny, ciemny, pełen pajęczyn i wystających korzeni o które się potykała. Jej sukienka zdążył się rozpruć w paru miejscach. Mimo tego ciągle szła naprzód jakby zupełnie nieznana jej siła ją przyciągała. Doszła na skraj lasu, nagle znajdując się na klifie. Stamtąd patrzyła na niebieskie fale morza i rozciągającą się plażę. Widok był oszałamiający, wręcz czuła zapierający dech w piersi. Bryza morska przyjemnie rozwiewała jej włosy.

- Basia...- delikatny kobiecy głos zdawał się mówić do niej z dołu. Wyjrzała zza klifu patrząc na falujące morze i już wystawiła jedną nogę, kiedy nagle ze strony lasu, dobiegł ją zupełnie inny głos:

- Zatrzymaj się!

- Baśka, Baśka wstawaj! – rudowłosa gwałtownie podniosła się z kanapy, niemal lądując na podłodze. Nad nią stała zniecierpliwiona Hania, w zwiewnej sukience i makijażu z nieco rozmazaną szminką – Krzyczysz przez sen, klientów mi straszysz. Zjesz coś?

Hania nie czekała na odpowiedz tylko zaczęła przygotowywać śniadanie. Krzątała się po kuchni, a w tym czasie Basia starała się doprowadzić do porządku. Rozczesywała włosy, które po pobycie w celi całkiem oklapły i zwinęły w jeden, wielki kołtun. Związała warkocza i usiadła przy stole, dostając od koleżanki kubek z rozwodnioną kawą – podobną do tej, którą piła u Romka. Romek, pomyślała wracając myślami do krótkiego pobytu u kuzyna.

- Musimy sobie wyrobić jakieś papiery...popytam jutro znajomych. Może mi pomogą – wyjaśniła Hania, smarując sobie kromkę czerstwego chleba truskawkową marmoladą – Nie wiem też, czy utrzymam nas obie, więc dobrze, gdybyś miała jakąś pracę. Mam stałego klienta w jednej z fabryk, spróbuję Ci coś załatwić.

- Jestem Ci bardzo wdzięczna, ale dlaczego tak właściwie mi pomagasz? – zapytała Basia, kiedy już przełknęła ciepły napój, który w tamtej chwili wyjątkowo jej smakował.

- We dwójkę zawsze raźniej, poza tym...jesteś jedną z niewielu osób, które się na mnie krzywo nie patrzą z powodu mojego zawodu. Poza tym polubiłam Cię, chociaż na pierwszy rzut oka wydajesz się wyniosłą panienką.


Hans wpadł do rezydencji brata wściekły. Trzasnął drzwiami i kazał przygotować sobie kąpiel, bez słowa mijając witającą go Irene. Właśnie dziś otrzymał wiadomość od dowódcy, że ma przyznany urlop ze względu na stan zdrowia brata, który praktycznie doszedł już do siebie. Hammer nawet nie chciał myśleć ile pieniędzy Olaf zapłacił za taki rozkaz, albo czym zastraszył samego szefa jednostki SS. Tak, jego brat zdecydowanie znał się na ludziach i umiał ich podejść. Teraz Hans był skazany na chore pomysły Olafa, które doprowadzały go na skraj załamania nerwowego. Co prawda nie kazał mu uczestniczyć aktywnie w egzekucjach, pacyfikacjach czy przesłuchiwaniach, wysyłał go dopiero po wszystkim, żeby patrzył na te zmasakrowane ciała, często nastolatków albo w wieku Kurta czy Basi, żeby musiał stawiać czoła zapłakanym matkom, siostrom czy żonom. Olaf wiedział, że to wszystko było dużo gorsze dla jego brata niż samo naciśnięcie za spust.

- Czy to jest trudne?

- Co takiego

- Zabijanie. Czy jest trudne?

To pytanie zadała mu kiedyś Basia. Wtedy zbiło go z tropu i warknął do niej, żeby zajęła się swoimi sprawami. Teraz siedząc w wannie zalanej ciepłą wodą, zamyślił się na chwilę. Teoretycznie jeśli znało się budowę pistoletu i wiedziało się jak z niego korzystać, zabijanie nie wydawało się szczególnie trudną rzeczą. Myśląc jednak o Basi, domyślił się, że chodziło jej o inny aspekt zabijania. Na te pytanie już nie umiał odpowiedzieć, nie znał, a może nie chciał znać swojego zdania na ten temat. Zawsze się dystansował od swoich ofiar, nie znał ich życiorysów ani bliskich. Tylko strzelał i odchodził z miejsca zbrodni, aż do teraz. Nagle musiał stanąć z zamordowanymi i ich rodzinami twarzą w twarz. I odkrył, że jest to o wiele trudniejsze. Te wszystkie emocje, których doświadczał...jakby nagle odzyskiwał człowieczeństwo. Kiedy patrzył na te kobiety, które padały mu wręcz do stóp błagając by mogły pochować swoje dzieci, przed oczyma za każdym razem miał swoją matkę. Kiedy patrzył na zalane krwią i zastygnięte w bólu twarze tych, którzy przeciwstawili się okupantowi, przez oczami miał Kurta, który przecież mógł skończyć tak samo jak oni. Świadomość, że nagle obcy mu ludzie, wręcz wrogowie przywodzili mu na myśl członków rodziny doprowadzała go kryzysu.



Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now