Rozdział 32

194 11 0
                                    

Znów byłem małym chłopcem. W rodzinnym domu unosił się zapach cynamonowych ciasteczek, które mama wyciągnęła z pieca przed chwilą, a których już zdążył spróbować Olaf. Matka tylko spojrzała na niego z udawaną złością i usiadła do pianina przy którym siedział Kurt. Był niski, nogi nie sięgały mu do podłogi, dyndając tuż przy niej, przez co nie mógł sam naciskać pedałów. Matka brała go na kolana, on grał, a ona pokazywała mu coraz to nowsze nuty. Miał talent, bez wątpienia. Lubiłem słuchać jego grania, tego jak czasem matka uziemiona przez rodzicielstwo, zapominała, że nie jest już na scenie i śpiewała. Była przy tym taka wesoła, jakby nie wiedziała, że panował kryzys, a oni mieli do utrzymania trójkę synów.
Ojciec jak zwykle popołudnie spędzał w swoim gabinecie, ozdobionym porożem upolowanych zwierząt. Kochał polowania, chociaż matka zawsze miała do niego o to pretensje. Siedział w swoim, wygodnym, skórzanym fotelu i czytał kolejne gazety, a im więcej czytał, tym bardziej się denerwował, a kiedy się denerwował to pił i wygłaszał na cały dom elaboraty na temat sytuacji w kraju. Już wtedy popierał Hitlera i nas, swoich synów też próbował do tego przekonać. Olafa nie trzeba było długo namawiać. Zawsze trzymał stronę ojca i lubił się podlizywać. Był najstarszy, pierworodny i należał do Hitlerjugend, a potem do tych wszystkich ugrupowań, które mój ojciec tak bardzo chwalił. On też lubił w domu głosić hasła o niższości rasowej Żydów. Robił to zazwyczaj przy kolacji, kiedy wszyscy zasiadaliśmy do stołu. Matka zawsze go karciła, upominając, że nie jest to miejsce ani czas na takie rozmowy. Ojciec natomiast cieszył się, widząc, że chociaż jeden syn popierał jego poglądy.
Kurt siedział zawsze naprzeciwko mnie. Zawsze wpatrzony w swój talerz z miną jakby chciał jak najszybciej uciec z tego miejsca. Nie odzywał się. Wywróciłem oczami, nie mogliśmy być spokrewnieni. Oprócz identycznego koloru oczu nie łączyło nas nic. Kurt chciał być jak matka, ja chciałem iść w ślady ojca. Po czasie  przyjąłem jego poglądy. Nie w takim stopniu jak Olaf, który stał się fanatykiem, gotowym nas wszystkich wydać, ale zaciągnąłem się do SS i włożyłem czarny mundur. Pamiętam wzrok matki, kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyła. Znowu zaczęła koncertować, ale wróciła do domu na moje ślubowanie. Nie widziałem w jej oczach zachwytu. Nie byłem przecież małym Kurtem, który poza graniem na pianinie nie potrafił nic. Ojciec tłumaczył, że matka jest artystką, że żyje inaczej niż my – mężczyźni oddani swojemu państwu. Wtedy byłem dumny z tego, że mnie chwali.
Przypominając sobie tamte lata mogę uznać, że rodzice nigdy się naprawdę nie kochali. Matka była młodą panienką z dobrego domu, a ojciec synem lekarza wojskowego w ich miasteczku. Wydawał się najlepszą partią na tamte czasy. Szybko wzięli ślub i mieli dzieci, ale nigdy nie darzyli się głębszym uczuciem. Matka była ciepła, otwarta, a ojciec był gruboskóry i wiecznie niezadowolony. Nie zdołał osiągnąć sukcesu w wojsku i to my – jego synowie, mieliśmy mu to wynagrodzić. Olafowi się udało. Był cyniczny i nie liczył ile trupów przejdzie w drodze do celu. Ja starałem się im dorównać, ale moja degradacja przekreśliła moje szanse na bycie najlepszym z synów. Ojciec w pijanym amoku usłyszawszy o całej aferze zabronił mi się pokazywać w rodzinnym domu. Wtedy też po raz ostatni mnie uderzył.

- To stąd masz te blizny prawda? – zapytała Basia, kiedy po wspólnej nocy obudzili się razem w szpitalnym łóżku. Hans delikatnie gładząc ją po ramieniu opowiadał historie o swojej rodzinie.

- Nie. Ojciec był już stary, jedyne co mógł mi zrobić to najwyżej cios w ramię. Rany na plecach sam sobie zrobiłem. Dobra rada – nigdy nie wracaj po pijaku do domu, bo możesz wylądować plecami na stłuczonych butelkach po whisky – Hans nawet się roześmiał, przypominając sobie historie z pamiętnego wieczora. To było niedługo po jego wstąpieniu do SS. Napił się razem z kolegami, a potem wylądował w szpitalu. Jego bliski przyjaciel - Otto polecił, żeby rozpowiadał, że są to rany bitewne. Tak chyba nawet poderwał swoją narzeczoną Hedwig, która swoją drogą zerwała zaręczyny, kiedy go zdegradowali.

- Co teraz będzie? – spytała Basia, podpierając się na zdrowym ramieniu tak, żeby móc spojrzeć Hansowi w oczy.

- Zabiorę Cię do rezydencji...i Kurta też – odpowiedział pewnie, całując ją w czoło.


Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now