Rozdział 19

157 10 0
                                    

Hans tego dnia leżał w łóżku wyjątkowo długo. Nie miał ochoty wstawać, nie był też szczególnie głodny, mimo, że na dole było już słychać poranne krzątanie się. Jego podwładni już zdążyli  podnieść głos, pewnie na kucharkę.
Zakrył głowę poduszką. Chciał pospać chociaż chwilę dłużej, ale wyraźnie wszystko było przeciwko niemu, bo oto zadzwonił telefon. Przeklął pod nosem i leniwie wygramolił się z pościeli.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego – burknął do telefonu. Próbował się skupić, żeby zrozumieć sens słów. Stał w zamyśleniu jeszcze chwilę po skończeniu rozmowy. Potem, jakby nagle go olśniło, sięgnął do szafy po mundur i wręcz pobiegł do łazienki. Śpieszył się jak nigdy, co zdążyli zauważyć jego żołnierze. Wpadł do jadalni jak poparzony, krzycząc, żeby przygotowali mu samochód. Jednocześnie pił kawę i w trzech kęsach zjadł kanapkę. Potem popędził jednego z siedzących przy stole, żeby wsiadał do samochodu. Sam zajął miejsce z tyłu, przez całą drogę do miasta, narzekając na zbyt powolne tempo. Kazał stanąć przy siedzibie gestapo. Wysiadł z samochodu, poprawił mundur, spojrzał na idealnie wypastowane oficerki i ruszył do drzwi, niezmiernie zadowolony.
- Tłumaczę Panu po raz kolejny, że to zwykłe nieporozumienie – usłyszał Hans, wchodząc do pokoju, który mu wskazano. Za biurkiem siedział jeden z gestapowców, a drugi stał za nim, ze szpicrutą w ręku, z której kapała krew. Pod ścianą, w drugim końcu pokoju leżała jakaś kobieta. Nie był w stanie ocenić kim była, ponieważ jej twarz była tak zalana krwią i posiniaczona. Ta, której szukał, była pośrodku tego wszystkiego. Wyglądała inaczej. Była w błękitnej sukience, sięgającej kolan. Miała pantofle, a włosy związała w dostojnego warkocza. Twarz miała zarumienioną, a usta wydawały mu się bardziej czerwone. Z jednego policzka sączyła się krew. Zacisnął dłonie w pięści, ale spokojnym tonem zapytał:
- Wezwano mnie tutaj. Chciałbym wiedzieć w jakim celu.
- Ależ naturalnie...porozmawiajmy w lepszym miejscu – zaproponował jeden z gestapowców. Wskazał Hansowi gabinet naprzeciwko. Był to jeden z tych skromniejszych pokoi, ale nie przeszkadzało to gestapowcowi w byciu na wyższej pozycji – Wezwaliśmy Pana, bo jedna z kobiet, podała Pańskie nazwisko jako nazwisko swojego kochanka. Twierdziła, że mieszka z Panem. Czy to prawda?
- Tak.
- Czyli zna ją Pan?
- Tak – syknął Hans, widząc złośliwy uśmieszek na twarzy mężczyzny. To oczywiste, że zamierzał się nad nim pastwić. Gestapo od zawsze toczyło walkę z SS.
- Czy łączą ją z Panem stosunki seksualne?
- Od kiedy Gestapo interesuje się takimi rzeczami? – Hammer starał się opanować emocje, ale pytanie wytrąciło go chwilowo z równowagi.
- Spokojnie, to rutynowe pytania. Rozumie Pan, że jeśli mamy kogoś wypuścić...musimy mieć dobry powód.
- Czy wystarczającym powodem jest fakt, że mieszka ze mną, a moim bratem jest Olaf Hammer, oficer Gestapo?
Pewność siebie gestapowca momentalnie się ulotniła. Ewidentnie został zbity z tropu i nie umiał z powrotem się odnaleźć. Jeśli to co mówił Hammer, było prawdą, nie zamierzał ryzykować utratą stanowiska.
- Sądzę, że taki argument wystarczy. Oczywiście tylko Pana partnerka opuści areszt.
- Po to przyjechałem.
- Cieszę się, że udało nam się dogadać. Swoją drogą...proszę uważać następnym razem. Kiedyś mocne plecy nie starczą – Hans nie skomentował słów mężczyzny, ale zapisał w pamięci to ostrzeżenie. Już teraz ryzykował bardzo wiele, naginając święte zasady. Gestapowiec wyszarpnął Basię z sali przesłuchań, salutując sarkastycznie Hansowi. Jego natomiast, świerzbiła broń. Miał dziś fatalny poranek, a tu jeden z drugim wręcz proszą się o solidną kulkę. W dodatku Basia, zaczęła prosić go, żeby poręczył jeszcze za kobietę. Błagała go i błagała, więc na odczepnego obiecał się tym zająć. Oczywiście nie zamierzał się z tego wywiązać. Marzył tylko o tym, żeby w spokoju się wyspać.

Perspektywa Basi
Droga niezmiernie mi się dłużyła. Jedynym pocieszeniem, była zimna szyba w samochodzie, do której przyłożyłam zraniony policzek. Przymknęłam oczy, powoli  ogarniało mnie zmęczenie. Samochód kołysał się delikatnie, ale nie mogłam zasnąć. Podświadomie, czułam na sobie wzrok Hansa. Dziękowałam w duchu, że mogłam udawać, że śpię, a on udawałam, że mi wierzy. Nie byłam gotowa na rozmowę. W sumie nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będę. Obiecałam Bocianowi, że pomogę Łucji, a tymczasem zmierzałam do miejsca, gdzie mój los został pewnie dawno przypieczętowany. Ustawią mnie na środku wioski i z uśmiechem na ustach, będą mnie torturować. Wzdrygnęłam się lekko. Otworzyłam oczy. Jechaliśmy już drogami wsi. Rozglądałam się przestraszona. Jeden dom został spalony, na drzewie obok niego wisiał sznur. Na środku wsi, niedaleko kościoła, stały szubienice. Przełknęłam ślinę. Najwyraźniej, trochę się tu pozmieniało.

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now