- Kurwa – rzuciłem, kiedy niespodziewanie o 3 w nocy usłyszałem walenie w drzwi, potem parę strzałów i odgłos kilkunastu ciężkich butów. Wstałem gwałtownie, szarpiąc za ramię zaspaną Basię i ustawiłem ją przy oknie, a sam chwyciłem pistolet. Słyszałem jej walące serce i niemiarowy oddech, czułem jej paznokcie, które wbijała w plecy i łzy, które moczyły mi koszule. Nie miałem czasu jej uspokoić ani pocieszać, po prostu odliczałem w głowie sekundy do strzelaniny. Jeśli to partyzanci albo ktoś z podziemia, istniała szansa, że oszczędzą Basię, chociaż tyle.
Sekundy mijały, a ja drżałem coraz bardziej, ale przecież nie mogłem pokazać Basi, że się bałem. Trwaliśmy w milczeniu, zapewne oboje zastanawiając się czy właśnie nie przeżywaliśmy swoich ostatnich godzin. W pewnej chwili złapałem się na tym, że robiłem rachunek sumienia, wyliczając w głowie każdą ofiarę. Kroki było słychać coraz bardziej, Basia lamentowała, a ja najchętniej pociągnąłbym za spust i zabił nas oboje. Bylibyśmy jak Romeo i Julia, ale świat jest brutalny i kiedy miałem podjąć decyzję do sypialni wpadło 4 gestapowców. Odetchnąłem, to byli moi ludzie. Opuściłem broń i wtuliłem się w Basię, która całkiem się rozkleiła. Staliśmy tak przez moment, a potem jeden z nich ją wyszarpnął z moich objęć. Syknęła z bólu, kiedy wpadła na szafę. Chciałem jej pomóc, stanowczo rozkazałem im wytłumaczyć co się dzieje, ale zamiast wyjaśnień oberwałem w twarz. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach, ale spróbowałem jeszcze postraszyć bratem. Tym razem zarobiłem kopnięcie w brzuch. Osunąłem się na kolana, Basia chciała mi pomóc, ale wykręcili jej ramię tak, że sama miała łzy w oczach i ledwo wytrzymywała.- Do samochodu z nimi – burknął stojący w drzwiach gestapowiec. Wyprowadzili Basię, a potem wywlekli mnie, wcale nie zważając na to, żeby robić to delikatnie. Bolały mnie żebra, z nosa ciekła krew. Próbowałem się szarpać, groziłem i przeklinałem, straszyłem wszystkimi ludźmi jakich znałem, ale na nic. Pozwolili mi jedynie na pożegnanie z Basią. Wpadła mi w ramiona, pytając czy wszystko dobrze:
- Tak dobrze, posłuchaj. Nic nie mów, o niczym nie wiesz. Jesteś tylko moją dziwką na jedną noc – kiwnęła głową, cała zalana łzami. Wiedziałem, że bolały ją moje słowa, ale tylko w ten sposób mogłem zapewnić jej bezpieczeństwo. Przeklinałem się w duchu, że zabrałem ją ze wsi, gdzie żyło jej się dobrze. Mój czysty egoizm doprowadził do tego, że drżała o swoje życie, ale przede wszystkim o moje. Widziałem w jej oczach troskę, coś czego nie doświadczyłem przez całe, dotychczasowe życie. Okazała mi troskę i uczucie, na które nie zasługiwałem. Starła krew z moich rąk, wtedy zrozumiałem, że oddałbym za nią życie. I tak było bezwartościowe. Powtarzałem jej, że wszystko będzie dobrze, pocałowałem w czoło i zniknąłem w jednym z samochodów.
Jechaliśmy długo. Zdołałem opanować krwotok, ale nie miałem pojęcia co mnie czeka. Czy dowiedzieli się kto zabił Josefa? Dlaczego nie zabili mnie na miejscu? Czy czekał mnie pokazowy proces, a tuż po nim egzekucja? Tysiące pytań kłębiło mi się w głowie. Myślałem o Basi – jechała gdzieś sama, przerażona. Wciągnąłem ją w niebezpieczny świat i to co jej się stanie, będzie jedynie moją winą. Zatrzymaliśmy się po jakiś 300 km. Kazali mi wysiadać i wprowadzili do jakiegoś budynku, który okazał się szpitalem. Zgłupiałem do reszty, a przynajmniej do czasu, dopóki nie wszedłem do jednej z sal i nie zobaczyłem mojego brata. No tak, wszystko się łączyło. Bezceremonialnie szarpnąłem go za koszulę nocną, w której leżał w łóżku:- Co Ty do kurwy nędzy wyprawiasz! Gdzie wywiozłeś Basię! Gadaj, bo Cię zabiję!
- Uspokój się. Najpierw pogadamy. Od Twojej współpracy zależy życie Twojej Polki – puściłem go, ale złość jaka we mnie buzowała nie zgasła. Poczęstowałem się leżącym na półce papierosem i dopiero się zorientowałem, że Olaf był przepasany bandażem i w ogóle jakoś blado wyglądał.
- Co Ci się stało?
- Prawie mnie zabiły sukinsyny. W ostatniej chwili nadjechał oddział i mnie uratowali. Inaczej wąchałbym już kwiatki od spodu.
- Szczerze żałuję, że im się nie udało – syknąłem pod nosem. Ta sytuacja robiła się coraz gorsza. Wypaliłem papierosa, smak tytoniu zagłuszył smak krwi - Gdzie jest Basia? Czego od niej chcesz?
- Od tej rudej? Niczego. Wiem, że mnie nie znosisz...zresztą z wzajemnością. Musiałem mieć coś, co Cię zmusi do posłuszeństwa. Pan bohater...wzór moralności...idealny, aryjski chłopiec...prowadzony na smyczy przez polską dziwkę.
Jeśli go zabijesz, Basia zginie, powtarzałem sobie, choć chęć zabicia go tu i teraz była bardzo silna. Zacisnąłem jednak pięści, to nie czas na zagrywki. Tylko głupiec lekceważyłby mojego brata.
YOU ARE READING
Zdrada ma na imię Baśka
RomanceBasia to zwykła dziewczyna, która pomimo wojny wiedzie spokojne życie. W jedną noc, cały jej świat wywraca się do góry nogami. Rzucona nagle w wojenną rzeczywistością i wepchnięta brutalnie w ramiona pewnego Niemca, Basia będzie musiała się odnaleźć...