Rozdział 39

1.7K 116 26
                                    

- Lauren, Lauren, wstawaj! - szarpie mnie ktoś za ramię – skąd to znowu masz? Kurwa Lauren.. - słyszę załamany ton ale nic mnie to nie obchodzi

- Zostaw te rolety Normani – warczę i zasłaniam oczy przed światłem. W chwile po tym biegnę do łazienki i wymiotuję

- Lauren, nie sądzisz, że masz z tym problem – mówi łagodnie, kucając przy mnie, podczas gdy ja dalej wiszę oparta o kibel

- Wiesz co Normani – śmieje się tragicznie – ja wiem, że mam z tym problem i zgadnij co, gówno mnie to obchodzi. A teraz wypierdalaj z mojego mieszkania – wskazuje jej drzwi

Wyganiałam ja tak setki razy, a ona mimo wszystko ciągle wraca. Przynosi mi jedzenie, sprząta, nawet o moje koty dba. Niejednokrotnie musiała mnie przebierać z zarzyganych ciuchów i kąpać, bo ja sama na to nie miałam siły. Z pierwszego pół roku po odejściu Camili niewiele pamiętam. Zlało się to wszystko w jeden alkoholowy koszmar.

***

Obudził mnie przeraźliwy chłód. Jestem na balkonie, ubrana jedynie w samą bieliznę, nie mam pojęcia co robiłam, może chciałam się położyć a po drodze zawędrowałam tutaj i zasnęłam na podłodze. Koło mnie leży opróżniona butelka po whiskey. Teraz to ona jest moją kochanką z którą budzę się i zasypiam. Jest środek nocy, tak sądzę po położeniu Księżyca na niebie. Jest w pełni. Może to on zwabił mnie na balkon. Kochanie. Śpisz? Myślisz o mnie? Tak bardzo tęsknię moja Mała. Tak bardzo Cię kocham. Zastanawiam się.. Dostałaś się na te studia?

***

Jestem głodna. Chcę rozkroić bułkę. Nerwowo przeszukuję szuflady, gdzie do cholery Normani to wszystko powsadzała?! Mój wzrok w końcu pada na nóż, chyba do filetowania. Wygląda na ostry. I niebezpiecznie przez to kusi. Serce zaczyna mi szybciej bić na samą myśl. Oblizuję usta, które momentalnie wyschły. A gdyby to wszystko skończyć w tej chwili? Nogi mi się trzęsą więc siadam pod szafką i bawię się ostrzem w dłoni. Wiem jak to zrobić, tak, żeby mnie nie odratowali. Dwa cięcia i była bym wolna od tego psychicznego bólu, przy którym ból rozerwanych żył byłby pewnie niczym. Łzy kapią na ostrze. Żal mi tylko Normani, to ona by mnie na pewno znalazła

- Kurwa Lauren! Co Ty chcesz zrobić – rzuca się na mnie i odbiera mi nóż. Obie płaczemy w swoich ramionach

- Ja nie chcę bez niej żyć Normani – płaczę, chociaż nie, ja wyję jak zranione zwierze

***

Normani przyniosła mi płótna, sztalugę , farby, arkusze i ołówki

Leżę przed tym wszystkim i drżę w drgawkach od braku alkoholu. Normani wzięła tydzień wolnego i jest przy mnie. Co trochę zmienia mi podkoszulki, bo tak bardzo się pocę a sama nie jestem w stanie wstać. Dziś przynajmniej nie wymiotuje już tak bardzo jak wczoraj. Głowa mi pęka i przez to ledwo na oczy patrzę. Ale ją widzę. Na setkach zdjęć, które właśnie leżą przede mną. Widzę ją także gdy zamykam oczy. Jej obraz nie opuszcza mojej głowy

***

Zaczynam malować. Ze zdziwieniem patrzę na swoje wychudzone ręce. Nie poznaję ich. Wielkim wydatkiem siły jest dla mnie utrzymanie pędzla na odpowiedniej wysokości. Na każdym obrazie Ona. Taka jaką ją zapamiętałam. Uśmiechnięta, wyciąga do mnie kochające ramiona. Zaraz ją ukocham, utulę. Pracuję nad obrazem do nocy. Gdy kończę jestem tak zmęczona jakbym przebiegła maraton. Jest ciepło, więc wychodzę na balkon z kocem i tam postanawiam spać. Patrzę na księżyc. To tak jakbym była z nią

***

- Kochanie, idę na mityng – chrypię i spoglądam do kuchni. Camila kroi pomidory – będzie spagetti? - śmieje się radośnie a ona odwraca głowę, widzę, że ma oczy zaszklone od krojonej wcześniej cebuli i uśmiecha się na swój uroczy sposób, kiwając głową. Ma włosy spięte w niedbały kok, kosmyki opadają jej na twarz. Żółty fartuch kuchenny ma poplamiony a ona sama jest zmęczona, ale szczęśliwa. Widzę to. W salonie siedzi Sofi, razem z naszym psem. Staje się powoli nastolatką i już nie chce z nami układać puzzli i oglądać Disneya. Chciała wyjść z przyjaciółmi, ale ma słabe oceny na półrocze i kazałyśmy jej zostać i się uczyć. Obraziła się

Podchodzę do kołyski. Śpi w niej mały ciemnowłosy aniołek. Już mam unosić jego rączkę by ją pocałować ale zza rogu wypada Camila i gromi mnie wzrokiem. Racja, dopiero co usnął, jak go obudzę Camila znów będzie musiała go nosić. Zajmę się nim jak wrócę. A wrócę szybko, kochanie. Wiem, że jesteś zmęczona. Zmienię Cię a Ty pójdziesz spać.

Za szybko? Racja, Camila jest dopiero na drugim roku studiów, to ja mogłabym być jego matką , dla mnie idealna pora

- Idę na mityng – odbija się w pustych ścianach a cały obraz się rozmywa – Dla Ciebie Camz ..

***

- I jak Ci się podoba? - śmieje się do mnie Normani. Jest ubrana w elegancką czarną sukienkę, która pobłyskuje cekinami.

- Świetnie to zorganizowałaś – chwale dziewczynę i unoszę do ust kieliszek w którym mam wodę i robię łyk

- Widzisz to, ile ludzi przyszło na Twój wernisaż? Słyszę co mówią! Jesteś czołową artystką Nowego Jorku Lauren! ogarniasz to? - ekscytuje się czarnoskóra a ja kiwam głową bez większych emocji – poza tym, widzę, że cały czas ktoś na Ciebie zerka – wskazuje mi głową niebrzydką szatynkę, która jak zaproszona zaczyna iść w moim kierunku. Normani rozpływa się nagle w tłumie

- Cześć – wyciąga dłoń brązowooka dziewczyna – jestem Lucy – jej oczy są brązowe jak oczy Camili. Ale nie takie jak jej. Ona miała ciemno czekoladowe. Tak głębokie, że można było w nich utonąć i nawet nie wołać o pomoc. Chcę oczy Camili. - Podobają mi się Twoje obrazy – zagaduje

- Tak? A co Ci się w nich podoba? - unoszę brew w oczekiwaniu

- No, tak ogólnie są ładne – uśmiecha się dość uroczo przy tym

- Cieszę się, że Ci się podobają – mówię bez żadnych emocji w głosie

- Może umówimy się kiedyś? - zagaduje szatynka

- Jestem zajęta, przykro mi – odpowiadam i bawię się w dłoni pierścionkiem i odchodzę. Odnajduję w tłumie Normani

- Nigdy więcej mnie nie swataj Normani! Myślisz, że nie wiem, że to Ty ją podesłałaś! - warczę i unoszę dłoń na której mam założony pierścionek, którym przysięgałam Camili wierność – ja jestem zajęta!

***

- O której mam ten wywiad Normani?- Minął rok od mojego pierwszego wernisażu. Nawet nie spodziewałam się takiego sukcesu jaki osiągnęłam. Mani jest moją sekretarką. Nigdy nie byłam dobra w takich organizacyjnych sprawach

- O 21 .. - patrzy na mnie z głupim uśmiechem

- O 21 to ja śpię – warczę

- Wiedziałam, że to dla Ciebie późno! - chichocze – zachowujesz się jak stara kobieta!

- Mam 30 lat Mani, jestem stara – mówię bez emocji. Od akcji z Lucy Vives, Normani przestała sugerować mi wchodzenie w jakiekolwiek związki. W końcu zaakceptowała to, że postanowiłam być sama.

- Ok.- wzdycham ciężko – orientujesz się kto będzie przeprowadzał? - patrzy w notes i odpowiadam

- Camila Estrabao. Z tego co wiem, bardzo ją chwalą – kiwa głową. Camila, śmieję się na własne niedorzeczne myśli. Moja Camz ma 23 lata i jest w trakcie studiów. Moja Camila. Moje Słońce

I only told the moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz