Rozdział 28

2.2K 114 10
                                    

- Co Ci się najbardziej podoba w obrazach Vermeera? - pytam spoglądając bacznie na brunetkę

- Umm, chyba to samo co wszystkim, gra świateł i to jak malował płótna. Spójrz na to, Lo – wskazuje na obraz Pijana dziewczyna śpiąca przy stole – spójrz na ten obrus.. Genialne – mówi z zachwytem – A ten tutaj, przechodzi do następnego dzieła przedstawiającego Kobietę z dzbanem - spójrz na tą grę światłocienia, na ten witraż, a tu w Alegorii Wiary, na tę szklaną kulę, która ma symbolizować ludzki rozum i znów te materiały.. - widzę że aż jej oczy świecą z ekscytacji – czytałaś, że prawdopodobnie używał Camera obscura?

- To by tłumaczyło skąd brał tak idealną perspektywę – kiwam głową i nie mogę wyjść z zachwytu, że moja brunetka to wszystko wie

- A Twój który jest ulubiony? - pyta po chwili

- Widok z Delf – odpowiadam z uśmiechem

- Bergotte umiera przed tym obrazem*** – mówi z zamysłem – niestety Lo, musiałybyśmy jechać do Europy, żeby go zobaczyć – chichocze

- Kiedyś Cie tam zabiorę Maleńka moja – patrzę jej w oczy , tak bardzo chciałabym ją przytulić. Miłość mojego życia. - O kurwa! - klnę cicho a Camila szerzej otwiera oczy. Za jej plecami dostrzegam dwie znajome sylwetki

- Co się stało Lauren? - pyta z przerażeniem w oczach. Jest za późno, żeby udawać, że ich nie zauważyłam. Za późno na cokolwiek, już tu idą.

- Lauren, dawno się nie widzieliśmy – mówi do mnie kobieta, a jej głos ma barwę lodu

- Dzień dobry mamo, tato – kiwam im wyuczonym, chłodnym tonem, tym samym, którym oni obdarzali mnie całe życie

- Nie przedstawisz nas? - kobieta zaciska usta w kreskę i obdarza Camile wyniosłym, oceniającym spojrzeniem. Moje Słońce, całe czerwone, próbuje trzymać fason

- To Karla Cabello,moja dziewczyna, studiuje dziennikarstwo na Columbia University – Camila spogląda na mnie z niepokojem, po chwili się ogarnia i wyciąga dłoń w kierunku mojej matki, która z wyraźną niechęcią ją ujmuje

- Bardzo mi miło państwa poznać – mówi z elegancją w tonie i z ujmującym uśmiechem na twarzy. Niestety, uśmiech przekonuje tylko mnie, bo moi rodzice stoją dalej z kamiennymi minami. Ojciec, w ogóle się nie odzywa

- Lauren – matka ignoruje gotowość Camili do dalszej konwersacji – miło Cię było spotkać. Jesteśmy umówieni ze znajomymi, będziemy już więc szli

- Oczywiście mamo, do widzenia – żegnam ich również chłodno

- Do widzenia państwo Jauregui – mówi skromnie brunetka na odchodne po czym odwraca się z przerażeniem w oczach w moim kierunku

- Wracajmy do domu.. - patrzę na nią rozpaczliwie

***

Rzucam klucze na komodę i z głośnym westchnieniem opieram się o ścianę przedpokoju

- Studentka dziennikarstwa, naprawdę Lo.. - czuje jak brunetka się do mnie tuli. Natychmiast szukam u niej schronienia. Wtulam głowę w jej ramię i kręcę głową

-Powiedzieć im, że jesteś moją uczennicą było by jeszcze gorzej! Spanikowałam Camz – jęczę zrozpaczona i już sama nie jestem pewna tego, co zrobiłam

- Lo, Lauren, kochanie – szepcze troskliwie. Musi czuć moje łzy na swojej szyi. Nie podnoszę na nią oczu, nie chcę by mnie taką widziała – chodź na kanapę – ciągnie mnie za dłoń. Po chwili leżę na jej kolanach a ona czule przeczesuje moje włosy

- Przepraszam, że musiałaś ich poznać – zaczynam – i nie powiem ' w taki sposób' bo na nich dobrego sposoby nie ma – kręcę głową

- Nie wiedziałam, że są tacy.. - urywa

- Wyniośli? Nieprzyjaźni? Śmiało Camz, to prawda. Ten chłód towarzyszył mi całe dzieciństwo. W sumie, jak się mnie wyrzekli wiele nie straciłam. To nie było tak, że miałam kochającą rodzinę, którą nagle straciłam – wzdycham

- A rodzeństwo? Czemu nie macie kontaktu Lo?

- Mają zakazane się ze mną kontaktować – śmieję się bez krzty humoru

- I słuchają? -robi wielkie oczy

- Tak, bo jeśli złamią zakaz, to rodzice ich wydziedziczą. Podobnie, jak to zrobili ze mną.. - brunetka przestaje mnie chwilowo smyrać – Kochanie, moi rodzice są bardzo bogaci – przyznaję po chwili -ale ja wolę żyć w zgodzie ze sobą i robić to co kocham niż żyć z ich majątku

- Przykro mi, że wybrali pieniądze zamiast Ciebie – gładzi mi policzki

- Nigdy nie mieliśmy dobrych kontaktów – wzruszam ramionami – Rodzice bardziej nas chowali w duchu rywalizacji niż dbania o zacieśnianie więzów rodzinnych

- Skarbie, nie sądziłam, że nosisz w serduszku aż taki smutek – mówi z troską i wyraźnym bólem w oczach

- Maleńka, twoja miłość jest dla mnie jak wygrana na loterii – całuję jej dłoń – Faktycznie, spotkanie z nimi wytrąciło mnie z równowagi, ale Ty jesteś moją ostoją. Moją radością życia. Mam wszystko, czego bym mogła w życiu pragnąć – Nachyla się do mnie i czule całuje mnie w usta. Ciągnę ją na siebie

- Bardzo mocno kocham Cię Lauren, wiesz o tym – kiwam głową

- A ja Ciebie Maleńka moja

- Może jutro sobie darujemy wyjście, zaprosimy dziewczyny, obejrzymy jakiś serial, co Ty na to Lo? - uśmiecha się do mnie ciepło

_____________________________________________________

*** scena z W poszukiwaniu straconego czasu M. Proust

I only told the moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz