Rozdział 24

2.1K 133 9
                                    

-Proszę – słyszę pukanie do drzwi swojej klasy a po chwili widzę głowę wysokiej szatynki, która uczy biologii

- Lauren, dyrektor chciał Cię widzieć

- Uzupełnię dziennik i pójdę – kiwam głową

- Teraz – mówi z naciskiem- czeka tam z kimś na Ciebie. Zamykam dziennik oraz po chwili klasę i kieruję się korytarzem do biura dyrektora. Moje obcasy stukają w rytm moich kroków. Zastanawiam się co tym razem wymyślił.

- Dzień dobry, wołał mnie pan – wchodzę, gdy po zapukaniu zaprosił mnie do środka. Zamieram, gdy widzę z kim na mnie czeka. Moja brunetka spogląda na mnie przerażonymi oczami. Oblała się czerwienią i wyłamuje w przerażeniu dłonie. Kurwa, wydało się! Tylko kto? Ja pierdole! Serce mi tak szybko bije, że zaraz coś mi się stanie

- Skoro już jesteście – patrzy na nas – znasz Karle Cabello? - wskazuje na dziewczynę.

-Tak - Staram się zachować normalny ton głosu - to moja uczennica – próbuję analizować szybko sytuację. Nie ma tu z nami psychologa szkolnego, ani jej ojca. Na razie chce żebyśmy się przed nim przyznały. Skłamię, że to pomówienia. Mam już w głowie plan. Spoglądam na Camilę, widzę, że ma łzy w oczach . Kurwa, muszę zadzwonić do Dua!

- W takim razie wiesz, że jest jedną z najbardziej zdolnych osób w tym liceum – kiwam wolna głową ze zmarszczonymi brwiami. Co on do kurwy?.. - chcę, żebyś mi ją przygotowała na olimpiadę międzystanową – czuję kłucie w sercu, czy to zawał?.. - Nie ukrywam, że bardzo mi zależy na jej wygranej. Szkoła dostała by za to ogromne stypendium naukowe – zaciera dłonie. Patrzę na brunetkę, krew jej z twarzy odpłynęła. Odchrząkuję

- Oczywiście, jeśli tylko.. Karla? Podejmiesz się udziału? - próbuję zagadać jak najbardziej neutralnym tonem

- Tak pani Jauregui. Chętnie. To będzie także dla mnie ogromna szansa na to aby za rok dostać się na wymarzone studia – odpowiada rezolutnie i tylko ja widzę jak nerwowo kreśli wzorki na swoim udzie

- Świetnie – klaszcze w dłonie dyrektor. Oczywiście, Lauren, zdaję sobie sprawę z tego ile będziesz musiała czasu teraz poświęcić pannie Cabello i że Twoje obowiązki mocno wejdą w Twój czas prywatny. Otrzymasz wobec tego stosowne wynagrodzenie

- Panie dyrektorze, radość z kształcenia młodych ludzi jest ogromnym wynagrodzeniem dla mnie – sile się na skromność a on tylko macha dłonią

- Możecie już iść i obgadać szczegóły Waszej współpracy – siada do biurka, naciąga okulary na nos i zaczyna przeglądać papiery

- Karla, w takim razie zapraszam do mojej pracowni, omówimy szczegóły

- Tak jest pani Jauregui. Do widzenia panie dyrektorze i dziękuję za szanse – mówi z uśmiechem

- Nie zawiedźcie mnie panie – rzuca znad dokumentów

***

Trasę do mojej klasy przemierzamy w kompletnej ciszy zakłóconej jedynie moim miarowym stukotem obcasów. Otwieram klasę i wpuszczam brunetkę do środka.

- Niedobrze mi z nerwów Lauren – opada ciężko na krzesło i chowa głowę w dłonie.

- Masz, napij się – podaję jej wodę i chwytam się za serce – patrzy na mnie z niepokojem

- A Tobie co?

- Mnie serce boli – po chwili obie nerwowo się śmiejemy – wiedziałaś, że na mnie czekacie?

- Coś Ty! Pewnie bym się rozpłakała czekając tam na Ciebie i do wszystkiego przyznała – kręci głową

- Kochanie, nawet jak by nas posądzano to Ty nie możesz się przyznać! - kucam koło niej – To tylko jeszcze dwa miesiące no, w sumie dobrze by było do końca roku szkolnego – patrzę gdzieś w bok

- Lauren, to jeszcze półtora roku! - rozrzuca dłonie bezradnie

- Kochanie, ja zmienię szkołę po tym semestrze – patrzę na nią zakochanymi oczami

- Lo i gdzie Ty pójdziesz? - prycha – to jest najlepsze liceum w okolicy

- No właśnie, najlepsze, ale nie jedyne.. Za to Ty jesteś jedyna Camz – chrypię i muskam jej dłoń. Zdając sobie sprawę jak niebezpieczne jest nasze zachowanie wstaję i siadam na biurko

- Lauren, ja nie chcę, żebyś poświęcała swoją karierę dla mnie – kręci głową brunetka

- Ty to rozumiesz kochanie, że jesteś dla mnie ważniejsza niż kariera? Ja bez Ciebie nie mogę żyć a nie bez pracy. Nie będę się o to teraz sprzeczała – kręcę głową – Ty mi lepiej powiedz, czy dociera do Ciebie to ile będziemy mogły czasu razem spędzić – śmieję się zwycięsko – pojedziemy na ferie do naszego mieszkania, razem z Sofi oczywiście

- Jeszcze Ci nie mówiłam – plaska się dłonią w czoło – Sofi jedzie do dziadków na te dwa tygodnie – Zagryzam wargi do środka i robię wielkie oczy

- Skarbie! Będziemy łazić po wystawach, muzeach, zabiorę Cię do teatru.. oczywiście- przykładam rękę do serca, które już na szczęście przestało boleć -szykuję moją uczennicę do olimpiady – mój śmiech ma prawie obłąkaną barwę – Chcesz Kotku ? - pytam z nadzieją w oczach

- Bardzo chcę Lo, wiesz o tym – śmieje się od ucha do ucha

- A teraz zmykaj mi stąd – śmieję się – przyjdziesz wieczorem?

- Przyjdę, a potem do Mani? - unosi brwi

- Jakże by inaczej – chichoczę i posyłam jej całusa w powietrzu

I only told the moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz