48 {Inna definicja życia}

1.4K 168 6
                                    

Trzymasz mnie tu cały weekend, nie mam już rzeczy.

Stoi naga przeglądając moją szafę.

– Koleś, gdybym miała się tu kiedyś wprowadzić potrzebujemy pokoju na moje ciuchy – informuje mnie – Co jest właściwie w reszcie pokoi?

– Pokoje dla dzieci.

No co? Kupując ten dom, myślałem przyszłościowo.

– Okej, czyli możemy z nich zrobić garderobę.

Wyciąga białą koszule i ubiera na siebie. Wiem, że próbuje mnie zdekoncentrować i obraca się taka niezapięta.

– Nie moglibyśmy sobie tu tak teraz stać, gdyby gdzieś były dzieci – uśmiecha się od ucha do ucha – No ty też nie mógłbyś tak sobie stać – kiwa głową w kierunku mojego krocza – Jak byś bez tego przeżył? – wyciąga do mnie ręce i rozpina mój pasek. Łapię ją za ręce, chcąc powstrzymać – Ja ci o miejscu dla mnie, ty o dzieciach, gdzie spotkanie się w pół drogi?

– Twoim pół drogi?

Przewraca oczami.

– Koleś, powiedziałam, że byłabym z tobą w stanie kiedyś zamieszkać, nawet w tej okolicy, a tobie mało!

– Pary ze sobą mieszkają, cudownie! – odkrzykuję – Twoje odkrycia mnie zawsze zadziwiają!

– Ty nawet nie masz telewizora.

– Nie będę rozmawiać z dzieciakiem – odsuwam się od niej – Czy ty się w ogóle czasem słyszysz?

– Przestań być taki obrzydliwie dorosły, rzygam tym – przewraca oczami, ukazując jak bardzo.

– Co ty właściwie we mnie pokochałaś?

Zbyt często zadajemy sobie nawzajem to pytanie i do tego sami siebie pytamy o to niezliczoną ilość w głowie.

– Kocham bycie z tobą, po prostu bycie.

– A gdybyśmy byli sami na bezludnej wyspie..

– To zależy od tego czy pozwoliłbyś się na tym cieszyć, czy obwiniał mnie, że tam jesteśmy czy w kółko szukał rozwiązania.

– Czy kochanie bycia ze mną, to to samo, co kochanie mnie?

– Jak mam znaleźć różnice? – pyta.

– Chyba byśmy musieli się rozstać – nie jestem poważny, podpuszczam ją, ale ona wcale nie musi o tym wiedzieć.

Robi wielkie oczy.

Gigantyczne oczy.

– Przyniosę więcej rzeczy – mówi – I na razie zmieszczę się w tej szafie.

– To kompromis? – pytam.

– To nie jest dobry czas na dzieci.

Gina

Gdybym teraz wpadła...

Nie umiem sobie tego wyobrazić, ponieważ ta wpadka, byłaby taką samą wpadką jak Glen. Wiem, że z tego wyszło dużo szczęścia, ale wszystko, czego w tym nie lubiłam, wróciłoby do mnie i.. nie, tak nie może działać karma, ponieważ nie zrobiłam nic, żeby coś takiego miało się wydarzyć.

– A to niby z jakiego powodu?

Bo nie mam pieniędzy.

Bo nie stać cię na to.

Bo mnie nie stać.

Nas nie stać.

Bo bycie tak dorosłą..

Teraz wypieram fakty i naprawdę jeszcze dzieci..

Patrząc na moją sytuacje, może to naprawdę czas na dziecko, po za pieniędzmi, mogłabym zostać w domu z brzuchem i żyć na niższym poziomie, ale nie musiałabym konfrontować się z samą sobą.

Glen jest szczęśliwa, może ja też bym była jako matka.

– Co ci chodzi po głowie? – bierze mój policzek w dłoń – No?

– Jak poukładam sobie trochę w głowie, to porozmawiamy o tym jeszcze raz.

Wtedy to widzę, pierwszy raz, nadzieja w jego oczach jest  tak duża, że nie wiem jak mogłam przez ten cały czas nie wiedzieć, że ona tam jest. Próbuje ukryć uśmiech, ale naprawdę średnio mu wychodzi.

Mój brak pieniędzy nic dla niego nie zmienia, bo dla niego to nie ma znaczenia, ale czy tak naprawdę to nie zmienia wiele? Czy to przede wszystkim cholernie nie zmienia mnie?

– Nie ciesz się tak – studzę jego zapał – Nie wiem ile będę myśleć i jaki będzie tego finał.

– Chodź, zrobię śniadanie – całuje mnie w głowę – Co byś zjadła?

– Naleśniki z malinami.

– Ty je pozbierasz czy ja?

– Nie możesz pochylić się w ogródku i zerwać kilka malin? – dopytuję – To ty miałeś je zrobić.

– A praca zespołowa?

– Ją to lubię tylko w łóżku – całuję go w szczękę – Więc usiądę na krześle i popatrzę na ciebie – klepię go po pośladku – Mógłbyś to robić nagi i w fartuszku? – kupiłam go gdy jeszcze miałam pieniądze.

– No to nagi czy w fartuszku?

– Zakryj fartuszkiem swoje ładne przyrodzenie – całuję go w policzek – A teraz chodź zrobić mi śniadanie.

– Od tej pracy naprawdę zrobiłaś się przesadnie władcza.

Praca.

Jaka praca?

Z moim wykształceniem, ale doświadczeniem mogę, co jedynie dostać.. może powinnam porozmawiać z Oliwierem i on mi załatwi normalną prace za przyzwoite pieniądze.

– Charakterek szefa – uśmiecham się, a on odwzajemnia ten gest nie zauważając sztuczności.

Nie mamy za dużo czasu, ponieważ Luke idzie do pracy, no i teoretycznie ja także do niej idę, a tak naprawdę spędzam całe dnie z dziewczynami i wracam przed Luke'm, a gdy przyłapuje mnie w domu siostry udaje, że wpadłam na chwile.

Jak wytłumaczyłam się z braku samochodu?

Jest w naprawie.

Dlaczego nie wzięłam żadnego na zastępstwo?

Bo lubię taksówki?

Cóż, to wytłumaczenie mu wystarczyło.

Dlaczego twoja lodówka jest pusta?

A tego nie miał okazji sprawdzić, bo zadomowiłam się u niego.

Do Glen spacerem jest dziesięć minut, do sklepu pięć..

Nigdy nie byłam utrzymanką, ale zostałam pieprzoną utrzymanką, która na zakupy może iść tylko z facetem i kupować rzeczy na jego budżet.

Nie, cofam to, zawsze byłam utrzymanką, a teraz jestem bez centa i muszę znaleźć prace, w której zarobię pewnie mniej niż Luke.

Może ktoś szuka sekretarki?

Żadna praca nie hańbi, prawda?

Czuję jakbym znalazła się w jakimś durnym filmie, a to przecież niemożliwe, to moje pieprzone życie.

Co zrobi Luke gdy się dowie?

Nigdy nie powiedział, że mógłby mnie utrzymywać, będzie pierwszym, którym wyśle mnie  do pracy i każe zrobić zakupy do lodówki, bo to jest życie.

I będzie miał racje.

A ja nienawidzę takiego życia.

Jest za trudne.

Jak ludzie tak żyją?

Dressing up the mind {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz