20

620 39 2
                                    

Kolejny tydzień spędziłam dość produktywnie, skupiając się na nauce. W zasadzie to na początku znalazłam cel w tym co robie ale im dłużej i bardziej się starałam, w mojej głowie pojawiła się myśl, że oceny mnie nie zadowalają i wcale nie sprawiają, że byłam szczęśliwsza. Owszem, dawały mi satysfakcję, że czegoś się nauczyłam, ale do jakiego zawodu potrzebowałam tej wiedzy, skoro w dalszym ciągu nie wiedziałam co chcę robić?

Trochę mnie to przybijało, bo chyba każdy miał już jakieś plany na przyszłość a ja nigdzie siebie nie widziałam, więc miałam nadzieję, że studia artystyczne już niedługo mnie zainspirują do czegokolwiek.

- Dzisiaj jest sobota? - spytał Oscar spoglądając na mnie ze swojego łóżka, kiedy ja próbowałam zrobić mu porządek w szafie.

Nie, nie prosił mnie o to ale musicie zrozumieć, że widok jego szafy zaczął mnie szczypać w oczy i musiałam coś z tym zrobić. James miał normalnie poskładane ubrania, a Oscar... cześć jego ubrań była w walizce, część dosłownie rzucona w szafki i jeszcze część widziałam w szafie na ziemi, które zapewne pospadały z wieszaków. Albo od początku tam leżały, bo blondyn nie pofatygował się ich zawiesić.

- Tak, dzisiaj jest sobota. - potwierdziłam nie przerywając swojej pracy.

- To nie było pytanie, nie zrozumiałaś mnie. - powiedział, a jego cisza poinformowała mnie, że nie dokończy dopóki na niego nie spojrzę. Westchnęłam i odwróciłam głowę w jego kierunku czekając na kontynuację. - Jest sobota, więc możemy zostawić moją szafkę w spokoju i gdzieś wyjść. - powiedział, na co ja uniosłam brwi nie do końca rozumiejąc jego propozycji. - Na konfie pisali coś o klubie.

- O nie. - pokręciłam głową odwracając się od niego i zabierając się za wieszanie jego bluz i kurtek na wieszakach. - Ostatnio nie skończyło się to dobrze.

- Nie każde wyjście do klubu kończy się tak samo.

- Moje zazwyczaj tak.

- Przecież nikt cię nie namawia do upicia się. - usłyszałam jego westchnięcie. - Możesz wypić jakiegoś shota i na tym skończyć.

- Wow, w takim razie jest sens pójścia tam?

- Nie możemy tam po prostu pójść i dobrze się bawić? Jest sobota?

- Wiem, że jest jebana sobota. - wypaliłam zamykając szafę z niekontrolowanym hukiem.

- Możesz się nie denerwować? Tylko pytam, poza tym alkohol rozluźnia...

- Tak, jakieś dziesięć procent alkoholu trafia do twojego mózgu sprawiając, że jesteś najebany i robisz rzeczy, o których nawet nie pomyślałbyś na trzeźwo.

- Tylko dziesięć? A co z resztą?

- Jakieś siedemdziesiąt do wątroby-nie zmieniaj tematu. - przerwałam spoglądając na jego minę, która zaczęła się powoli cieszyć, że odpuściłam, niestety zbyt wcześnie. - Nie chcę znowu żałować czegoś, co zrobiłam pod wpływem alkoholu. Wtedy wszystko jest prościej spierdolić.

- Więc tak jak mówiłem, nie pij. Możesz pójść dla towarzystwa.

- Dla towarzystwa? - wywróciłam oczami, po chwili zdając sobie sprawę z tego, że on tego nie widział. - Do klubu dla towarzystwa.

- No tak. I pilnowania.

- Niby kogo? - odwróciłam się do niego zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Na przykład mnie. - powiedział pewnie, a ja nie mogłam się powstrzymać od ponownego przewrócenia oczami. - No co, Calum przecież też potrafił być absydentem.

Hetemmo 2 |l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz