- W porządku. Za chwilę zrobię ci zdjęcie tym oto telefonem komórkowym, które to zdjęcie umieszczę później na kilku grupach fejsbukowych naszego miasta. Przy odrobinie szczęścia twój właściciel zajrzy na jedną z nich i dowie się, że nic ci nie jest i że w każdej chwili może się po ciebie zgłosić. A teraz nie ruszaj się przez moment, mój tymczasowy czworonożny towarzyszu. Muszę cię unieśmiertelnić.
Pies wywalił język na całą szerokość i przekrzywił łeb. Mój wytrawy zmysł artystyczny zaswędział mnie dokuczliwie.
- Nie tak – zaprotestowałem, odkładając telefon na biurko. – Postaraj się być bardziej fotogeniczny.
Czworonóg zamknął pysk, a na jego obliczu odmalowała się ten specyficzna mieszanka powagi i pociesznej głupoty, która przychodzi naturalnie każdemu merdaczowi, jakiego spotkałem w swoim życiu.
Po incydencie na cmentarzu postanowiłem zaryzykować i zabrać psa do mieszkania. Nie wiedziałem jak zareaguje tata, ale okazało się, że nie miał większych problemów z przygarnięciem zwierzaka do mieszkania kilka dni.
- Twoja mama lubiła psy – powiedział, z tym smutnym uśmiechem, który widziałem na jego twarzy za każdym razem, gdy wspominał o mamie.
Westchnąłem.
- Trochę wyżej, światło źle cię łapie – wyciągałem rękę i spróbowałem delikatnie ująć go za dolną część pyska.
Psiak naparł łbem na moją dłoń, uporczywie domagając się głaskania.
- Chodź tu – przyciągnąłem go do siebie i ku jego uciesze zacząłem energicznie drapać go za uszami.
Nie mogłem przestać myśleć o tym, co zobaczyłem na cmentarzu. Jan mnie oszukał. Elementy układanki, z istnienia której do tej pory nie zdawałem sobie nawet sprawy, zaczęły wskakiwać na swoje miejsce. Wiedział, jak się nazywa. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy zachowywał się dziwnie, jakby znał mnie skądś wcześniej. I nazwał mnie Teflonem, choć nikt ani razu nie wymienił przy nim mojego pseudonimu.
Brat Husarza? Kuzyn? Ktoś z bliższej czy dalszej rodziny? Nie miałem pojęcia, zawiłości genealogicznego drzewa Dominika Hurzyckiego nigdy dotąd nie rozpalały mojej ciekawości, bo i niby z jakiego powodu? Znając jego poglądy i stosunek do otoczenia prawdopodobnie był w stanie wystawić sobie certyfikat autentycznego Słowianina, do pierwszych osadników czczących Światowida.
Nieważne. Ważne jest to, że on i Jan są ze sobą w zmowie. To od niego Jan dowiedział się o mnie, prawdopodobnie w tej chwili obaj układają jakiś bizantyjski plan celem pognębienia mnie i ostatecznego upokorzenia mojej osoby. Tak jakbym miał jeszcze mało problemów na głowie.
Pies polizał mnie po ręce, przez co zadrżałem i wyrwałem się z zamyślenia.
- Zdjęcie – przypomniałem sobie, chwytając za telefon. Czworonóg jak na komendę położył się na grzbiecie i dramatycznie wyciągnął pysk.
Parsknąłem śmiechem.
- Tylko bez hamletyzowania, jasne? Ty Hamlecie.
Zrobiłem kilka zdjęć i zamieściłem je na grupie „Zaginione zwierzaki [WIATRORZYCE]" oraz kilku pokrewnych. Przy odrobinie szczęścia za dzień albo dwa ktoś zgłosi się po tego nieszczęsnego Hamleta. Póki co przygotowałem mu legowisko pod szafą, które z miejsca uznał za swoją sypialnię i umościł się w nim niczym król Lear na tronie.
Planowałem pójść w jego ślady – to znaczy położyć się spać, we własnym łóżku – ale w tym samym momencie zaatakowała mnie paczka niedojedzonych ciastek podstępnie wyglądająca z na wpół otwartej szuflady.
CZYTASZ
Bracia Śliny
Teen Fiction"To będzie historia o wielu rzeczach. Na przykład o gofrach. Gofry są w niej bardzo istotne, choć pewnie trochę czasu minie, zanim do tego dojdę. Podobnie jak do kumkwatów, które również są ważne, choć nie aż tak, jak gofry (kumkwaty to takie owoce...