Rozdział 2.17

53 7 2
                                    


Ogólnie rzecz biorąc wszystko zaczęło układać się podejrzanie pomyślnie. Po raz pierwszy od sam nie wiem kiedy, miałem świetne relacje zarówno z moim nieszczęsnym Bratem Śliny, jak i jego wojowniczą kochanicą. Umówiłem się na kolejną randkę z Janem, choć przezornie poprosiłem go, by tym razem postarał się nie uwalniać dzikich zwierząt z klatek tylko po to, by zrobić na mnie wrażenie.

Uśmiechnął się na to i obiecał, że się postara.

Innymi słowy, było całkiem nieźle. Zdawałem sobie oczywiście sprawę z tego, że ten stan rzeczy nie potrwa długo – z doświadczenia wiedziałem, że zawsze gdy tylko moje życie już, już niby wychodzi na prostą, tuż za rogiem czai się coś paskudnego – więc tym bardziej rozkoszowałem się tym interwałem między jedną, a drugą katastrofą.

Pogrążony w tych przyjemnych rozmyślaniach, raźno kroczyłem korytarzem głównym zmierzając do klasy na pierwszą tego dnia lekcję, gdy nagle zaskoczyła mnie Scena.

Sceny, jak doskonale wie każda persona, która w ramach swej kariery edukacyjnej kiedykolwiek zaplątała się do gimnazjum, jest zjawiskiem chaotycznie pozytywnym. Z naciskiem na „chaotycznie", ma się rozumieć. Najczęściej Scena przybiera postać publicznego incydentu – kłótni, performansu artystycznego, bójki, publicznego wyznania uczuć, usiłowania morderstwa albo jakiejś kombinacji tych rzeczy – wokół którego tworzy się tłumek szkolnej gawiedzi, na ogół ucieszony spontaniczną rozrywką umilającą nieco męki systemu edukacyjnego.

W Scenach zdarzało mi się uczestniczyć regularnie, zarówno jako członek publiczności, jak i uczestnik bezpośredni – to drugie ostatnimi czasy przytrafiało mi się niestety coraz częściej. Dlatego początkowo chciałem wyminąć Scenę szerokim łukiem, na wypadek gdyby ktoś spróbował wciągnąć mnie w całą tę sytuację. Zmieniłem zdanie, gdy z epicentrum Sceny dobiegły mnie znajome głosy.

- Daj spokój, Tadeusz...

- Nie tadeuszuj mi – warknął gniewnie Trójkowiec. – W ogóle nie wtykaj nosa w tę sprawę, zrozumiałaś?

- Obawiam się, że już za późno – burknęła Aga. – To jest interwencja, Tadek. Publiczna. To już zaszło zbyt daleko. Trzecia piątka w tym miesiącu, a teraz nagle ta cholerna klasówka... Wiesz, początkowo to nawet się cieszyłam, że dałeś sobie spokój z tą swoją obsesją, ale to się zaczyna robić bardzo niepokojące.

- Zostawcie wy mnie wszyscy w spokoju! – Mieciak Tadeusz, zwany Trójkowcem, najeżył się groźnie. W normalnych okolicznościach tłum szybko by się rozpierzchł, ale w ewidentny sposób okoliczności nie były normalne.

Aga miała rację, wraz z porzuceniem swojego systemu trójkowego, Tadeusz utracił również swoją stabilność psychiczną. Wcześniej można było na nim polegać jak na Zawiszy. Gdyby w dzisiejszych czasach zsynchronizowanej ze wszystkim elektroniki istniała jeszcze potrzeba regulowania zegarków, Trójkowiec był osobą, za pomocą której można byłoby to robić.

Kiedyś. Bo teraz jego egzystencjalny rozstrój uczynił z solidnego, perfekcyjnie przeciętnego osobnika nieprzewidywalny kłębek nerwów i negatywnych emocji.

Westchnąłem i przecisnąłem się przez tłum.

- Co tu się dzieje? – zapytałem, choć rzecz była oczywista na pierwszy rzut oka. Aga przyszpilała spojrzeniem Trójkowca, który stał pod ścianą obok kosza na śmieci jak jeniec wojenny przed plutonem egzekucyjnym. Wyjątkowo gniewny i burkliwy jeniec, ale jednak jeniec.

- O, cześć Teflon – Aga rzuciła mi szybki, nieco roztargniony uśmiech. – Robimy Trójkowcowi interwencję za tę akcję z podpowiadaniem na klasówce z chemii tydzień temu.

Bracia ŚlinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz