Rozdział 2.3

322 16 6
                                    

Wpadłeś, Teflonie – powiedziałem do samego siebie, przekręcając się na drugi bok i po raz czwarty odwracając poduszkę w taki sposób, by położyć głowę na jej chłodniejszej stronie. Za oknem od dawna było już ciemno, jasne płatki śniegu tańczyły w świetle latarni ulicznej, a ja nie mogłem zasnąć, bo za każdym razem gdy tylko zamykałem oczy, nawiedzała mnie wizja zawadiackiego uśmiechu, błysku w ciemnym oku, niesfornej sylwetki, która nie była w stanie spokojnie usiedzieć na krześle dłużej niż kilka sekund...

...no dobrze, może nie składał się wyłącznie z zalet. Ale to też przecież miało swój urok! Czym bowiem jesteśmy, jeśli nie konstelacją własnych niedoskonałości? Jan czynił nawiązania do Szekspira, już tylko to jest miarą doskonałości samą w sobie. I to, z jakim spokojem rozegrał całą tamtą sytuację w trakcie olimpiady. I jak mierzwił sobie włosy.

Było w nim coś. Bardzo dużo czegoś. Nie był mrocznym smutasem, ale miał w sobie drapieżność, która uwodziła i...

Usiadłem na łóżku.

Wpadłeś, Teflonie. Wpadłeś, choć w żadnym wypadku nie powinieneś. Wiesz, jak to się dla ciebie skończy. Będziesz robił cielęce oczy, wzdychał, cierpiał, maskował wewnętrzny ból zewnętrzną teatralnością, a zadurzenie będzie cię dobijało, aż w końcu dojdzie do całkowitej entropii i emocjonalnego unicestwienia. Już przez to przechodziłeś. Jan na pewno nie jest homoseksualny, nie wypatrzyłeś przecież żadnych oznak, twój legendarny radar nie odnotował nawet drobnego odchylenia od normy. Skończy się to dla ciebie źle.

Wyciągnąłem spod łózka laptopa i odpaliłem go.

...Poważnie, Teflonie? Teraz będziesz próbował szukać go w mediach społecznościowych? Wiesz, że to oznacza że jesteś stalkerem? I to nie tym dobrym rodzajem stalkera, który walczy z mutantami i przetrząsa post-nuklearne zgliszcza w poszukiwaniu cennych artefaktów. Tylko tym drugim. Powtórz za mną, Teflonie: „Nie chcę być tym złym rodzajem stalkera".

Cicho bądź, ty głupi, uparty, mający absolutną rację głosie w mojej głowie, warknąłem sam na siebie, na szczęście tylko mentalnie.

Ten artefakt był zbyt cenny, by zaprzestać poszukiwań.

Moje palce znieruchomiały nad klawiaturą.

Nie wiedziałem o Janie absolutnie niczego. Znałem jedynie jego imię i wiedziałem, że chodzi do gimnazjum trójki. Nie wiedziałem, do której klasy chodzi, nie byłem w stanie nawet dokładnie ocenić, z którego był rocznika.

Zrozumiałem, że tylko jedna osoba jest w stanie mi pomóc. Jej usługi były jednak bardzo kosztowne. Na szczęście znałem walutę, którą będę w stanie ją przekupić.

Odłożyłem laptopa, sięgnąłem po telefon i wybrałem odpowiedni kontakt.

- Zordon? Wybacz, że niepokoję o tak późnej godzinie. Potrzebuję przysługi. Słodkiej, chrupiącej, czekoladowej przysługi. Bez rodzynek, o ile to możliwe. Tak, to ważne. Kluczowe, mógłbym nawet powiedzieć. Masz gotowe? Poważnie? Słuchaj, znakomicie, nie będzie ci przeszkadzało, jeśli wpadnę jutro rano w drodze do szkoły? Tak, to naprawdę jest takie ważne. Nie, nie chodzi o zaspokojenie żądzy mojego żołądka, chodzi o... inne organy. I o uczucia wznioślejsze niźli żądze. Hm. Prawdopodobnie powinienem był ująć to w inny sposób. Wiesz co, nieważne, po prostu zapakuj mi je, okej? Przysięgam, że ci to wynagrodzę.

*

Następnego dnia całą pierwszą lekcję przesiedziałem jak na szpilkach. Gdy w końcu zabrzmiał dzwonek, wpadłem na Trójkowca, którego Medea wysłała do sali historycznej po pozostawioną tam biografię Cycerona.

Bracia ŚlinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz