19

3.2K 161 34
                                    

Droga na zebranie minęła Alecowi szybciej, niż się spodziewał, głównie za sprawą obmyślania spotkania, na jakie chciał zaprosić Magnusa. Z sobie tylko wiadomych powodów, bał się nazwać je randką.  Może dlatego, że nigdy na żadnej nie był i obawa, że mógłby coś zepsuć, a tym samym zbłaźnić się w oczach Bane'a, przyprawiała go o zimne dreszcze. 

Bezpieczniej dla jego rozszalałych nerwów, było określić je mianem wyjścia. I tu pojawił się kolejny problem, gdzie zaprosić tak niezwykłą osobę. Miał zerowe pojęcie na temat miejsc takich wypadów, a pytać się o to siostrze nie miał zamiaru.
Myślał o kawiarni, restauracji może kinie, ale odrzucał wszystkie pomysły, bo wydawały mu się mdłe i nijakie, a on sam pragnął, by jego pierwsza randka była wyjątkowa i niezwykła.

Otrząsnął się z myśli, kiedy dotarł pod drzwi biblioteki.
Będzie jeszcze czas nad tym pomyśleć, w końcu Magnus jeszcze nie wrócił, a miał dać mu znać gdy się czegoś dowie.

Biblioteka była ogromnym pomieszczeniem.
Na środku znajdował się wielki stół z ciemnego drewna, przy którym złaknieni wiedzy mogli w spokoju wertować setki ksiąg. Regały z woluminami zajmowały wszystkie cztery ściany i dodatkowo jedną trzecią pomieszczenia, tworząc swoisty labirynt, w którym łatwo było się pogubić.

Po wejściu do pomieszczenia Lightwood zaszył się w cieniu najbliższej półki, jak to miał w zwyczaju. Potoczył wzrokiem po zebranych, napotkał znajomą sylwetkę Jace'a, chłopak wyglądał marnie, jakby od wczoraj zapadł się w sobie. Poszarzała cera, niechlujne, brudne od posoki włosy, właściwie chyba zapomniał o prysznicu po ostatniej walce z demonami.
Kiedy uniósł głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały, Alec pospiesznie wycofał się w głąb biblioteki, tracąc go tym samym z oczu.
Po kilku minutach usłyszał stukot szpilek i szybkie, pewne kroki. Nie pomyliłby ich z żadnymi innymi. Wiedział, że to matka, więc wrócił na swoje poprzednie miejsce.

- Spotkaliśmy się tutaj w przededniu wojny – mówiła donośnym głosem, a wyraz jej twarzy pozostawał tak samo niewzruszony, jak zawsze – Valentine tworzy armię, dawni członkowie Kręgu powrócili w jego szeregi, zwerbował też wielu młodych naiwnych Nocnych Łowców.
Naszym zadaniem jest chronić za wszelką cenę Kielich Anioła. Nie możemy pozwolić sobie na żadne błędy! Nie mówiąc już o samozwańczych misjach – tu znacząco spojrzała na Aleca, w którym zawrzało, ale zacisnął tylko  dłonie w pięści, kalecząc paznokciami miękką skórę – Zwiększona zostanie ilość patroli i ochrona Instytutu. Nie zatwierdzone wyjścia będą podlegały karze – uważnie popatrzyła na zebranych -  To już wszystko, szczegółowe informacje dostaniecie przy wyjściu.

Ciemnowłosy odetchnął z ulgą, chciał jak najszybciej opuścić pomieszczenie i zaszyć się w pokoju, a najlepiej wyjść i pobiec przed siebie, jak najdalej od tego miejsca.
Narastał w nim gniew,  wiedział, że czego by nie zrobił lub nie powiedział, matka zawsze będzie go obarczać winą za niepowodzenia. Gdy zrobił już dwa kroki w stronę upragnionego wyjścia, usłyszał ponownie głos Maryse

- Alexandrze, Isabelle i Jonatanie wy zostańcie.

Alecowi zaczęły drżeć dłonie ze strachu, ale nie przed matką, a przed samym sobą.
Bał się, że znowu wybuchnie. Wziął głęboki wdech i powoli odwrócił się do kobiety, niespiesznie pokonując dzieląca ich odległość.

Stali w milczeniu czekając, aż biblioteka opustoszeje.

- Dla was mam wyjątkowe zadanie – odparła, gdy zostali sami – Clary Morgenstern zaginęła, nie wiemy, co się stało, ale nie chcemy siać paniki.

Alec spojrzał pytająco na siostrę, a ta tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się dyskretnie.
Chłopak domyślił się, że pewnie atak, który Izzy o mało przypłaciła życiem, pozostał tajemnicą.

Przemiana anioła (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz