23

3K 168 62
                                    


Trójka przyjaciół siedziała w kuchni, popijając napoje. Zachowywali się beztrosko, śmiali się, żartowali zupełnie, jakby kilkanaście godzin wcześniej nie przeżyli wizji rychłej śmierci jednego z nich.

Magnus, bo o nim mowa był dla nich co najmniej jak brat, młodszy, zbuntowany, z durnymi pomysłami, jednak kochali go nad życie. Wiele mu zawdzięczali tak jak i on im. Przez ostatnie lata bardzo się o niego martwili, zwłaszcza Catarina dzięki swej kobiecej intuicji wiedziała, że z Bane'em coś się dzieje i że nie jest to nic dobrego. Często odwiedzała go bez uprzedzenia, bo chciała wiedzieć, czy znów nie kłamie, że wszystko z nim dobrze. Do tej pory pamiętała, jak zrozpaczony po odejściu Camille próbował targnąć się na swoje życie.
Po dziś dzień dręczyły ją koszmary przedstawiające go na tym moście. W swoim długim życiu nie widziała nigdy u nikogo tak przeraźliwie pustych oczu, jak wtedy u niego. A to wszystko za sprawą jednej wampirzycy.
Jednak teraz po ponad wieku spod według niej nieudolnie udawanej obojętności, zaczęło przesączać się szczęście, niczym woda drążąca skałę. Co z kolei było zasługą młodego Łowcy.

Zamrugała szybko, chcąc otrząsnąć się ze swych myśli, bo zdała sobie sprawę, że Ragnor patrzy na nią, jakby oczekiwał jakieś odpowiedzi.

- Możesz powtórzyć? Nie słuchałam – odparła z przepraszającym uśmiechem.

- Pytałem, czy pamiętasz, jak Magnus chciał zostać kaktusem? – zapytał niezwykle rozbawiony

- Oczywiście, ale wiesz, co było tego powodem.

- Jakże mógłbym nie wiedzieć, przez ten powód utknęliśmy w Peru na tak długo. Imasu tak miał na imię? – doskonałe zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał przedłużyć rozmowę, licząc na to, że skupi się ona wyłącznie na Magnusie.

- Tak dokładnie. To on zaszczepił w Magnusie miłość do muzyki.

- Nawet mi tego nie przypominaj, ale przynajmniej zajęty chłopakiem nie dręczył nas tak bardzo. Nie... Cofam to... Moja pamięć jest zawodna...on nas torturował.

Catarina zaśmiała się wdzięcznie.

- Nie było tak źle – jednak jej mina mówiła coś zupełnie innego – swoją drogą ciekawe, gdzie jest jego ch...

- Nie mów tego ! – krzyknął nagle Ragnor – już na samo to słowo mam dreszcze!

- Jakie słowo? Masz na myśli charango ? – przekrzywiła zabawnie głowę i z niewinnym wyrazem twarzy zaakcentowała dokładnie ten wyraz, o który chodziło przyjacielowi.

- No i patrz, co narobiłaś ? - zawołał, ostentacyjnie podsuwając jej pod same oczy swoje przedramię opatrzone „gęsią skórką"

Tym razem oboje parsknęli śmiechem. Nawet Rafael wygiął usta w imitacji uśmiechu, co w jego wykonaniu można było uznać za niebywałe rozbawienie.
Chłopak był oszczędny w okazywaniu uczuć.
Przeważnie nad wyraz poważny sprawiał wrażenie gbura, lecz wewnątrz był zupełnie inny.
Uwielbiał słuchać o przygodach czarowników, chociaż nie brał w nich udziału, znał każdy szczegół. Słyszał te historie już wielokrotnie, ale nigdy mu się nie nudziły.

Właśnie trwała debata nad wielozadaniowością świnek morskich, kiedy z sypialni wyszedł Alec.
Niby wyglądał, jak zwykle jednak Catarina zauważyła jakąś zmianę, nienaturalnie spięty, zmarszczone brwi jakby nad czymś usilnie myślał i zaciśnięte pięści, świadczyły o toczącej się wewnętrznie walce.

Usiadł przy nich i po chwili zadał pytanie, którego nikt się nie spodziewał

- Kim do diabła jest Camille?

***

 Wpatrywali się w niego z niedowierzaniem. Skąd on wiedział o wampirzycy. Catarina wątpiła, by Magnus mu o niej wspomniał. Kobieta była dla niego tematem tabu.
Cierpiał przez nią tak bardzo, że zakazał nawet używać przy nim jej imienia. Na co skrzętnie wszyscy przystali, bo jej nienawidzili, zwłaszcza po pamiętnej nocy na moście.
Zresztą od początku byli przeciwni temu związkowi.
Magnus oddał jej całe serce, a ona to podstępnie wykorzystywała. Nigdy tak naprawdę nie zależało jej na czarowniku, nie kochała go, co najwyżej imponował jej władzą i wpływami, co bez skrępowania obracała na swoją korzyść. Tym bardziej że zaślepiony Bane dawał jej wszystko, czego zapragnęła, licząc, że pod jej zimną powłoką kryje się miłość i ciepło, które wystarczy obudzić. Mylił się. Czas mijał, a on dostrzegał coraz wyraźniej, że nic co uczyni, nie sprawi, że wampirzyca odwzajemni jego uczucia.
Czarę goryczy przelał jeden wieczór, Magnusa miało wtedy nie być w mieście, jednak gnany tęsknotą wrócił wcześniej i zastał ukochaną na igraszkach z przyziemnym, w dodatku w jego łóżku.

Sytuacja ta złamała mu serce i odebrała chęć do życia.
Gdyby nie przyjaciele nie byłby już wśród żywych. Od tamtej pory zamknął swoje serce na miłość. Stał się zimny, jak skała. Nie chciał być ponownie zraniony. Potrzebę bliskości zaspokajał przez jednorazowe przygody, stąd też wzięła się jego opinia rozpustnika. 

Przemiana anioła (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz