21

2.9K 182 78
                                    

Magnus od tygodnia żył w wielkim stresie.
Poszukiwania rozwiązania zagadki zanikającej więzi parabatai Aleca spędzała mu sen z powiek.
Czuł, że jest już u kresu sił, lecz chęć pomocy napędzała go do działania.

Liczył na pomoc Tessy i brata Zachariasza, jednak pomimo ich szczerych chęci i przejrzenia ogromnych ilości ksiąg i woluminów nie znaleźli nic, co choć trochę przybliżyłoby ich do wyjaśnienia sytuacji.

Szukał pomocy u wszystkich, którzy mogliby mieć choć nikłe pojęcie, lecz niestety nic to nie dało.
Był coraz bardziej zdesperowany, nie pomagała mu tęsknota, choć bardzo pragnął ujrzeć Alexandra, nie chciał widzieć na jego twarzy zawodu, że nie podołał zadaniu.
Może właśnie dlatego, albo też z powodu zmęczenia stracił czujność. Gdy dostał ognista wiadomość od nieznajomej osoby, z której treści wynikało, że jest jedyną istotą, która za odpowiednią opłatą udzieli mu informacji o utracie więzi parabatai, bez zastanowienia otworzył portal i przeniósł się na miejsce spotkania.

Nie myślał o kosztach, ważniejszy był dla niego jego Anioł, nie przeszło mu nawet przez myśl, że to może być pułapka.

***

Magnus po wyjściu z portalu od razu zorientował się, że jest w potrzasku. Zewsząd otaczały go demony w ilości tak ogromnej, że nawet on, jeden z najpotężniejszych czarowników na świecie nie miał najmniejszych szans.

Prawie pogodził się z rychłą śmiercią, jednak demony nie atakowały go, jakby czekając na jakiś znak.
Rozwiązanie owej tajemnicy pojawiło się niebawem.
Chmara demonów rozstąpiła się i w jego stronę zaczął zmierzać nie kto inny, jak sam Valentine.

W Bane'a uderzyło wspomnienie sprzed dwudziestu lat, gdy to ten sam mężczyzna, który właśnie szedł w jego kierunku, przebił go mieczem, gdy czarownik ratował z jego rąk małą wilkołaczkę.
Wtedy chybił, zaledwie milimetry dzieliły go od śmierci, ostrze ominęło serce, które teraz w szaleńczym rytmie biło w jego piersi, a umysł doznawał uczucia deja vu.

Nagle zamarł, absolutnie nie spodziewał się tego, co zobaczył. Zza pleców mężczyzny wyłoniła się dziewczyna z burzą rudych loków na głowie.

Wtem zrozumiał, prawda nadeszła jak objawienie, to wszystko było od początku ukartowane.
Atak na Alexandra potem na Isabelle. Te wszystkie zwiększone aktywności demonów.
Nawet to pierwsze spotkanie w Pandemonium nie było przypadkowe tak, jak i pojawienie się tam członka kręgu.
Od samego początku to on sam był celem.
Gdy nie powiódł się zamach w klubie, chciał mu odebrać to, na czym mu zależy i o kim wiedziała dziewczyna. Dlatego Alec został ranny, a potem jego siostra, bo wiedzieli, że zrobi wszystko, żeby im pomóc, a przez uczucia straci zdrowy osąd i popełni błąd.

I tak właśnie się stało.
Był teraz sam, osłabiony przez własną głupotę, otoczony tysiącami demonów, nie mając dość siły, by się stąd wydostać.

Najbardziej cierpiała jego dusza, nie bał się śmierci. Od wielu lat był na nią gotowy, jednak świadomość, że przez swoje zaniedbanie odebrał sobie możliwość bycia ze swoim Aniołem, rozdzierała mu serce.

- Witaj czarowniku – głos Valentina przebił się przez hałas, który wytwarzały demony – nareszcie się spotykamy, czas dokończyć co nam przerwano... Najpierw cię zabiję, a potem zniszczę całe podziemie.

- Dlaczego ja? – zapytał Magnus – czyżbyś tak się obawiał, że zniweczę twoje plany, dlatego podstępem postanowiłeś się mnie pozbyć?

- Prawdę mówiąc, tak... Tylko ty masz wystarczającą moc, by pokrzyżować moje plany. Jednak jesteś głupi i pozwalasz uczuciom władać życiem. Nie trudno było cię rozgryźć, zwłaszcza gdy zrobiłeś się nieostrożny przez zauroczenie młodym Lightwoodem – na wspomnienie o Alecu, Magnus skrzywił się nieznacznie – zapewniam cię, że on będzie następny. Już zacząłem właściwie... No wiesz, ta zanikająca wieź parabatai to dopiero początek z tego, co mam dla niego zaplanowane.

Magnus był na skraju wybuchu, znów poniosła go jego porywcza natura, cisnął w Valentina wiązką magii lecz ten się uchylił.

- Koniec zabawy, żegnaj czarowniku – odparł, potem odwrócił się do dziewczyny – teraz twoja kolej córko.

Dziewczyna stanęła przed ojcem.
Jej oczy zaszły czarnym bielmem, wykrzyczała słowa w nieznanym nawet Bane'owi języku. Po czym wraz z ojcem zniknęła, a Magnus został zaatakowany przez niezliczoną chmarę demonów.

Czuł niewyobrażalny ból, gdy macki wbijały się w jego zmaltretowane ciało. Klatka piersiowa była jedną wielką sącząca się raną. Upadł na ziemię, gdy któryś z potworów jednym uderzeniem połamał mu obie nogi. Ledwo świadomy odrzucił magią kierujący się w stronę serca szpon. Wiedział, że koniec jest blisko, gdy zauważył formująca się nad nim zbitą masę oślizgłych demonicznych ciał. Zaraz runą na niego i rozszarpią bezlitośnie jego ziemską powłokę na strzępy.

Myśl o Aleksandrze pozwoliła mu wykrzesać z siebie resztki energii, dzięki którym udało mu się stworzyć mały, niestabilny portal i czmychnąć przed niechybną śmiercią.

Wyrzuciło go gdzieś w pobliżu Manhattanu, upadając, złamał dodatkowo rękę.
Wraz z resztą magii odchodziła od niego świadomość, nim popadł w bezkresną czerń, ostatkiem sił wysłał alert alarmowy na telefon Rafaela.
Mieli od lat tajny kod, dzięki któremu, gdy ktoś z nich znalazłby się w opałach, mogli się łatwo namierzyć.

Z tą nadzieją pozwolił się otulić nieświadomości, tym samym odcinając się od przeszywającego całe ciało bólu.

Kilka chwil później znalazł go Santiago, dzięki wampirzej szybkości, odległości nie miały dla niego znaczenia. Gdy zobaczył stan przyjaciela, zaczął wznosić modły do Boga, bo pomimo swojej przemiany nadal pozostał wierzący.
Magnus w jego oczach był kołtunem złożonym ze strzępów ciała, ubrań i obficie nasączonym krwią, zalewającą wszystko wokół. Zwykły przechodzień nie rozpoznałby w tej stercie zakrwawionych szmat człowieka.

Rafael tylko dzięki wyczulonym zmysłom wiedział, że serce czarownika nadal bije, więc klnąc szpetnie pod nosem, wybrał numer do jedynej osoby, która mogła pomóc.

Catarina zjawiła się w ciągu kilku minut i za pomocą Santiago przenieśli ledwo żyjącego Bane'a do jego mieszkania.

***

Po odebraniu telefonu od Catariny Alec pośpiesznie przemierzał korytarze Instytutu.
Chciał jak najprędzej dostać się do swojego pokoju, zabrać stamtąd łuk i niezwłocznie udać się na Brooklyn, do mieszkania Magnusa.

Czuł niewyobrażalny strach, pomimo że kobieta nie zdradziła mu nic konkretnego, w głębi serca wiedział, że stało się coś złego.
Brak kontaktu przez ponad tydzień z Bane'em utwierdzał go w przekonaniu, że to jego osoby dotyczy błagalna prośba o przybycie.

Niepokój ogarnął go całego, miał wrażenie, że właśnie wali się jego świat. Nie chciał dopuszczać do siebie okropnych myśli, lecz one natrętnie się pojawiały, podsuwając różne scenariusze.
Brak wyjaśnień tylko lakoniczne:

Przemiana anioła (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz