29

2.8K 152 151
                                        

Witam, dziś zapowiadany rozdział. Trochę mnie poniosło ale ocenicie sami.
Zapraszam do czytania i zachęcam do podzielenia się opinią 😉


Właśnie zbliżała się pora obiadowa, przez co stołówka w instytucie zapełniona była spragnionymi posiłku Łowcami. W pewnym momencie drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem, wszystkie głowy odwróciły się jak na zawołanie w kierunku nowo przybyłych.
Do pomieszczenia wszedł wysoki brunet, ze sporo niższa blondynką. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że trzymali się za ręce. O ich ślubie było głośno, właściwie cały instytut huczał. Nie było tajemnicą, że Lightwood jest do niego przymuszany, a jego tygodniowy areszt nadał plotkom pikanterii, jednak nikt nie spodziewał się zobaczyć ich ze splecionymi dłońmi, do tego Lidia z dumą ostentacyjnie prezentowała rodowy pierścień na serdecznym palcu.

Wszyscy byli zdziwieni, a najbardziej rodzeństwo mężczyzny. Gdy Jace zobaczył ich razem, Aleca z niewzruszona miną i szczebiocząca blondynkę obok, zakrztusił się przeżuwaną właśnie frytką, Isabelle patrzyła na nich oniemiała z rozwartymi ustami, jednocześnie energicznie klepała blondyna po plecach, pomagając mu tym samym odzyskać oddech.

Brunet bez słowa usiadł obok siostry, a miejsce po jego prawej stronie zajęła narzeczona. Zjadł posiłek, nie podnosząc wzroku znad talerza, ignorował też próby zagajenia rozmowy przez dziewczynę. Ta widząc, że jej wysiłki idą na marne, wstała, szurając głośno przesuwanym krzesłem. Nachyliła się nad Aleciem i wysyczała mu do ucha

- Musimy porozmawiać – po czym wyszła, trzaskając drzwiami. Niebawem Jace poszedł w jej ślady, bacznie przyglądając się swojemu parabatai.

Lightwood westchnął ciężko. Wiedział, że ta rozmowa go nie ominie. Podniósł się, szepcąc do Lidii, że musi już iść, ona w odpowiedzi musnęła wargami jego policzek i niewzruszona kontynuowała rozmowę z sąsiadką obok.

Jej gest go zaskoczył. Z myślą, że nie chciałby już nigdy więcej tego doświadczyć, ruszył do swojego pokoju, gdzie spodziewał się zastać siostrę.

Po drodze zastanawiał się nad swoją reakcją na tak naprawdę niewinny pocałunek, był obrzydzony.
Wiedział, że po ślubie takie czyny będą codziennością, a on nie wiedział, jak da radę nie wrzeszczeć przy każdym jej dotyku. Lecz pomimo odrazy, jaka go ogarniała, wiedział, że nie ma wyjścia. Ożeni się z nią i pochłonie w pracy. Będzie nieszczęśliwy, bo jakby mógł nie być, skoro jego roztrzaskane na kawałki serce zostało w pewnym lofcie w Brooklynie i choć było to egoistyczne, w tym momencie wolał cierpieć w towarzystwie, niż sam.

Poinformował Lidie zaraz po przyjęciu przez nią oświadczyn, że to małżeństwo od początku do końca będzie fikcją, której celem będzie tylko przejęcie władzy nad instytutem, jednak ona uparła się, żeby zachować pozory, stąd to ich wkroczenie do jadalni chwilę wcześniej.

Nim dotarł do celu, spotkał po drodze matkę, która nie kryła radości z jego czynów, poklepała go po ramieniu i ze słowami – Wiedziałam, że w końcu zmądrzejesz – wróciła do swoich zajęć.

***

Od kilku minut stał pod drzwiami swojej sypialni, bał się rozmowy z siostrą, tylko ona, jak nikt inny potrafiła przejrzeć go na wylot.

Westchnął, rozważając jeszcze przez moment ucieczkę do innego wymiaru, ale wiedział, że ona wygrzebałaby go nawet spod ziemi, byleby ta dyskusja się odbyła.
Popchnął uchylone drzwi i przybierając maskę obojętności, wszedł do pokoju.

Zastał dziewczynę siedząca prosto, jak struna przy jego ogromnym biurku, sprawiała wrażenie kruchej, ale to były tylko pozory, biła od niej siła i determinacja.

- Co to do cholery miało znaczyć? – zapytała spokojnym cichym głosem. Alec przełknął ślinę, szalejąca i wrzeszcząca Isabelle to było coś, czego się bał, ale chociaż wiedział, czego się spodziewać, lecz Izzy mówiąca w ten sposób, to był demon z najniższych kręgów piekieł.

- Co masz na myśli? – zapytał, chcąc zyskać na czasie.

- Ty i Lidia razem. Ty naprawdę się jej oświadczyłeś! Alec ja nic nie rozumiem. Przecież ty i Magnus... – przerwał jej.

- Nie uważasz, że tydzień przed ślubem to najwyższy czas na zaręczyny? Ten ślub się odbędzie ! Koniec tematu – odparł, złudnie licząc, że to wystarczy.

- Ale ty i Magnus... – dociekała – przecież wy się kochacie – w Alecu zawrzało, nie chciał dać tego po sobie poznać. Cierpiał tak bardzo, że postanowił wyprzeć się tego uczucia.

- Nie ma mnie i Magnusa, nigdy nie było. To...to była tylko zabawa – ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło.

- Ale jak to, przecież ty go kochałeś ! – wykrzyknęła zdenerwowana.

- Nie Izzy, ja nie kochałem jego. Kochałem wyobrażenie o nim – odparł ze smutkiem, bo zdał sobie sprawę z prawdziwości tych słów.

- Co masz na myśli? – dziewczyna bacznie mu się przyglądała.

Westchnęła, gdy zauważyła, że znów uciekł do swojej skorupy.

- Sama wciąż powtarzasz, że za często uciekam w swe myśli. Stworzyłem sobie tam swój perfekcyjny świat, w którym kocham Magnusa, a on mnie, że jesteśmy razem szczęśliwi. Jednak prawda jest okrutna, w swoich marzeniach wyidealizowałem go, znając tylko ułamek jego osobowości, co prawda tej dobrej, opiekuńczej i troskliwej, jednak to jest niepełny obraz. Nie można oceniać człowieka żyjącego pięć wieków przez pryzmat kilku tygodni – Izzy nie dowierzała temu, co słyszy.

Przemiana anioła (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz