22

2.9K 168 58
                                    

Alec spędził przy łóżku Magnusa długie godziny.
Ignorował swoje zmęczenie, choć chwilami zapadał w krótkie, kilkuminutowe drzemki nie przystał na prośbę Catariny, by chociaż przez godzinę odpoczął.

Po odprawieniu Rafaela, który zapewne za namową przyjaciółki przyniósł mu tace z jedzeniem, został przez wyżej wspomnianą siłą wyciągnięty z sypialni i posadzony na kanapie.

- Co ty odwalasz? – zapytała tonem, jakby mówiła do rozkapryszonego dziecka – myślisz, że twoje zmęczenie i głodzenie się w czymś nam pomogą?

- Kiedy to, co się stało to moja wina – odparł, walcząc z drżeniem głosu. W oczach stanęły mu łzy, zgarbił się, jakby chciał się schować przed samym sobą, przez co sprawiał wrażenie małego, zagubionego chłopca.

Catarinie zmiękło serce, początkowo była przeciwna, gdy usłyszała od Bane'a o jego zauroczeniu młodym Łowcą. Podobnie jak wcześniej Magnus nie miała złudzeń co do Nefilim, niejednokrotnie została przez nich podle potraktowana, często zaraz po tym, jak uratowała życie któremuś z nich, jakby nie zasługiwała na podziękowanie z racji tego, że jest podziemną.

Jednak teraz widząc chłopaka w takim stanie, w głębi serca czuła, że to nie jest jednostronne, że im obojgu na sobie zależy, że szczeniackie zauroczenie (jak je nazwała po pierwszym spotkaniu z Alec'iem, gdy uzdrawiała jego siostrę) wcale takim nie jest.
Nie, kiedy widziała zrozpaczonego Nefilim przed sobą, który rzucił wszystko i w kilka minut od jej wiadomości pojawił się w mieszkaniu. Wiedziała, że zapewne porzucił swoje obowiązki, świadczył o tym nieustannie dzwoniący telefon, który chłopak bez sentymentów wyłączył i niedbałym ruchem odrzucił w bliżej nieokreślonym kierunku.

Patrzyła na niego niemal matczynym wzrokiem, walcząc sama ze sobą przed ogarniającą ją chęcią przytulenia chłopaka i zapewniania, że wszystko się ułoży.
Zdawała sobie sprawę, że nie może tego zrobić, Alec miał w sobie cechy destrukcyjne, a chęć wsparcia go mogłaby odnieść przeciwny skutek od oczekiwanego.
Dlatego postanowiła być twarda, może nawet trochę szorstka, by sprowadzić go na ziemię i uświadomić o konsekwencjach jego nieodpowiedzialnego zachowania.

- Na wyrzuty sumienia przyjdzie czas, jak już wyzdrowieje. Swoim aktualnym zachowaniem możesz mu tylko zaszkodzić - odezwała się po dłuższej chwili, przybierając najbardziej oschły ton, na jaki było ją stać.
Alec zamrugał ze zdziwienia, nie tego spodziewał się po kobiecie.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale... – przerwała mu – potrzebuję twojej siły, jak masz zamiar się zadręczać i głodzić... Powiem wprost, zmęczony i osłabiony na nic mi się nie przydasz. Równie dobrze możesz od razu wrócić do Instytutu.

Słowa kobiety podziałały jak kubeł zimnej wody.
Zdał sobie sprawę, że ma rację. Był zły na siebie, za swoje dziecinne zachowanie, jednak nie potrafił inaczej.
Nie w obliczu cierpienia Magnusa, którego był pośrednim sprawcą. Postanowił wziąć się w garść, będąc na skraju wyczerpania, na pewno nie będzie przydatny, a o odesłaniu do Instytutu nawet nie chciał myśleć.

Odetchnął głęboko. Podniósł do tej pory opuszczoną głowę, oczyma pełnymi smutku spojrzał na Catarinę.

- To gdzie są te kanapki? – zapytał głosem tak cichym, że ledwo go usłyszała.

- W kuchni – odparła, a gdy chłopak odwrócił się, zmierzając we wskazanym kierunku, na jej ustach zagościł triumfalny uśmiech.

Nie jest, aż tak trudny w obsłudze, jak twierdził Magnus – zachichotała cicho d swoich myśli, za co została obdarzona zdziwioną miną Rafaela.
Uniosła kciuk w górę, przekazując tym samym przyjacielowi, że odniosła małe zwycięstwo nad upartym Łowcą.

Po zjedzeniu wszystkich kanapek i wypiciu dwóch kubków herbaty, Alec nagle zapragnął się zdrzemnąć, nerwowe ostatnie kilka godzin odcisnęło na nim swoje piętno, poczuł błogie zmęczenie zaraz po tym, gdy wygłodniały organizm pochłonął ostatnią porcję jedzenia.
Bez zbędnego osiągania zabrał z kanapy kilka poduszek i koc. Ułożył się na podłodze obok łóżka.

Mógł się godzić na ustępstwa, ale tego jednego nie mógł zrobić, nie mógłby spać spokojnie, gdyby nie był w pobliżu Magnusa. Po chwili już pogrążył się w nieświadomości.

Tak odnalazła go po kilku minutach Catarina, poszukiwała chłopaka, bo chciała zmusić go do odpoczynku. Nie zdziwiła się, że był w sypialni, z rozrzewnieniem patrzyła na scenę przed nią.

Alec spał na podłodze, jednak przez cały czas trzymał dłoń Magnusa.

Westchnęła cicho i z nieodgadnionym wyrazem twarzy opuściła pomieszczenie.

***

Rano Aleca obudziły szybkie kroki i podniesione głosy.
Nim zorientował się, gdzie jest, minęła dłuższa chwila.
Wstał z podłogi. Uważnie przyjrzał się leżącemu mężczyźnie. Westchnął smutno, gdy nie zauważył żadnej poprawy.
Swoje prowizoryczne posłanie kopnięciem posłał pod łóżko Magnusa i z ociąganiem ruszył w stronę ożywionej dyskusji.

***

Ogromne było jego zdziwienie kiedy w salonie zastał swoje rodzeństwo, pogrążonych w rozmowie z Catariną.

- Ooo Alec wstałeś już. To świetnie. Zbieraj się, wracamy do Instytutu – odezwał się Jace, który jako pierwszy zauważył chłopaka. Ciemnowłosy nawet na niego nie patrząc, odparł.

- Nigdzie nie idę. Zostaje tutaj. Do odwołania – dodał po chwili.

- Nie rozumiesz, jesteś nam potrzebny ! – blondyn próbował go przekonać.

- Tutaj jestem bardziej potrzebny – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Ale masz obowiązki, matka... – próbował podejść go z innej strony, jednak na wspomnienie o matce Alecowi podniosło się ciśnienie.

- A więc to dlatego... Przyszliście tu, bo was po mnie przysłała?

- Nie odbierasz telefonu, nie powiedziałeś, gdzie idziesz... – zaczął wyliczać Jace.

- Po pierwsze jestem dorosły, po drugie powiedziałem jej, że wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. Nie jestem dzieckiem, żebyście musieli mnie sprawdzać – coraz bardziej zdenerwowany nie zauważył, że zaczął podnosić głos.

- Alec... to nie tak – po raz pierwszy odezwała się Isabelle – ona wymyśliła coś bardzo głupiego... to dotyczy ciebie. Musisz z nami wrócić, żeby wybić jej to z głowy – odparła tak smutno, że aż chłopakowi zrobiło się nieprzyjemnie, że tak na nich naskoczył.

- Co masz na myśli? – zapytał, zupełnie nie spodziewając się tego, czym za moment uraczyła go siostra.

- Ona...ona sprowadziła dziewczynę... taką blondynkę przyjechała akurat, jak wczoraj wychodziłeś... ma na imię Lidia i... – Izzy przerwała, nie mając pojęcia, jak przekazać bratu chory plan matki.

- A co mnie obchodzi jakaś Lidia ? – zdziwiony spojrzał na siostrę.

Przemiana anioła (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz