Rozdział 6 "Wyznańcy"

412 24 15
                                    

(Perspektywa Clementine)

-Mike?

Mężczyzna spojrzał na mnie przyjaźnie. Uśmiechnął się delikatnie.

Nie mogę w to uwierzyć. Minęło tyle czasu. Kiedy ostatni raz go widziałam, próbował nas okraść, razem z Bonnie i Arvo. To było podłe.

-Znasz tą gówniarę?- zapytał Don

-Znam.- odpowiedział Mike -Byliśmy w jednej grupie, lata temu...

-Nie zmienia to tego, że teraz celuje we mnie z jebanego łuku!- krzyknął Don

Mężczyzna wycelował broń prosto we mnie. Wiedziałam, że się nie zawaha. Już wcześniej widziałam takich ludzi jak on. Nieobliczalnych, bezlitosnych.

-Don, przestań!- rozkazał Mike

-Nie będziesz mi kurwa mówił, co mam robić!- odparł Don

-Powiedziałem, że masz przestać.- powtórzył Mike, stając pomiędzy nami

-Co ty odpierdalasz?!

-Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Nie zrobisz tego, jeśli ją znam.

-Pierdolenie. Sam powiedziałeś, że nie widziałeś jej od lat!

-To niczego nie zmienia...

-To się nie spodoba Malcolmowi.- odparł -Wkurwi się na ciebie!

-Mam to gdzieś. Malcolm to dupek, nawet większy od ciebie.

-Upewnie się, że każdy dowie się co zrobiłeś.- powiedział po chwili Don -Nie będziesz już miał po co wracać, jebany śmieciu.

Po tych słowach mężczyzna odszedł. Mike chwilę stał w bezruchu. Kiedy Don zniknął z naszego pola widzenia, powoli odwrócił się w naszą stronę. Spojrzał prosto na mnie. W jego oczach, widziałam skruchę.

-Clem,... ja...

-Musimy porozmawiać.- przerwałam mu -Sami.

-Pewnie, masz rację.- zgodził się

-Chwila, o chuj tutaj w ogóle chodzi?!- zapytała, zakłopotana Violet

-Nie teraz, Vi. Muszę się z nim rozmówić.- odparłam -Ty i Louis przeszukajcie teren wokół szkoły. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś jeszcze tutaj był.

-Byliśmy tutaj tylko my.- poinformował nas Mike

-Lepiej jednak się upewnić.- powiedziałam -Chodź za mną.

Zaczęłam iść. Po chwili, Mike mnie dogonił i oboje udaliśmy się w stronę bramy. Weszliśmy do środka i zaczęliśmy iść w stronę biura, które wcześniej należało do Marlona.

-Niezła ta wasza miejscówka.- odparł Mike, rozglądając się

-Wiem.- odpowiedziałam -To dlatego tutaj przyszliście?

-Cóż,... nie wiedzieliśmy, że ktoś tu jest.

-Ręce za siebie.- nakazałam, przed tym, jak weszliśmy do budynku

-Co?

-Powiedziałam: ręce za siebie. Nie zamierzam ryzykować.

-Możesz mi zaufać. Nie zrobię wam krzywdy.

-Kiedy ostatni raz ci zaufałam, okradłeś nas i chciałeś odejść bez słowa.- rzekłam

-Wiem. Niech ci będzie.

-Dobra decyzja...




(...)

-Więc, jesteś teraz w grupie, gdzieś na południu.- mówiłam- To niezbyt dużo informacji. Kto wami dowodzi?

Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz