Rozdział 17 "Ciesze się, że w końcu cię znaleźliśmy"

342 24 45
                                    

(Perspektywa Clementine)

(Następny dzień)

Wstałam najwcześniej ze wszystkich. Zaczęłam przygotowywać wszystko do dalszej podróży. Jedyną osobą, która też nie spała, była Trish. Zaoferowała się, że może pilnować, naszego obozowiska, po Aasimie.

Kiedy wszystko co miałam do zrobienia, było już gotowe, postanowiłam do niej podejść.

-Hej.- przywitałam się gdy byłam przy niej

-O cześć.- odpowiedziała -Myślałam, że śpisz.

-Nie mogłam już spać.- odparłam

-A, no to możesz sobie ze mną posiedzieć i dotrzymać mi towarzystwa.- rzekła, gdy przy niej siadałam -Clementine, tak?

-Tak, ale jeśli chcesz to możesz mi mówić Clem.

-Widzę, że wszyscy jesteście dla siebie bardzo ważni.

-Po czym to stwierdziłaś?

-Błagam. Wyruszyliście na ratunek jednej osobie. Każda inna grupa, dawno by stwierdziła, że ta osoba już z pewnością nie żyje i nie ma sensu narażać innych.

-Nie mogłabym tak. Jestem pewna, że reszta ma tak samo.- rzekłam

-Wydaje się, że milusiński jest dla ciebie kimś szczególnie ważnym.- odparła -Troszeczkę wyciągnęłam od Vi, ale i tak nie chciała mi zbyt dużo powiedzieć.

-No cóż,... Louis jest... dla mnie szczególnie ważny.- odpowiedziałam -Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy zostawić go na pastwę losu.

-Milusiński to wielki szczęściarz. Ma świetnych przyjaciół, oraz fajną dziewczynę.- odparła puszczając mi oczko

-Eee.., dzięki.- rzekłam -Ale ja nie jestem jego dziewczyną.

-W takim razie, powinien w końcu wziąść się za siebie i to zmienić.- powiedziała śmiejąc się

-Myślisz, że kiedy będziemy na miejscu?- zapytałam po chwili

-Myśle, że tak jakoś w południe.- rzekła

-To dobrze.

-Mogłabyś teraz ty zostać i popilnować?- spytała -Padam z nóg, muszę się chociaż trochę przespać.

-Pewnie.

-Dzięki. Jesteś spoko babka, Clem.- odparła Trish wstając i odchodząc

Zostałam znowu sama. Jednak teraz na mojej twarzy gościł mały uśmiech. Cieszyłam się. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to dzisiaj znajdziemy Louisa. W końcu, będzie z nami...

(Perspektywa Louisa)

(...)

Wstałem jeszcze przed Jamesem. Widziałem, że jeszcze śpi, więc by go nie budzić udałem się na dół.

Domek był dwupiętrowy. Piękne, ciemne drewno, było widoczne wszędzie. Od ścian, po piękne meble. To miejsce wyglądało w zupełności tak, jakby żadna apokalipsa nie istniała.

Udałem się w stronę kuchni. Wchodząc, dostrzegłem, że nie jestem sam. Była tam Vicky. Na jej twarzy, było widać ogromny smutek. Czułem się winny. To przeze mnie teraz cierpi.

-Cześć.- przywitałem się

-Tak, cześć.- odpowiedziała szybko

-Już nie śpisz?

-Dochodzi południe. Długo spaliście, ale postanowiliśmy was nie budzić.- wyjaśniła

-Nie potrzebnie. Mogliśmy wam jakoś z czymś pomóc.- rzekłem

Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz