Rozdział 21 "Ale ty się nie zgodziłaś, prawda?"

332 23 47
                                    

(Perspektywa Clementine)

(...)

Siedziałam właśnie na krześle w jak zgaduję biurze Kenny'ego. Było niewielkie, ale ładnie urządzone i czyste.

Mężczyzna siedział na przeciwko mnie i szczerze się uśmiechał, przyglądając mi się. Odwzajemniałam to. Nie mogę uwieżyć, że Kenny siedzi teraz przede mną. Naprawdę myślałam, że już go nie zobaczę. Że nasze pożegnanie przed Wellington było naszym ostatnim spotkaniem.

- Nadal nie mogę uwieżyć, że cię widzę, Clem.- zaczął ciągle się uśmiechając -Tak bardzo wyrosłaś.

-Ja wyrosłam, ale ty niezbyt się zmieniłeś. No może trochę bardziej posiwiałeś.- odparłam

-Co mogę poradzić? Tak już jest.- rzekł śmiejąc się - Clem, tak bardzo mi przykro. Słyszałem o tym co się wydarzyło. Że Wellington upadło. Chciałem was znaleźć. Ciebie i AJ, ale to nie było tak proste jakbym chciał. Opowiedz mi, jak sobie poradziliście?

- Było ciężko. Sama musiałam spróbować wychować AJ. Nie było to łatwe zadanie i ciągle nie jest, ale jest on jednym z najlepszych rzeczy jakie mnie spotkało w życiu.- mówiłam -Po drodzę poznałam jeszcze wielu ludzi. Niektórzy byli dobrzy, inni... nie. Byliśmy długi czas w podróży. Chciałam znaleźć dla AJ miejsce, które mógłby nazwać domem. A jak ty sobie poradziłeś?

- Na początku byłem sam, przez długi czas. Potem spotkałem grupę w której jestem do dnia dzisiejszego. To dobrzy ludzie, postanowili poświęcić się temu by pomagać tym, którzy tego potrzebują. Pomyślałem, że skoro nie byłem w stanie chronić was to spróbuję pomóc innym. W ten sposób zostałem dowódcą jednego z oddziałów. Zajmujemy się jak narazie pomaganiem ludzi, którzy zostali dorwani przez tych pojebów "Wyznańców".

-Jeden z naszych został przez nich złapany. To przez to się tutaj znaleźliśmy.

-Oni są chorzy. Uważają, że muszą dawać ofiary z ludzi swojemu niby "Bogu". Pracujemy nad tym, by się ich pozbyć na dobre. Nasza społeczność ciągle rośnie. Wierzę, że w końcu damy radę się ich pozbyć.

-Mam taką nadzieję.- przyznałam

-Co się stało z twoją nogą?

-Zostałam ugryziona, trzeba było ją amputować.- wyjaśniłam szybko

-Bardzo mi przykro z tego powodu. Może gdybym został z wami nie doszłoby do tego. Przepraszam.- powiedział ze skruchą w głosie

- To nie jest twoja wina, Kenny.- zaprzeczyłam jego słowom -Uważałeś wtedy, że nie masz innego wyjścia. Nie winię cię za to. To nie była łatwa decyzja.

- Wierzyłem że jedynie tak mogę wam pomóc.- odparł

-Razem z AJ jakoś sobie poradziliśmy, możemy na sobie polegać. Jesteśmy drużyną.

-Wiedziałem, że się nim odpowiednio zajmiesz.- powiedział z uśmiechem -Jaki on jest?

-Jest wspaniały, Kenny. Może czasami stwarza mi problemy, ale jest jeszcze dzieckiem. Przeraża mnie to, że tak szybko dorasta. Jednak to dzięki niemu miałam po co walczyć.

-Chciałbym go poznać.- przyznał -Cały ten czas myślałem o was. O tym gdzie jesteście, czy żyjecie, jak sobie radzicie. Ciesze się, że teraz jesteście tutaj.

-Ja też się cieszę, Kenny.

Mężczyzna podszedł do krzesła na którym siedziałam i uśmiechnął się do mnie szczerze.

-Już nie będziesz musiała się wszystkim sama przejmować.- powiedział po chwili

-Co masz na myśli?

Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz