Rozdział 34 "Nie chciałam, żeby to się tak potoczyło"

404 24 125
                                    

(Perspektywa Louisa)

(...)

Hałas roznoszący się po okolicy z pewnością nie został zignorowany przez szwendacze, które były w pobliżu. Nie wiedzieliśmy co się tak właściwie stało. Jedyne co słyszeliśmy to krzyki żołnierzy. Następnie usłyszeliśmy wybuch. Następnie usłyszeliśmy odgłosy wydawane przez te te stwory. Znaczyło to tylko jedno, dostały się do środka.

Byliśmy jak w potrzasku. Nie mogliśmy nic zrobić, przez to, że byliśmy zamknięci. Jedyne co nam pozostało to czekać. Sekundy wydawały się być długie niczym minuty.

-Pierdole to! Nie będę siedział bezczynnie i czekał, aż nas pozabijają!- odezwał się raptownie Kenny podchodząc do drzwi

-Co niby chcesz zrobić? Nie masz nawet czym to zniszczyć.- odparł Javi

-Nie prosiłem cię kurwa o zdanie!- powiedział mężczyzna - Jeśli chcesz to tu siedź, ja nie będę siedział na dupie i czekał na zbawienie!

-Kenny, proszę.- odezwała się Clem - To nic nie da.

-Clementine ma rację.- poparła ją Trish - Nie damy rady nic zrobić bez jakiegoś narzędzia.

-Myślałem, że mnie poprzecie, dziewczyny!- odpowiedział Kenny - Znam was i wiem, że obie się łatwo nie poddajecie.

-Nie poddajemy się, tylko czekamy na sprzyjającą okazję.- rzekła Clem

-To czekajcie. Ja w tym czasie będę chociaż próbował nas uratować.

Gdy tylko to powiedział, zaczął robić coś przy drzwiach. Niezbyt wiele to mogło dać, ponieważ żadne z nas nie ma żadnych narzędzi ani broni.

W pewnym momencie do klatki podszedł jakiś mężczyzna z bronią w ręku. Domyśliliśmy się, że to jeden z ludzi Malcolma. Był on dość wysoki i dobrze zbudowany. Na szyi miał wielki tatuaż, co sprawiło, że wydawał się groźniejszy.

Zbliżył się do Kenny'ego i za pomocą swojej broni uderzył w kraty.

-Radzę ci się uspokoić. Nie mam zbyt dużej cierpliwości.- powiedział w stronę mężczyzny

-Chuj mnie to obchodzi.- odpowiedział Kenny

-Nie igraj ze mną, bo może-

W tym momencie mężczyzna przestał mówić a my patrzyliśmy jak powoli upada na kolana i następnie pada na ziemię. Spojrzeliśmy się ponownie na miejsce, gdzie przed chwilą stał. Dostrzegliśmy tam kogoś przypominającego wyglądem szwendacza. Postać ściągnęła swoją maskę, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć jej oblicze.

-Charlie!- powiedziała z radością Trish

-Jak zwykle tam gdzie ty, są i problemy.- odparł w jej stronę chłopak z uśmiechem

-To samo mógłbym powiedzieć o tobie.

Gdy spojrzeliśmy się w stronę gdzie było słychać głos, dojrzeliśmy Jamesa. Chłopak podszedł do Charlie'ego, trzymając w ręku kluczę. Najpewniej do drzwi w naszej celi.

Ciemnowłosy podszedł do drzwi i po chwili je otworzył. Byliśmy wolni, no prawie. Jeszcze musimy wydostać się z tej osady.

-Nie mogę uwierzyć w to, że się tak po prostu tutaj dostaliście.- powiedziała Clem przytulając chłopaków na powitanie

-Sami byśmy tego nie zrobili. - odparł Charlie - Kiedy do szkoły przyszła Debbie byliśmy w szoku. Powiedzieliśmy jej co się wydarzyło. Miała ze sobą coś co bardzo pomogło nam się tu dostać i zrobić zamieszanie. Przyszło z nami parę osób, czekają na zewnątrz. Mieliśmy szczęście, że Debbie przyniosła ze sobą wyrzutnię rakiet. Nie wiem jakim cudem uchowała się jeszcze w naszym starym obozie. Drugi fart przyszedł wtedy, gd dowiedzieliśmy się, że Roger wie jak z niej strzelać.

Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz