Rozdział 37 "Ci, którzy już odeszli"

272 22 50
                                    

(Perspektywa Clementine)

(...)

Z samego rana, wyruszyliśmy w stronę naszej szkoły. Javi nie chciał byśmy musieli pokonać tak długą trasę na piechotę, więc pożyczył nam dwa samochody. Na szczęście, okazało się, że Trish potrafi prowadzić, więc nie było żadnego problemu ze znalezieniem drugiego kierowcy.

Pierwsze auto, było zwykłym samochodem, w którym mieściło się pięć osób. Jechałam nim ja, jako kierowca, na miejscu pasażera, siedział Louis a z tyłu, znajdowali się AJ, Willy i Rosie. W drugim samochodzie była reszta dzieciaków. Trish, Violet, Ruby, Aasim, Omar oraz nowo poznany Roger, który znał Vicky, więc także chciał z nami pojechać. Kenny stwierdził, że woli nie być obecnym na takiej "uroczystości". Wyjaśnił, że on nie miał ze zmarłą dziewczyną, aż tak bliskiej relacji. Nie mogliśmy go winić, to była jego decyzja.

Jechaliśmy już tak parę godzin. Staraliśmy się jakoś niezbyt zamartwiać. Trish i Roger znali Vicky o wiele dłużej i dla nich ten dzień jest z pewnością o wiele bardziej ważny i smutny.

AJ i Willy rozmawiali o czymś zaciekle na tylnym siedzeniu. Rosie siedziała przy nich, a chłopcy od czasu do czasu głaskali psinę, ku jej ucieszę.

Spojrzałam na nich za pomocą przedniego lusterka, a Louis zerknął, delikatnie odwracając się w ich stronę.

Spojrzeliśmy na siebie i delikatnie się uśmiechnęliśmy porozumiewawczo. Miło jest widzieć, że AJ zdobył przyjaciela. Stracił Tenna, więc przyda mu się ktoś, kto mógłby chociaż spróbować go zastąpić.

-Clem, daleko jeszcze?- zapytał raptownie AJ

-Wydaje mi się, że tak, ale to Louis tutaj trzyma mapę, więc pytanie powinno być skierowane do niego.- odparłam - Chociaż znając go, to pewnie się zgubiliśmy.

-Wypraszam sobie!- rzekł Louis, udając oburzenie - Ja to bym się bardziej bał o to, że z twoimi umiejętnościami prowadzenia, prędzej się rozbijemy, niż tam dojedziemy.

-Ej! Jak ci coś nie pasuje, to zaraz będziesz tam iść na piechotę!- zażartowałam chichocząc

-Wiesz, chyba to nawet przemyślę.- odpowiedział chłopak, także się śmiejąc

Usłyszeliśmy także śmiechy chłopców. Muszę przyznać, że mimo tych nieprzyjemnych okoliczności, cieszę się, że mogę spędzić z nimi czas. Tak jak powiedział Louis, pewna jest tylko obecna chwila i to nią powinniśmy się cieszyć.

Pamiętam czasy, kiedy razem z AJ musieliśmy radzić sobie kompletnie sami. Codziennie byliśmy gdzieś indziej, a chłopiec nigdy nie był z tego zadowolony. Zawsze chciał mieć dom. Miejsce, które sprawiłoby, że byłby bezpieczny. Ja od początku tej apokalipsy, nie marzyłam o niczym innym.

Na szczęście, teraz nie musimy już uciekać. Mamy miejsce, które możemy nazwać domem i nikt nam już go nie odbierze...




(...)

Violet i Trish razem przyrządziły wszystko, co było związane z pogrzebem Vicky. Jedyne co mogły w sumie zrobić, to przygotować krzyż, na którym wyskrobały imię "Victoria". Został on wbity na naszym "cmentarzu". Dziewczyny położyły również, wkoło niego, sztuczne kwiaty.

Dla każdego z nas, to miejsce przywołuje wiele smutnych chwil. Jednak teraz, skupiliśmy się jedynie na naszej niedawno poległej przyjaciółcę.

-Może powinniśmy coś powiedzieć?- zaproponował Louis

-Ja mogę.- odezwała się Trish

-Jesteś pewna?- zapytała Violet, kładąc na ramieniu dziewczyny swoją dłoń

Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz