(Perspektywa Clementine)
(...)
W tym momencie do naszego kółka podeszli dwaj żołnierze z dwoma nowymi więźniami.
Gdy się im przyjrzałam, myślałam, że śnie. Przecież tymi więźniami byli Javier i Gabe! Ale to przecież... niemożliwe...
Patrzyłam na starszego mężczyznę i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Przez pierwszą sekundę myślałam, że być może się pomyliłam. Jednak im dłużej im się przyglądałam, to tym bardziej utwierdzałam się w moim przekonaniu.
Nie wiem jakim cudem, ale praktycznie przede mną znajdowali się Javi i Gabe. Żywi.
Javi praktycznie w ogóle się nie zmienił. Może jedynie jego włosy stały się dłuższe, ale tak to był wręcz identyczny. Nie miałam, więc problemu z tym, by go rozpoznać.
Chłopak, który znajdował się przy nim był w moim wieku. Jego włosy były krótko ścięte a on sam wydawał się być dosyć zadziornym z twarzy. Nigdy nie powiedziałabym, że może to być Gabe. Bardzo się zmienił. Jednak jedna rzecz upewniła mnie w tym, że jest to on. Ciągle nosił swoją pomarańczową czapkę. Dobrze ją zapamiętałam, ponieważ sama ciągle nosiłam swoją. Można powiedzieć, że mieliśmy podobne znaki rozpoznawcze.
-Miło, że do nas dołączyliście.- odezwał się w ich stronę Malcolm - Myślałem, że już nic z waszej strony mnie nie zaskoczy a tu proszę. Nie przestajesz zadziwiać Gárcia!
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Spojrzał na Malcolma spojrzeniem pełnym gniewu. Nasz oprawca jedynie zaśmiał się na ten widok.
Gdy tak przyglądałam się temu co się przede mną dzieje, przypomniałam sobie moment, gdy Carver złapał naszą grupę. Tak jak w tamtej chwili, teraz również czułam się bezsilna. Nie miałam jak pomóc moim bliskim. Nie wiedziałam nic i właśnie to sprawiało, że się bałam.
-Myślałem, że dasz już sobie spokój.- kontynuował Malcolm - Jednak wielki Javier Gàrcia, przywódca Richmond nie może od tak po prostu przyjąć słowa "porażka". Nie chciałem, by do tego doszło, jednak nie dajesz mi innego wyboru. Wiesz, że podstawą bycia dobrym przywódcą jest konsekwentność.
W tym momencie podszedł do jednego ze swoich ludzi. Dany człowiek podał mu kij baseballowy. Od razu go rozpoznałam. Należał do Javiego.
Malcolm chwilę przyglądał się kijowi, po czym wrócił na swoje miejsce. Przybliżył broń do twarzy Javiego. Mężczyzna jednak nie wyraził żadnych emocji. Jego twarz była niczym z kamienia.
-Nie waż się go nawet kurwa tknąć...
Te słowa zostały wypowiedziane przez Gabe'a. Tak jak jego wujek, patrzył na Malcolma. Jego wzrok był przepłniony nienawiścią do jego osoby co ku zaskoczeniu wielu roześmiało mężczyznę.
-No proszę, jaki odważny!- zaczął śmiejąc się - Podoba mi się twój temperament.
Mówiąc to kucnął przed chłopakiem. Uśmiechnął się do niego. Był to jeden z najbardziej fałszywych uśmiechów jakie widziałam w swoim życiu.
-Jesteś podobny do Davida.- odparł przyglądając się Gabe'owi - Masz jego niewyparzoną gębę. Jednak czy umiesz powiedzieć mi to teraz, gdy znajduje się przed tobą? Spójrz mi prosto w oczy i powtórz.
Chłopak nic nie odpowiedział. Jedynie spuścił wzrok i nic już więcej nie mówił.
-Tak też myślałem.- rzekł Malcom wstając -Tak jak większość szczyli, nie masz jaj, by powtórzyć swoje własne słowa.
CZYTASZ
Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FF
FanfictionPo tym, jak nasi bohaterowie, wydostali się ze szponów Lilly, nareszcie mogą żyć w spokoju i szczęściu. Niestety, nie trwa to długo, gdyż świat w którym przyszło im żyć, stwarza coraz więcej zagrożeń, którym muszą oni sprostać. Czy uczucie może prz...