(Perspektywa Louisa)
(...)
Szliśmy już naprawdę długi czas. Co parę chwil, przed nami pojawiały się szwendacze, które albo ja dobijałem moim Chairlesem, albo Vi wbijała w ich głowy swój tasak. Sam szedł przed nami, nieodzywając się. Wyglądał na bardzo zamyślonego.
-Jak myślisz, uda się nam ich przekonać?- zapytała mnie Vi
-Nie wiem, mam taką nadzieję.- odparłem szczerze
-Wiesz, że nie mogłam pozwolić ci iść samemu, prawda?- rzekła po chwili ciszy
-Aż za takiego niedojdę mnie masz?- zapytałem, udając gniew
-A tobie jak zawsze dopisuje to twoje głupie poczucie humoru.- odrzekła, delikatnie się uśmiechając i przewracając oczami- Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało, Lou. Jesteśmy przyjaciółmi, praktycznie już rodziną.
-Ja też nie mogłem sobie darować, że nie zrobiłem nic, by nie dopuścić do twojego porwania przez tamtą bandę.- przyznałem, spuszczając wzrok
-To nie była twoja wina. To nie była niczyja wina. Ważne, że po nas wróciliście. Nie zostawiliście nas.
-Bałem się, że wszystko zepsuje. Tak jak zwykle.- powiedziałem, przypominając sobie sytuację sprzed wtargnięcia na łódź -Ale Clem dodała mi otuchy. Wiedziałem wtedy, że nie mogę jej zawieść. Ani was.
-Miałam cię za upierdliwego debila, który nie umie robić nic, by pomóc innym.- odparła -Ale teraz zrozumiałam, że gdyby nie ty, to nasze życie byłoby o wiele gorsze. Ty zawsze starałeś się nas wszystkich pocieszać. Pokazywać, że nadal możemy być szczęśliwi. Starałeś się. Teraz to widzę.
-Jednak mogłem zrobić więcej. To przeze mnie Marlon nie żyje. Mój przyjaciel mnie potrzebował, a ja tego nie dostrzegłem.
-Nie obwiniaj się. Nie zmienisz już tego.
-Jesteś świetną przyjaciółką, Violet.- odparłem, szczerze się do niej uśmiechając
-A ty jesteś świetnym przyjacielem, Louis.- rzekła, odwzajemniając mój uśmiech
-Zmieniłeś się pod wpływem Clem. Na lepsze. Wydoroślałeś.- dodała
-Musiałem.
-Ej dzieciaki, jesteśmy na miejscu.- poinformował nas Sam, tym samym kończąc moją rozmowę z Vi
Podeszliśmy do niego. Stał, w coś się wpatrując. Spojrzałem w miejsce, gdzie był skierowany jego wzrok. Dostrzegłem tam wielki mur, odgradzający to, co znajduje się wewnątrz od całego świata. Robiło to wrażenie. Wyglądało jak miejsce nie do zdobycia.
-Myślę, że lepiej będzie jak tu zostaniecie.- powiedział Sam
-Nie ma takiej opcji.- odparłem -Musimy iść z tobą.
-Rozumiem to, ale uwierz, że łatwiej będzie mi się z nimi dogadać, jeśli pójdę sam.- odparł mężczyzna
-Ale...
-Niech będzie.- przerwała mi Violet -Zaczekamy, ale jeśli nie wrócisz, to tam pójdziemy.
-Niech będzie.- zgodził się Sam
-Powodzenia.- rzekłem w jego stronę
-Wam też. Uważajcie, tutaj mogą być wyznańcy.- ostrzegł nas, po czym odszedł
Kiedy Sam zniknął nam z pola widzenia, spojrzeliśmy na siebie z Violet.
-To co robimy?- zapytałem
CZYTASZ
Moja droga, Clementine | TWDG | CLOUIS FF
FanfictionPo tym, jak nasi bohaterowie, wydostali się ze szponów Lilly, nareszcie mogą żyć w spokoju i szczęściu. Niestety, nie trwa to długo, gdyż świat w którym przyszło im żyć, stwarza coraz więcej zagrożeń, którym muszą oni sprostać. Czy uczucie może prz...