Prolog

2.3K 92 19
                                    

            Hrabstwo Surry,Wirginia

Nudziłam się.
Zayn Malik kopał krzesło,na którym siedziałam,żeby zwrócić na siebie moją uwagę,ale wczoraj tak samo zaczepiał moją przyjaciółkę Ariane Grande,a nie chciałam sprawić jej przykrości.Na zabój kochała się w Zaynie. Patrzyłam więc tylko,jak rysuje w rogu kartki zeszytu maleńkie serduszka,podczas gdy pan Evans pisał na tablicy kolejne równanie.Powinnam się skupić, bo byłam naprawdę kiepska z matmy.Rodzice nie byliby zadowoleni,gdybym oblała ten przedmiot w pierwszym semestrze pierwszej klasy.
- Panie Malik,czy mógłby pan podejść do tablicy i odpowiedzieć na pytanie,czy wolałby pan zostać za Karlą i jeszcze trochę pokopać jej krzesło?
  Wszyscy zachichotali,a Ariana rzuciła mi oskarżające spojrzenie.Skrzywiłam się i spiorunowałam wzrokiem nauczyciela.
- Jeśli można,wolałbym tu zostać,panie profesorze - odparł nonszalancko Zayn.
Przewróciłam oczami.Nie obejrzalam się za siebie,chociaż czułam na karku świdrujące oczy Zayna.
- Zayn,to było pytanie retoryczne.Proszę do tablicy.
  Pukanie do drzwi przerwało pełen niezadowolenia jęk Zayna.Na widok dyrektorki,pani Hudson,cała klasa zastygła w bezruchu.Po co tu przyszła?To mogło oznaczać same kłopoty.
- Ohoho - mruknęła Ariana,a ja spojrzałam na nią, marszcząc brwi.Ruchem głowy wskazała na drzwi - Gliny.
Zaskoczona popatrzyłam na wejście do klasy,gdzie dyrektorka coś szeptała do pana Evansa.Rzeczywiście,przez uchylone drzwi dojrzałam dwóch policjantów na korytarzu.
- Panno Cabello.- Na dźwięk swojego nazwiska przeniosłam wzrok na dyrektorkę.Kiedy zrobiła krok w moją stronę,poczułam,że serce podchodzi mi do gardła.Jej zmęczone oczy spoglądały na mnie ze współczuciem.Zapragnęłam uciec przed nią i przed tym,co miała mi do powiedzenia. - Czy mogłabyś ze mną pójść?Proszę wziąć swoje rzeczy.
  Zwykle w podobnej sytuacji wszyscy zaczynali wzdychać,spodziewając się, że znowu wpakowałam się w kłopoty.Ale tym razem wyczuli,że chodzi o coś innego. Nie wiedzieli, jakie wieści usłyszę, ale nie próbowali się ze mnie nabijać.
- Panno Cabello?
  Cała się trzęsłam od nagłego przypływu adrenaliny,a w uszach tak mi huczało, że ledwie słyszałam panią Hudson.Czy coś się stało mamie?Tacie?A może młodszej siostrze Sofi?W tym tygodniu rodzice wzięli urlop,żeby się odstresować po dość szalonych wakacjach.Dziś mieli zabrać Sofi na piknik.
- Mila.
Ariana szturchnęła mnie lekko,a kiedy tylko poczułam na ramieniu jej łokieć, poderwałam się tak gwałtownie,że moje krzesło z trzaskiem przewróciło się na podłogę. Nie patrząc na nikogo,niezdarnie spakowałam torbę,zgarniając do niej wszystko z ławki.Po klasie rozszedł się szept niczym podmuch zimnego wiatru wdzierającego się przez szparę w oknie.Nie chciałam wiedzieć, co mnie czeka,ale pragnęłam jak najszybciej opuścić klasę.
  Z trudem stawiając nogę za nogą, wyszłam za dyrektorką na korytarz.Usłyszałam,jak pan Evans zamyka za mną drzwi.Milczałam.Spojrzałam na panią Hudson,a potem na dwóch policjantów, którzy przyglądali mi się z wyuczonym współczuciem.Pod ścianą stała kobieta, której wcześniej nie zauważyłam. Miała posępną minę,ale była spokojna.
  Pani Hudson dotknęła mojej ręki;spojrzałam w dół na jej dłoń. Do tej pory nie zamieniłam z nią ani słowa,a teraz nagle mnie dotyka?
- Camila...to oficerowie Wilson i Michaels.A to pani Alcia Nugent z MOPS-u.
  Spojrzałam pytająco na dyrektorkę.
Pobladła.
- Wydział pomocy społecznej.
  Ogarnął mnie taki strach,że z trudem mogłam oddychać.
- Camila,tak mi przykro, że muszę ci to powiedzieć...- ciągnęła pani Hudson - Twoi rodzice i siostra mieli wypadek samochodowy.
  Czekałam ze ściśniętym sercem.
- Zginęli na miejscu.Tak bardzo mi przykro.
  Kobieta z opieki społecznej zrobiła krok w moją stronę i zaczęła coś mówić. Patrzyłam na nią, ale widziałam jedynie plamę kolorów. Jej głos docierał do mnie jak przez ścianę. Nie mogłam złapać tchu.
  W panice wyciągnęłam ręce, próbując złapać powietrze. Poczułam na ramionach czyjeś dłonie.Cichy,spokojny głos. Łzy na policzkach.Sól na języku.A moje serce...  biło tak mocno, jakby lada chwila miało eksplodować.
  Umierałam.
- Camila, oddychaj.
  Ktoś w kółko mi powtarzał, aż zastosowałam się do tej instrukcji. Po paru chwilach moje serce się uspokoiło,a płuca się rozszerzyły.Zniknęły mroczki,które miałam przed oczami.
- Już, już - szeptała pani  Hudson,ciepłą dłonią głaszcząc mnie po plecach - Już, już.
- Musimy iść - przez mgłę, która mnie otaczała, przedarł się głos kobiety z opieki społecznej.
- Karla, jesteś gotowa? - spytała cicho pani Hudson.
- Oni nie żyją  - powiedziałam, chcąc usłyszeć, jak to brzmi. Czułam się jak we śnie.
- Kochanie, tak mi przykro.
  Zimny pot oblał mi dłonie, pachy i kark.Na całym ciele pojawiła się gęsią skórka, nie mogłam przestać się trząść. Zakręciło mi się w głowie, zatoczyłam się na lewo,poczułam żołądek w gardle i gwałtownie zwymiotowałam.Zgięłam się wpół i zwróciłam całe śniadanie na buty kobiety z opieki społecznej.
- Jest w szoku.
Naprawdę byłam w szoku?
A może to tylko choroba lokomocyjna?
Dosłownie przed chwilą tam siedziałam.Było ciepło i bezpiecznie. Parę sekund później rozległ się huk miażdżonego metalu.....
   .....i znalazłam się zupełnie gdzie indziej.

Camren Wbrew ZasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz