33.

1.5K 98 80
                                    

Był czwartek wieczorem, dwa dni po Bożym Narodzeniu, i zastępowałam koleżankę w barze. Za trzy dni Dinah miała mieć operację.

To był dla mnie wyczerpujący tydzień wypełniony unikaniem Lauren i, kiedy tylko wychodziła ze swojego pokoju, uspokajaniem Dinah przed zbliżającym się zabiegiem. Unikanie zielonookiej nie było proste. Mimo, że Darren, jej menedżer w Fire, odszedł z pracy, bo jego żona zaszła w ciążę i zażądała, aby znalazł normalną pracę od dziewiątej do piątej - w czym Jauregui pomogła mu, obsadzając go jako menedżera w jednym z miejskich hoteli należących do jej przyjaciela - i oznaczało to konieczność przeszkolenia nowego menedżera, Lauren znajdowała czas, żeby się pojawiać i nieustannie mnie nękać.

Doszło do kilku incydentów, jak ten przy zlewie - na który być może zareagowałam zbyt przesadnie, ale przywiódł mi na myśl moich rodziców. Albo ten, kiedy Lauren weszła do łazienki akurat wtedy, kiedy brałam prysznic, bo chciała zapytać, gdzie leży pilot od telewizora. Albo kiedy jadła lunch w kuchni, tylko w staniku - powiedziała, że "przypadkiem" oblała się kawą i wrzuciła ubranie do prania. A także wiele, bardzo wiele momentów, gdy po prostu na mnie patrzyła ot tak, bez żadnego konkretnego powodu. I nagle, kiedy byłam już bliska kapitulacji, zaczęła odrobinę odpuszczać.

Oczywiście i tak bym się nie poddała.
Jako że potrafiłam dostrzec wszystko z szerszej perspektywy.
Zaczęła tracić zainteresowanie na kilka dni przed świętami i zachowywała się przyzwoicie podczas wieczerzy wigilijnej, którą spędziłyśmy z rodziną Dinah. Jedyny niezręczny moment nastąpił przy rozdawaniu prezentów. Obie kupiłyśmy sobie nawzajem prezenty już jakiś czas temu i miały większe znaczenie niż podarki, jakie mogłyby wymienić między sobą dwie zwykłe przyjaciółki. Lauren zdołała zdobyć dla mnie sygnowany autografem egzemplarz ulubionej powieści mojego ulubionego autora. Nie wiem, jak jej się to udało. Och, i czy wspomniałam o tej oszałamiającej bransoletce, która pewnie kosztowała majątek? Hmmm. Ja miałam dla niej pierwsze wydanie jej ulubionej powieści, najwymyślniejszy prezent, jaki kiedykolwiek kupiłam. Warto było zobaczyć uśmiech malujący się na jej twarzy, gdy go rozpakowywała.

Szlag.
Cholera, jasna cholera.
Może liczyłam na to, że teraz zacznie być jeszcze bardziej natarczywa, ale Jauregui zrobiła coś dokładnie przeciwnego.
Zniknęła....
Zastanawiałam się, czy to była jej nowa taktyka. Dlatego nabrałam czujności, gdy nie pojawiła się z Di i Mani w czwartek, kiedy wzięłam zastępstwo w pracy. Zaciągnęła ich tam tydzień temu, kiedy zaczęłam brać dodatkowe zmiany, po tym jak Dinah poprosiła, abym zostawiała jej czasem wolne mieszkanie - chyba za bardzo się tam zagnieździłam - i usiadła na sofie naprzeciw baru, idealnie w moim polu widzenia, dzieląc czas na obserwowanie mnie i flirtowanie z pięknymi dziewczętami. Domyślałam się, że w ten sposób realizuje część swojej obietnicy mówiącej o wkurzaniu mnie.

Dlatego zdziwiłam się, kiedy w czwartek nie przyszła.
DJ wciąż nie spała, gdy wróciłam z pracy do domu. Wyszła ze swojego pokoju i delikatnie zamknęła za sobą drzwi.

- Normani śpi - wyszeptała, wchodząc za mną do salonu.

Uśmiechnęłam się do niej przez ramię.
- Nic dziwnego. Po tym jak wymęczyłaś tę bidulkę.

Wywróciła oczami, spoglądając na mnie i osunęła się na kanapę tuż obok.
- To nie tak.. No... powiedzmy, że może trochę. - Zaczerwieniła się, a jej oczy rozbłysły radością. - Głównie sporo rozmawiamy. Omawiamy różne sprawy. Aby nie było nieporozumień. Najwyraźniej już od jakiegoś czasu była we mnie zakochana.

- No co ty nie powiesz.

- Zabawne.

- A skoro o zabawnych rzeczach mowa, Lauren nie pojawiła się się dzisiaj w barze.

Camren Wbrew ZasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz