12.

1.2K 93 56
                                    

Nie poszłam na piknik.
To znaczy poszłam,ale jednocześnie nie poszłam.Oszołomiona przemianą Lauren w seksowną kobietę z taksówki,która nie odrywała ode mnie wzroku,nie wiedziałam,co o tym wszystkim myśleć.Tak!Byłam przerażona!
Stchórzyłam i namówiłam Ally,żeby pomogła mi wybrnąć z sytuacji - przy okazji ją okłamałam - a musiałam to zaaranżować tak,by się nie wydało,że próbuję się wymigać....

W sobotę panował zaskakujący upał,więc Meadows - ogromny park na drugim końcu miasta - był pełen ludzi,którzy się opalali albo uprawiali sporty.

Zielonookiej udało się znaleźć miejsce w cieniu.Gdy przyszłam tam z Dinah,Normani,Jenny,Ed i Lauren już na nas czekali.Odgłos śmiechów, pokrzykiwania dzieci i szczekania psów  tworzyły radosną ścieżkę dźwiękową. Dzień był piękny, a atmosfera w Meadows aż pulsowała powszechnym zadowoleniem.Przez chwilę żałowałam,że nie zostanę.

- Hmmm...- Spojrzałam na dwa wielkie kosze,które z pewnością przyniosła Lauren.Wyglądały tak wykwintnie,że nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało,iż ukradła je z wystawy Harrodsa - Ty to nazywasz piknikiem?

Szatynka wstała,przytuliła DJ i dumnym gestem wskazała na kosze stojące na pięknym welurowym kocu.Po moim pytaniu zrobiła zdziwioną minę.

- Tak - Spojrzała na mnie,marszcząc brwi - A jak ty byś to nazwała?

- Pięciogwiazdkową restauracją na trawie.

Uśmiechnęła się chłodno.
- Zamówiłam te kosze w restauracji.

- Pięciogwiazdkowej?

- Laur,myślę, że Mila nabija się z ciebie i twoich pieniędzy - Dinah uśmiechnęła się do siostry - Rzeczywiście trochę przesadziłaś.

Prychnęła z niezadowoleniem.
- To zwykły piknik. Siadajcie,jedzcie i zamknijcie się.

DJ zachichotała i usiadła obok Mani,która ją objęła i przycisnęła do swojego boku.
- Miło cię widzieć,Di.

- I nawzajem - Uśmiechnęła się do niej,ale lekko się odsunęła.

Zdziwiona uniosłam brew.O co tu chodzi?
- No więc...?
Spojrzałam na Jauregui. Wyciągnęła do mnie rękę,nawet nie próbując ukryć żaru w oczach.
Ally uratowała mnie w samą porę.
Zadzwoniła moja komórka. Z przepraszającą miną wyjęłam ją z kieszeni.

- Cześć, Allz - odwróciłam się i odeszłam kilka kroków na bok.

- To pilne - powiedziała monotonnym głosem - Wracaj z pikniku.

- O nie,chyba żartujesz - wypowiedziałam swoją kwestię matczynym,kojącym tonem - Nic ci nie jest?

- Cholera jasna,Mila,myślałam,że umiesz kłamać - burknęła Ally - Mówisz  jak kosmita,który coś tam słyszał o ludzkiej trosce,ale nie wie,jak ją okazać.

Zacisnęłam zęby i zignorowałam jej złośliwość.
- Jasne mogę rozmawiać. Chwileczkę.
Próbując wykrzesać z siebie "ludzką troskę",odwróciłam się do Lauren i całej reszty.Chyba wyglądałam bardziej na wściekłą niż zaniepokojoną, ale nieważne.
- Słuchajcie,bardzo mi przykro,ale muszę lecieć.

Dinah usiadła zaniepokojona.
- Coś się stało?Iść z tobą?

- Nie,wszystko w porządku. Ally po prostu musi z kimś pogadać. To nie może poczekać.Przepraszam - Zerknęłam na zielonooką.Okazało się, że nie patrzy na mnie,lecz uważnie mnie obserwuje.Podejrzliwie.Szybko spuściłam wzrok - To na razie.

Odeszłam i znowu przyłożyłam telefon do ucha.
- Zapewniam cię, że jestem zatroskana - warknęłam do przyjaciółki.

- Każdy,kto cię zna,wie, że nie w ten sposób okazujesz troskę.

Camren Wbrew ZasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz