35.

2.3K 115 72
                                    

Witajcie moi drodzy czytelnicy. Bardzo rzadko robię dedykację rozdziału, ale ten wyjątkowo chciałabym zadedykować osóbce, która zajmuje ważne miejsce w moim serduchu, a że ma ostatnio dużo smutków, to może tak poprawię jej choć odrobinkę nastrój.
BlackSabath83 ten rozdział jest specjalnie dla Ciebie 😘❤ oraz dla wszystkich innych, którzy ostatnio mają słabsze dni.
Życzę przyjemnego czytania i radości.

------------------------------------------------

Mój gniew dodał mi zastrzyku energii. Spięta? Lauren była spięta? Była skończoną, nieznośną idiotką! Naciągnęłam kozaki, włożyłam płaszcz; źle go pozapinałam i zaczęłam pokrzykiwać pod nosem rozdrażniona.
Zabrałam klucze i torebkę i spróbowałam się trochę uspokoić, gdy poinformowała Normani i Di, że wychodzę. Zawołały: " W porządku", a po chwili byłam już za drzwiami i machałam energicznie ręką, aby złapać taksówkę.

Nie byłam w stanie myśleć. Nie mogłam oddychać. Tym razem przesadziła! Ukradła mój bilet na samolot.
Czasami zachowywała się jak prymitywny jaskiniowiec!

Nieomal rzuciłam w taksiarza pieniędzmi, aby zapłacić za kurs, i wyskoczyłam z auta, po czym biegiem skierowałam się pod drzwi mieszkania Lauren. Wiedziałam, że jestem obserwowana przez kamerę, gdy nacisnęłam przycisk , więc uniosłam wzrok i spojrzałam prosto w obiektyw, a jakaś cząstka mnie miała chyba nadzieję, że jednak mnie nie wpuści.

Wpuściła.
To była najdłuższa jazda windą w moim życiu.
Wysiadłam i ujrzałam Jauregui stojącą w drzwiach. Wyglądała zwyczajnie, na luzie, w koszulce, dżinsach i z bosymi stopami. Cofnęła się pospiesznie, aby przytrzymać dla mnie otwarte drzwi, gdy przemknęłam obok niej jak burza.

Obróciłam się na pięcie, omal nie tracąc równowagi, ale tak to już ze mną jest, gdy wpadam w złość.
A ta wariatka uśmiechnęła się do mnie głupkowato, zamykając drzwi i wchodząc za mną do salonu.

- To nie jest zabawne - rzuciłam, choć być może moja reakcja była ciut przesadzona...ale borykałam się z nawałnicą emocji, których doświadczyłam w ostatnich tygodniach głównie z jej powodu. No dobra, może połowa z nich wyniknęła z mojej winy, ale byłam zła również na siebie. Nie mogłam pokłócić się ze sobą, więc to jej się dostanie!

Drwiący uśmieszek zniknął z ust zielonookiej, zastąpiony przez gniewny grymas.
- Wiem, że to nie jest śmieszne. Możesz mi wierzyć.

Wyciągnęłam rękę.
- Oddaj mi bilet. Nie żartuję.

Pokiwała głową i wyjęła bilet z tylnej kieszeni spodni.
- Ten bilet?

- Tak. Oddaj go.

I wtedy zrobiła coś, co sprawiło, że gniew eksplodował we mnie jak wybuch wulkanu. Lauren podarła mój bilet i upuściła jego strzępy na podłogę.

- Jaki bilet?

Choć w głowie kołatała mi się myśl, że mogłam wydrukować drugi, nie wytrzymałam.
Wydałam z siebie zwierzęcy ryk - choć nie miałam pojęcia, że w ogóle jestem do tego zdolna - i skoczyłam na nią, wyciągając przed siebie ręce, uderzyłam w nią z całą siłą, aż zatoczyła się do tyłu. I nagle poczułam to wszystko w żołądku, ostatnie sześć miesięcy huśtawki emocjonalnej, dramatycznych zmian, jakie wniosła do mojego życia - niepewność, zazdrość, złamane serce.

- Nienawidzę cię! - wrzasnęłam, a słowa popłynęły z moich ust jakby obdarzone własnym życiem. Odwróciłam się od niej. - Wszystko było ze mną w porządku, dopóki nie poznałam ciebie! - Zapiekły mnie oczy, gdy znów spojrzałam na jej kamienne, niewzruszone oblicze. - Dlaczego? - Głos zaczął mi się łamać, po policzkach spłynęły łzy. - Miałam dobre życie. Byłam bezpieczna i wszystko było ze mną w porządku. Jestem zdefektowana, Lauren. Nie próbuj mnie naprawiać, pozwól mi być zdefektowaną!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 17, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Camren Wbrew ZasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz