29.

1K 91 81
                                    

Po wielu długich godzinach wreszcie zrobiono Dinah rezonans magnetyczny i odesłano ją do domu. Powiedziano nam, że wyniki otrzymamy możliwie najszybciej w ciągu dwóch tygodni. Ostatecznie czekaliśmy dziesięć dni - dziesięć upiornych dni.

Wszystkich nas ogarnęło coś w rodzaju tępego odrętwienia, a w naszych głowach rodziły się najgorsze scenariusze. Poszłam na wizytę u doktor Pritchard, ale nie potrafiłam się zmusić do mówienia o tym, co się ze mną dzieje. To była milcząca sesja.

Całe dziesięć dni minęło w ciszy - w trójkę siedziałyśmy w mieszkaniu, odbierałyśmy telefony od Normani i Elodie, poza tym mowiłyśmy niewiele więcej. Było sporo parzenia herbaty i kawy, jedzenia na wynos i telewizji. Ale żadnych rozmów. Zupełnie jakby strach uniemożliwiał nawiązanie jakiejkolwiek istotnej rozmowy.

I poraz pierwszy, odkąd zaczęłyśmy się spotykać, Lauren i ja dzieliłyśmy łóżko, nie uprawiając seksu. Nie wiedziałam, co mogłabym dla niej zrobić, więc pozwalałam, aby to ona przejmowała inicjatywę. Gdy się kochałyśmy, seks był powolny i delikatny. Kiedy tego nie robiłyśmy, zielonooka przewracała mnie na bok, obejmowała ramieniem i przytulała się do mnie, opierając głowę tuż przy mojej. Oplatałam ręką jej ramię, zahaczałam stopę wokół jej nogi i pozwalałam, aby tak przy mnie zasypiała.

Zadzwonił doktor Ferguson i poprosił, aby Hansen przyszła z nim porozmawiać.
Nie było dobrze. Nic na to nie wskazywało. Patrzyłam na Dinah, kiedy odkładała słuchawkę, i wszystko, co się we mnie jakoś trzymało, nagle zaczęło się rozłazić w szwach. Ujrzałam strach w oczach DJ, więc mnie też przeszył niepokój, nie potrafiłam powiedzieć jej nic, co mogłoby pomóc, zatem milczałam. Lauren pojechała razem z nią na tę wizytę, a ja czekałam w mieszkaniu - wielkim, zimnym, cichym - wpatrując się w choinkę i nie mogąc uwierzyć, że do świąt zostało zaledwie dziesięć dni.

Przez dwie godziny, gdy ich nie było, musiałam siedzieć twardo na moim stalowym sejfie, dociskając tyłkiem drzwiczki, żeby się nie otworzyły. W przeciwnym razie nie mogłabym oddychać.
Kiedy usłyszałam, że otwierają się drzwi do mieszkania, wszystko jakby pogrążyło się w letargu, jakbym poruszała się pod wodą, powoli stawiając czoło jej naporowi i ciśnieniu. Do salonu weszła Jauregui z twarzą tak bladą i oczami tak szklistymi, że już wiedziałam, zanim jeszcze ujrzałam zapłakaną Dinah. Wiedziałam, jak to jest poczuć strach, kiedy on z kogoś emanuje; wiedziałam, jak smutek i żal mogą sprawić, że powietrze dookoła gęstnieje tak, że zdaje się uderzać w pierś i powodować ból rozchodzący się po całym ciele. Docierając do oczu, głowy, rąk, nóg, nawet dziąseł.

- Znaleźli coś. Guz.

Popatrzyłam na DJ, a ona wzruszyła ramionami, usta jej zadrżały.

- Skierowali mnie do neurologa, doktora Dunhama. Mam jutro pójść i porozmawiać z nim o wszystkim. O następnym kroku. Czy konieczna jest operacja. Czy guz jest złośliwy, czy nie - dokończyła.

To się nie mogło dziać.
Jak mogłam pozwolić, by do tego doszło?
Cofnęłam się o krok oszołomiona i wściekła. Nie wierzyłam, że to znowu się działo.
To wszystko moja wina.
Dopuściłam je do siebie, złamałam swoje reguły i wróciłam, kurwa, do punktu wyjścia!
Cholera.
Cholera!
Cholera!!
Ale przeraźliwe krzyki rozbrzmiewały echem tylko w mojej głowie. Obdarzyłam blondynkę stoickim skinieniem głowy.

- Wyzdrowiejesz. Jeszcze nic nie wiemy.

Ale ja wiedziałam. Wiedziałam. Byłam przeklęta. Wiedziałam, że nie mogę być aż tak szczęśliwa. Wiedziałam, że stanie się coś złego. Co takiego wyrządziłam Dinah?
Cierpiałam razem z nią. Chciałam zabrać jej strach. Chciałam, żeby wyzdrowiała.
Ale niczego nie zrobiłam.
Zamiast tego wepchnęłam ją do mojego stalowego sejfu w sercu.

Camren Wbrew ZasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz