5.

1.2K 96 48
                                    

Luna,bohaterka mojej serii powieści fantasy,bezwzględna zabójczyni z królestwa Morvern,miała zaplanować zamach na porucznika królowej, Arvanea - czarnoksiężnika,który potajemnie romansował z bratankiem królowej i używał swoich wpływów oraz magii,by manipulować władzą i wpływać na politykę. Zamiast tego Luna zaczęła fantazjować o rozebraniu do naga Tena,dowódcy straży królewskiej. Ten - przez pierwszych pięć rozdziałów występujący jako blondyn - nagle stał się ciemnowłosą kobietą o szmaragdowych oczach.Poza tym wcale nie miała być główną bohaterką. Najważniejszą postacią była Luna!
Sfrustrowana odsunęłam laptop.
Ta cholerna Lauren!Jej seksualna toksyczność niszczyła nawet moją powieść.
Koniec.Na dziś miałam dosyć. Wiedziałam, że po zajęciach na uniwersytecie Dinah przyniesie na kolację chińskie jedzenie na wynos,więc postanowiłam wpaść do siłowni na Queen Street, by zawczasu pozbyć się kalorii. Zazwyczaj nie zważałam na to ,ile jem,ale w szkole uprwiałam sport,więc miałam nawyk dbania o kondycję.I bardzo dobrze, bo uwielbiałam banany,chipsy i żelki. Związek z tymi rzeczami był prawdopodobnie jedynym prawdziwym związkiem w moim życiu.
Całą frustrację związaną z książką wypociłam na bieżni,crosstrainerze,rowerku stacjonarnym i przy sztandze, aż przemieniłam się w mokrą,trzęsącą się galaretę.Trening zrelaksował mnie na tyle,że mój mózg znowu zaczął pracować. W mojej wyobraźni powstawała nowa postać,która nie chciała mnie opuścić.Głównie dlatego, że bardzo przypominała mnie samą.Samotna,niezależna, ambitna.Wychowała się w domu zastępczym w Szkocji,wyjechała do pracy do stanów i tam się zakochała.....
Tą postacią była moja mama.Jej historia brzmiała wspaniale,ale zakończyła się tragicznie.Wszyscy lubią dramatyczne opowieści.Wszyscy pokochaliby moją mamę. Była ostra i szczera aż do bólu, ale miała dobre serce i mnóstwo współczucia dla innych.Mój tata pokochał ją od pierwszego wejrzenia,ale dopiero pół roku później udało mu się zburzyć jej mur obronny.Ich romans był cudowny.Nigdy wcześniej nie myślałam o napisaniu romansu,ale nie mogłam się opędzić od chęci utrwalenia na papierze historii moich rodziców. Urywki wspomnień, które schowałam pod zimnym stalowym pancerzem, zaczęły się pojawiać przed moimi oczami,aż przeniosłam się z siłowni do innego świata.
Wspomnienia były niezwykle wyraźne. Widziałam złocisty błysk w orzechowych oczach mamy,czułam zapach wody kolońskiej taty,dotyk jego rąk, pamiętałam,jak mama szczotkowała mi włosy....
Poczułam ucisk w piersi i potknęłam się na bieżni,gdy wróciłam do rzeczywistości,której krzykliwe barwy i odgłosy wydały mi się nierealne.Krew dudniła mi w uszach,serce biło tak szybko,że z trudnością oddychałam.Ból przeszył moje kolano,ale ledwie go poczułam - tak samo jak ledwie poczułam czyjeś silne ręce, które podniosły mnie z podłogi.
- Oddychaj spokojnie - usłyszałam kojący głos.
Zastosowałam się do tej rady.Panika minęła i odzyskałam kontrolę nad oddechem.
W końcu mój wzrok się wyostrzył,ucisk w głowie ustąpił,ściśnięte płuca się rozszerzyły.Drżąc od adrenaliny uwolnionej podczas ataku,odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę,który mnie podtrzymywał.Jego ciemne oczy były pełne troski.
- Lepiej się czujesz?
Kiwnęłam głową. Zalała mnie fala wstydu,kiedy podniosłam wzrok i zobaczyłam,że wszyscy na nas patrzą. Delikatnie oswobodziłam się z objęć mężczyzny.
- Przepraszam.
Pokręcił głową.
- Nie ma za co.Cieszę się, że cię złapałem,zanim całym ciałem upadłaś na bieżnię.Ale na kolanie będziesz miała niezłego siniaka - Wskazał na moją nogę.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam rozdarte legginsy. A potem poczułam ból w kolanie.Skrzywiłam się i zgięłam nogę.
- Super.
- Jestem Gavin.
Podał mi dłoń,którą uścisnęłam,chociaż dość słabo. Byłam zupełnie wykończona.
- Camila. Dzięki za pomoc.
Gavin zmarszczył brwi.Zauważyłam ,że jest przystojny - O ile ktoś lubi typ umięśnionego,zadbanego sportowca. Do tego blondyn.
- Na pewno dobrze się czujesz?Umiem rozpoznać atak paniki.
Z zakłopotaniem potrząsnęłam głową, nie chcąc opowiadać o wspomnieniach,które wywołały atak.
- Wszystko w porządku. Po prostu miałam stresujący tydzień. Ale...jeszcze raz wielkie dzięki. Chyba pójdę do domu.
- Już cię tu kiedyś widziałem - Zatrzymał mnie uśmiechem - Pracuję jako trener osobisty.
I co z tego?
- Aha.
Posłał mi znaczący uśmiech.
- Chciałem przez to powiedzieć, że w razie czego jestem zawsze pod ręką.
- Zapamiętam.Jeszcze raz dziękuję - Pomachałam do niego z zakłopotaniem i ruszyłam do szatni.
No i już po książce o mojej mamie.

Camren Wbrew ZasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz