Jest rok 1895. Cała Azja Wschodnia została zdominowana przez europejskie mocarstwa... Cała? Nie! Jeden, jedyny kraj, wciąż stawia opór kolonialistom. I jest nim Japonia.
Korea tymczasem w najlepsze pławi się w brytyjskich wpływach. Jej mieszkańcy ma...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Aby zmotywować dzieciaka do niezdejmowania bandaża, Tae zapowiedział mu, że gdy jego kostka będzie już zdrowa, wybiorą się razem na spacer. I pójdą wtedy, gdzie tylko będzie chciał.
Wydawało mu się, że taka korzystna oferta utrzyma opatrunek na miejscu przez wymagany tydzień. Tymczasem już wczesnym rankiem, czwartego dnia od skręcenia, zastał Jungkooka siedzącego na podłodze i bawiącego się w najlepsze z jego pieskami. Kompletnie bez opatrunku. Jego obnażona stopa była całkiem sina i pomarszczona.
- Dlaczego go zdjąłeś? - zapytał wtedy, zaspany przecierając oczy.
Dopiero co wstał i cała ta scena z bladą stopą, jasnym światłem wpadającym przez duże okna do pokoju oraz unoszącymi się w powietrzu drobinkami kurzu wydała mu się jakaś nierealistyczna.
- Nie mogłem spać w nocy, cały czas czułem dziwne mrowienie. Jakby chodziły mi po nodze insekty. Chciałem się podrapać, ale nie mogłem dosięgnąć. I tak jakoś wyszło, że zdjąłem. - Jeon beztrosko wzruszył ramionami. - Mówię ci, najlepsze uczucie na świecie.
- Nie wątpię - prychnął Tae. - Aczkolwiek, o ile pamięć mnie nie myli, miałeś go nosić jeszcze przez ponad trzy dni.
- Noga już jest zdrowa, sam zobacz - odparł, niepewnie podnosząc się do pozycji stojącej. - Jest tylko trochę osłabiona, ale to dlatego, że bandaż wyssał z niej siły życiowe. Gdybyś nie kazał mi go nosić, z pewnością nie byłaby taka.
- Aha - wymamrotał jedynie Taehyung. Było zdecydowanie za wcześnie na krytyczne myślenie i wysysające życie opatrunki brzmiały dla niego w tej chwili całkiem logicznie. Być może to właśnie dlatego ludzie są rano tacy rozkojarzeni, bo kołdra, którą się opatulili, wyssała z nich przez noc niemal całe życie.
- To kiedy idziemy na ten spacer?
- Zaraz, zaraz... Jaki niby spacer? - Tae z uśmiechem pokręcił głową. - Wcale nie wytrzymałeś tygodnia. Zaledwie w połowie drogi dałeś się zwieść nieistniejącym insektom.
- Tyle że ty nic nie mówiłeś o tygodniu. - Jungkook uśmiechnął się łobuzersko, jak gdyby tylko czekał, aż to powie. - Nie w kontekście swojej obietnicy, w każdym razie. Obiecywałeś, że pójdziemy, gdy moja noga wyzdrowieje. A jeśli mi nie wierzysz, możesz podejść bliżej i na własne oczy przekonać się, że jest już całkiem sprawna.
- Dziękuję, ale obawiam się, że nie skorzystam z twej jakże hojnej propozycji.
- Zatem będziesz musiał uwierzyć mi na słowo - stwierdził Jungkook pozornie obojętnym tonem. - Co jednak, jeśli blefuję i tak naprawdę moja kostka nadal jest skręcona? - Tae skrzywił się i odwrócił w stronę wyjścia, nie miał ochoty wdawać się z nim w dalsze dysputy. - Z Jinem nie mieliśmy szans, to prawda! - zawołał za nim czarnowłosy. - Ale Hoseok tak naprawdę jest beznadziejny w wista. I gdybyś tylko bardziej uważał, jakie karty wykładasz, przycisnęlibyśmy tych idiotów!