37 - Drugi koniec świata

215 16 10
                                    

Parę dni potem, po wyczerpującej przeprawie przez góry i minięciu dziesiątek identycznych wiosek, nareszcie dotarli do tej jednej, która miała być celem ich podróży

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Parę dni potem, po wyczerpującej przeprawie przez góry i minięciu dziesiątek identycznych wiosek, nareszcie dotarli do tej jednej, która miała być celem ich podróży.

Tworzyło ją kilkanaście drewnianych, odrapanych chatek porozrzucanych dookoła wydeptanego placyku, na którym brudne dzieci darły się i walczyły na kije. Ogólnie wszystko w pobliżu było takie małe, brudne i porośnięte mchem.

Na widok Jungkooka dzieci rzuciły na ziemię swoje kije, wzbudzając przy tym tumany pyłu i podekscytowane pobiegły się z nim przywitać. Tae nie był w nastroju do radosnych pozdrowień, został więc z tyłu i z obojętną miną trzymał lejce ich zdobycznej kasztanki. Westchnął cicho i smętnie spuścił wzrok.

W tej wiejskiej, górskiej okolicy nie spodziewał się wprawdzie jakichś cudów architektury czy budownictwa. Lecz wydawało mu się, że przynajmniej roślinność będzie tu, no cóż... rozkwitać. A wcale tak nie było. Dookoła widział jedynie brzydką, żółtawą trawę czy też uschnięte, skarłowaciałe krzewy wyrastające pośrodku kamienistych osuwisk. No i owady, naprawdę sporo latających i brzęczących owadów.

Może i nikt nigdy nie znajdzie go na tym zapadłym końcu świata, ale on sam również ani trochę się tu nie odnajdywał.

- Och, rok musiał być jakiś nieurodzajny. - Widząc jego zdegustowaną minę, Jungkook odwrócił się w jego stronę i beztrosko machnął ręką.

Nie dało się jednak nie zauważyć tego, że szeroki uśmiech praktycznie nie schodził mu teraz z twarzy. Nie przejmował się tym, jak paskudnie wyglądała jego wioska, lecz radował, że nareszcie mógł zobaczyć się z dawno niewidzianymi bliskimi. Taehyung ponownie wbił wzrok w ziemię. On nie miał już nikogo. Był tu całkiem sam.

- Chodźmy lepiej do środka, lada chwila się ściemni.

Poczuł, jak Jungkook przejął od niego lejce, a potem zaprowadził go do jednej z chatek. Przy wchodzeniu musiał uważać, żeby nie uderzyć się w głowę o niski strop. A po wejściu powitała go drobna, uśmiechnięta kobieta w chuście na głowie.

- Więc ty musisz być Taehyung! - zawołała uradowana na jego widok i zanim się obejrzał, znalazł się w jej mocnym uścisku. - Jak miło cię widzieć! Ile ja się o tobie naczytałam w listach, mój kochany…

- Dzień dobry, pani Jeon - wymamrotał nieśmiało.

- Dobry Boże! - zaśmiała się kobieta. - Od dwudziestu lat nikt mnie tak nie nazywał! Ani razu, od kiedy na przekór całej rodzinie postanowiłam wyjść za ukochanego mężczyznę, który był ich zdaniem za nisko jak dla mnie urodzony. Moja biedna pani matka nie mogła tego przeżyć. Ale musiała. To była dobra decyzja, o tak... Podjęłabym ją jeszcze raz, gdyby było trzeba. - Tae pomyślał, że wie już, po kim Jungkook był taki rozgadany. - Mam teraz taką wielką, kochaną rodzinę… umyj ręce przed jedzeniem, ty mała flejo. Jak to, jak? Tak, jak robimy to przecież codziennie! Ach, te dzieci… - Spojrzała na niego, z uśmiechem kręcąc głową. - No ale, my tu gadu gadu, a tymczasem jedzenie stygnie! Chodźcie do kuchni. Obaj musicie być wykończeni.

✔| selekcja | taekook & sopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz