Rozdział 2

4.9K 130 115
                                    

Siedziałem związany i zakneblowany, plecami opierając się o drzewo. Na początku byłem zbyt przerażony, żeby otworzyć oczy. Bałem się. Bałem się tego, że już nigdy nie zobaczę swojej rodziny, swojego domu. Że ten psychopata zrobi coś mojej matce albo siostrze. Przypomniałem sobie jak Jula opowiadała swój koszmar. Ja nie chcę zabijać... Ja chcę do domu...

Siedziałem tak jeszcze parę minut, dopóki nie usłyszałem głosów.
- Na prawdę nie mogę zrobić nic innego?! To mój syn! - Starałem się siedzieć tak, jak się obudziłem, ale coraz trudniej było mi pozostać w bezruchu.
- Doktorku, ile razy mam ci powtarzać, że jeśli chcesz, żeby twoja rodzinka była bezpieczna, musisz zapłacić. Czymś albo kimś. - Dał nacisk na ostatnie słowo.
- Ale to mój świrnięty ojciec zadawał się z mafią, nie ja! Dlaczego ja muszę płacić, za to co on zrobił?! Przez was mój syn mnie nienawidzi!
- Cicho, doktorku, bo go obudzisz. Niech sobie pośpi. Przyda mu się każda chwila snu. - Zarechotał cicho, a mnie przeszły dreszcze. Co to ma znaczyć?! Od kiedy dziadek zadawał się z jakąś mafią?! W życiu bym nawet nie pomyślał, że taki człowiek jak mój dziadek mógłby mieć coś wspólnego z jakąkolwiek mafią. Jak mógł to zrobić? Naprawdę był aż tak głupi, że nie wiedział, w co się pakuje?
Byłem coraz bardziej załamany, ale dalej dzielnie siedziałem starając się nie zdradzić.
- Proszę! Chcę mu chociaż wszystko wyjaśnić! Błagam! - Mój ojciec był strasznie zdesperowany i przerażony. Jego głos drżał i łamał się na każdym słowie.
- Ehh... Cóż, doktorku. Twoja decyzja.
Usłyszałem jak ktoś podchodzi do mnie i klęka zaraz obok. Nadal siedziałem cicho z zamkniętymi oczami, ale pod powiekami czułem rzekę łez.
- Synku, syneczku, tak bardzo cię przepraszam... Za wszystko... Tak bardzo nie chciałem ci nic robić. Widzisz, twój dziadek miał jakieś długi u mafiozów, a wraz z jego śmiercią wszystko przeszło na mnie. Na nas... Grozili, że zabiją całą rodzinę, o ile im czegoś nie dam. Proponowałem im pieniądze. Odmówili. Tysiące razy podawałem większą sumę, aż w końcu znudzili się i zażądali żywego towaru. W końcu powiedziałem, że ja pójdę. Też odmówili... Chcieli Julkę albo ciebie. Nie mogłem jej oddać... Jest taka mała... To jeszcze dziecko... Nie wiem dokąd cię zabierają... Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się zobaczymy... Wiedz jedno... Zawsze cię kochałem i zawsze oddałbym za was życie. Za was wszystkich. Mam do ciebie jedną, ostatnią prośbę... Wytrzymaj. Wróć do domu. Do nas.

Odsunął się ode mnie i chyba wyciągnął ręce, żeby mnie przytulić, bo po chwili usłyszałem głos.
-Nie rusz! Niech się wyśpi. Tam gdzie trafi, nie będzie miał czasu na sen. Ostatnio mamy dość sporo klientów.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, czym będę się "zajmował".
Teraz pod powiekami zamiast rzeki, znajdował się cały ocean.
Chciałem zacząć go błagać, ale kiedy podniosłem głowę i otworzyłem oczy zobaczyłem tylko tego faceta. Wyglądał identycznie, jak ten z mojego snu. Tego, w którym widziałem siebie samego leżącego na ziemi.
- Cześć, słońce! - Zaczął wesoło. - Cóż, twój tatusiek zostawił cię nam w prezencie, jak to ujął i powiedział, że mamy się tobą ładnie zająć.
Podszedł do mnie, przerzucił przez ramię i wrzucił do auta jak jakąś rzecz.
- Przywyknij, kochany. - Zagruchał, a mnie ze strachu zaczęło boleć serce.

Wsiadł obok mnie i tym razem ostrożniej podniósł mnie do pozycji siedzącej i oparł o swoje ramię.
- Wyśpij się jeszcze. Póki możesz.
Wiedziałem, że nie zasnę. On też to wiedział. Bawił się mną.

Chciałem wierzyć, że to cholerny sen. Że to koszmar, z którego znowu obudzę się z płaczem we własnym łóżku. Że zejdę na dół ze łzami w oczach, a mama przytuli mnie i powie, że to tylko koszmar. Kiedy zacząłem śnić o przyszłości, stale powtarzała, że koszmary się nie spełniają... Chciałbym z nią o tym teraz porozmawiać... Chcę wrócić do domu... Do rodziny... Nawet do ojca, byleby być w jakimś znanym miejscu.

ZabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz