Otworzyłem powoli oczy ale i to sprawiło mi dyskomfort.
- Aron, żyjesz? - Poczułem obcą dłoń na głowie i delikatnie ją podniosłem.
- L-lucy? - Wymówiłem z trudem i ujrzałem jak twarz dziewczyny rozjaśnia delikatny uśmiech. - C-co się s-stało? - Spróbowałem się podnieść ale rany dały o sobie znać. Wrzasnąłem i wcisnąłem twarz w materac.
- Ćśśś... Strażnicy cię tu przynieśli. Tak mi przykro... - Powiedziała szeptem i delikatnie dotknęła jednej z ran. Zapiszczałem z bólu i chciałem się odsunąć ale szybko uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie skończę wtedy o wiele gorzej.
- Z przyjemnością przekrzywię im te facjaty. - Usłyszałem gniewne warknięcie i spojrzałem w tamtą stronę. Luke, czy też raczej Hunter, stał oparty o jedną ze ścian. Ręce miał skrzyżowane na piersi ale jego wzrok mógłby zabijać.
- M-moim zdaniem i tak są już krzywe. - Powiedziałem poważnie, a on parsknął śmiechem.
- Cóż, osobiście wolałbym, żeby były bardziej krzywe. - Dopowiedział i uśmiechnął się. Po chwili milczenia znów spoważniał i spojrzał mi prosto w oczy. - Musimy trzymać się razem. Czuję, że mogę ci zaufać. - Podszedł i kucnął zaraz obok mnie. - Trzeba zrobić porządek z tym burdelem. Piszesz się?
- Oczywiście. - Szepnąłem. On tylko skinął głową. Nagle dotknął mojego ramienia, a ja poczułem, że oczy mi się szklą.
- Ała... - Powiedziałem z zaciśniętym gardłem, a Hunter natychmiast cofnął dłoń.
- Przepraszam. Lucy, zajęłabyś się nim? - Poprosił, a dziewczyna prędko skinęła głową.- Zaciśnij zęby, okej? - Powiedziała wkładając mi zwinięty bandaż do ust. Pokiwałem głową i przełknąłem ślinę. Delikatnie zaczęła przemywać mi rany, a potem je bandażować. Już po paru minutach łzy spłynęły mi po twarzy ale starałem się ich nie okazywać. - Już kończę. - Padło po chwili.
- D-dziękuję... - Powiedziałem, gdy wyciągnąłem bandaż z ust.
- Nie ma za co. Na pewno wszystko dobrze? - Zapytała.
- Tak, jeszcze raz dziękuję... - Odparłem i na próbę poruszyłem ramionami. Nadal bolały ale dużo mniej niż wcześniej. - Jest o wiele lepiej. - Powiedziałem z ulgą i z wdzięcznością spojrzałem na dziewczynę.
- Cieszę się. - Wymruczała z uśmiechem i delikatnie mnie objęła. Odwzajemniłem uścisk, a po chwili i sam Hunter dołączył do nas. Staliśmy tak chwilę, gdy usłyszeliśmy dźwięk jakiejś syreny.
- Co się dzieje? - Zapytałem lekko przestraszony.
- Zbiórka... - Odpowiedziała Lucy na jednym wydechu. Jej brat mocno ją do siebie przytulił.
- Nie ważne co by się stało, zawsze masz we mnie oparcie, tak? - Spytał.
- We mnie też. - Dodałem i znów ją objąłem. Pomimo moich zapewnień nie wiedziałem o co chodzi. Tylko wyznaczą nam robotę... Prawda?
- Lepiej już chodźmy... Kocham cię, siostrzyczko. - Powiedział Hunter i skierował kroki w stronę drzwi.Szliśmy dużym, pustym korytarzem, a ja co rusz ukradkiem spoglądałem na Lucy. Była prawie biała i miała zaszklone oczy. Chciałem jakoś ją pocieszyć ale nie miałem pojęcia co mógłbym zrobić. Zamiast tego podszedłem do jej brata.
- Ej, Hunter... - Zacząłem cicho. - Co się dzieje Lucy? - Zapytałem, a on w momencie cały się spiął.
- Opowiem ci jak zostaniemy sami, dobrze? - Spytał, a ja pokiwałem niepewnie głową.Ustawiliśmy się według numerów na ogromnym placu pośrodku obozu. W pewniej chwili zgubiłem moich towarzyszy i zgadłem, że mają dużo mniejsze lub większe numery.
- Witam wszystkie koty i psy. - Zaczął pięknie dyrektor. - Cóż, jak zapewne wiecie, raz na parę miesięcy robimy sobie tak zwany "przesiew". - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Dla niezorientowanych w temacie już śpieszę z wyjaśnieniem. Wcześniej wspomniany przesiew polega na tym, że rozdzielamy was według płci i wieku. - W tym momencie zrozumiałem, czego tak bardzo bała się Lucy. Zacisnąłem gniewnie pięści. - Tak więc... Wszystkie kocice i suki zapraszam tutaj. - Wskazał palcem puste miejsce na placu. - A koty i psy zostają tam, gdzie stoją.
CZYTASZ
Zabawka
ActionUWAGA! Opowiadanie zawiera przekleństwa, sceny +18, yaoi, ddlb, i inne. NIE LUBISZ = NIE CZYTAJ! Pierwszy tom z serii "Zabójca". Historia chłopaka sprzedanego przez własnego ojca ludziom, którzy co noc zamieniają się w demony z piekła rodem. Miejsc...