Rozdział 12

1.1K 62 33
                                    

***Three Days Grace - "Pain", "I Hate Everything About You", "Time Of Dying"***
***Ashes Remain - "End Of Me"***
***Skillet - "Never Surrender"***

Leżałem na łóżku, a Holly i Tiger spali obok mnie. Odwróciłem się do nich i leżąc bokiem co jakiś czas głaskałem któreś z nich. Jeździłem palcami po pręgowanym futerku kotki, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Warknąłem do siebie, ale nic nie odpowiedziałem. Po chwili pukanie powtórzyło się ale i tym razem zachowałem milczenie. W końcu usłyszałem otwierające się drzwi.
- Aruś? - Wzdrygnąłem się na moje przezwisko, ale nic nie odpowiedziałem. - Kochanie, co się stało? Coś nie tak? - Mężczyzna podszedł do mnie i pogłaskał mnie po biodrze. 
- Zostaw. - Warknąłem drżąc z obrzydzenia. Wspominałem już, że nienawidzę być dotykanym? Wydaje mi się, że tak. 
- Co się stało? - Zapytał. 
- Ty. 
- Oj, no nie bądź taki. Staram się być miły. - Powiedział trochę ostrzej i odwrócił moją twarz w swoją stronę. Skinąłem tylko głową. Nie chcę z nim rozmawiać... Miałeś być martwy, pomyślałem. Sam prawie cię zabiłem. A potem jeszcze ten sen, gdy leżałem w śpiączce. Za piękne, by było prawdziwe, prawda? Ach, gdybym tylko mógł cię w końcu dopaść. Rozerwać na strzępy i nakarmić tobą jakieś zwierzę. Rozsypałbym twoje poszarpane zwłoki po lesie i zostawił na pastwę losu. Mimowolnie uśmiechnąłem się na tę myśl. Przyjemnie by było. 
- Więc jednak się na mnie nie gniewasz? - Zapytał z nadzieją. Mój w miarę dobry nastrój momentalnie wyparował, a ja znowu się rozzłościłem. 
- Nie. - Warknąłem. Nie mam ochoty z nim gadać. Może jak trochę pokłamię i poudaję to w końcu da mi spokój. Zmusiłem się do obojętnego tonu. - Nie gniewam się. 
- Przecież widzę, że kłamiesz. - Wziął mnie na kolana i mocno uściskał. Poczułem jak oczy szklą mi się ze strachu. Kto wie, co może mi zrobić? Jestem unieruchomiony, a poza tym nie mogę zobaczyć, co on robi. 
- Z-zostaw... - Powiedziałem już mniej pewnie. 
- Ćśśś... Czas na mleczko, mały. Może dlatego jesteś taki marudny. - Powiedział. Czekaj... CO?!

- Ja naprawdę nie chcę... - Powiedziałem po raz setny, łamiącym się głosem.
- Koteczku, nie wiem, co się stało w tamtym lesie, ale musiało cię nieźle wystraszyć. Zobaczysz, dam ci pić, wykąpię i położę do łóżka. - Poczułem końcówkę butelki na wargach i mocno zacisnąłem usta. Nie dam się. - No już, musisz przecież coś pić. - Usłyszałem głos i podniosłem wzrok. Jacek trzymał mnie na kolanach tuląc do siebie. Jego mocne perfumy dały o sobie znać i poczułem jak drażnią mój nos i żołądek. To nie był naturalny zapach. Przypominało to wymioty połączone z odorem rozkładającego się ciała. Przynajmniej dla mnie. Jestem strasznie wyczulony na mocne perfumy, które zawsze powodują u mnie odruch wymiotny. Poczułem, że jeśli zaraz nie odsunę się od niego, cała zawartość mojego żołądka wyląduje na drogich ubraniach mężczyzny. 
- P-proszę, puść m-mnie. 
- Cichutko, dam ci pić i od razu poczujesz się lepiej. - Pochylił się i pocałował mnie w czoło, przez co jeszcze wyraźniej poczułem ten okropny zapach. Przełknąłem to, co zdążyło zgromadzić się w moim gardle i zeskoczyłem z jego kolan. Pędem rzuciłem się na górę i wpadłem do swojego pokoju od razu doskakując do okna i otwierając je na oścież. Zaczerpnąłem parę głębokich wdechów i zamknąłem oczy. Zakaszlałem, a z moich oczu popłynęły łzy.
- Boże, co za paskudztwo. - Wydusiłem cicho. Usłyszałem otwierające się drzwi i spojrzałem na wchodzącego mężczyznę. 
- Nigdy więcej masz tak nie uciekać! Zrozumiano?! - Wykrzyczał do mnie ale gdy tylko zobaczył, że płaczę od razu złagodniał. - Co się stało? - Zapytał zmartwiony.
- Masz okropnie mocne perfumy. - Powiedziałem na nowo zaczynając się dusić. 
- Nie udawaj. - Warknął do mnie. 
- N-nie udaje... - Wydusiłem nie mogąc złapać tchu. Ciekawe dlaczego dopiero teraz to wróciło? Przysunąłem się do okna i wziąłem parę głębszych wdechów. Kolejne łzy spłynęły mi po twarzy, kiedy znów poczułem ten odór, tym razem o wiele zbyt blisko mnie. 
- Dobrze, zmienię je, kochanie. - Powiedział, a ja pokiwałem głową przecząco.
- N-nie zmieniaj. Po prostu w o-ogóle nie używaj p-perfum. - Poprosiłem. 
- Tego nie mogę, koteczku. Nie przystoi mi. - Powiedział i cmoknął mnie w głowę. 
- Nie rób tak więcej! - Warknąłem, gdy już przełknąłem to, co znów napłynęło mi do gardła. 
- Nie podnoś na mnie głosu. - Powiedział i znów się do mnie pochylił. Oczy mi się zaszkliły, gdy poparzone od kwasu żołądkowego gardło znowu dało o sobie znać. 
- P-proszę, m-możemy z t-tym trochę poczekać? N-naprawdę zaraz zwymiotuję. - Poprosiłem z łzami w oczach. 
- Dobrze, koteczku. Ale nie podaruję ci. Jak tylko ci przejdzie ładnie wypijesz całe mleczko. - Uznał i zanim zdążyłem zaprzeczyć wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Zakaszlałem i otworzyłem drugie okno.

ZabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz