Rozdział 18

890 49 27
                                    

- A-ale... T-to... - Wydusiłem.
- Co? Zaskoczony? - Spytał.
- Zauważyłem podobieństwo ale nigdy bym nie pomyślał, że ty i on... - Urwałem i spojrzałem na niego zdezorientowany.
- No tak, kochanie. Jesteśmy braćmi. 
- A-ale... 
- Ćśśś... - Przerwał mi. - Już ci opowiadam. - Zaczął z uśmiechem. - Wszystko zaczęło się, gdy byliśmy jeszcze małymi dziećmi. On był ósmym cudem świata. Dla wszystkich. Grzeczny, miły, dobry i tak dalej, i tak dalej. Ja lubiłem rozrabiać. Zresztą, w szkole też byliśmy zupełnie inni. On był typowym kujonem, a ja chuliganem. Gdy on siedział zaczytany w książkach, my z ekipą biegaliśmy po boisku albo paliliśmy między blokami. Gdy skończyliśmy osiemnaście lat mnie dali trochę pieniędzy i wyrzucili z domu. A on został. Długo włóczyłem się po ulicach, aż w końcu znalazł mnie pewien człowiek. Założyciel wspaniałego obozu. Zaproponował mi pracę w tamtym miejscu, a że od urodzenia byłem nieznośnym sadystą, nie przeszkadzał mi widok mordowanych ludzi. Szybko awansowałem i tak zostałem dyrektorem. Któregoś dnia zobaczyłem w obozie piękną dziewczynę. Zakochałem się po uszy. Ona była ze mną z obowiązku. Nie mogła odmówić, bo zabiłbym całą jej rodzinę. Zaczęła rodzić mi dzieci, a gdy urodziło się czwarte uznała, że już nie chce. Cóż, wróciła do obozu i z tego co wiem nie za dobrze jej tam poszło. Ale wracając. Któregoś dnia widziałem wywiad w telewizji z twoim ojcem. Postanowiłem, że czas na zemstę. Zobaczyłem ciebie i od początku chciałem, żebyś był mój. I tylko mój. Przekupiłem jedną mafię, żeby zaczęła kręcić z twoim dziadkiem i wpakowała go w mafijne porachunki. Potem bardzo miłym zbiegiem okoliczności zgrzybiały dziad kopnął w kalendarz i pozostały po nim długi. A potem było już z górki. Musiałem cię najpierw odpowiednio wytresować, żebyś był grzecznym chłopcem. - Uśmiechnął się. 
- A-ale... - Poczułem, że łzy napływają mi do oczu. - Ale...
- Ćśśś.... - Przytulił mnie i pocałował w czoło. 
- Nie wierzę... Jak... Jak mogłeś? - Zapytałem cicho nie patrząc na niego. No właśnie. Jak on mógł? Zniszczył życie tylu osobom... 
- Jak mogłem? Po prostu chciałem mieć cię dla siebie. I jak widać na załączonym obrazku, udało mi się. - Dokończył i pochylił się w moją stronę. Zeskoczyłem z jego kolan i spojrzałem na niego przeszklonymi oczami. 
- Nie wierzę... Jak można być aż tak okrutnym?! - Wrzasnąłem i pobiegłem "do siebie". 

Jak on mógł?! Rzuciłem się na łóżko i załkałem cicho. Jak on mógł...? Jak on mógł... Usłyszałem ciche pukanie ale nawet nie odpowiedziałem. Odwróciłem się plecami do drzwi i pociągnąłem nosem. Usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi i przekracza próg. 
- Śpisz, słonko? - Usłyszałem ciche pytanie i cały aż się zagotowałem.
- Nie masz prawa mnie tak nazywać! - Wyskoczyłem z łóżka i stanąłem na przeciwko niego. On widząc moje opuchnięte oczy posmutniał i wyciągnął do mnie ręce. Podchodził coraz bliżej i bliżej, a z każdym jego krokiem ja wykonywałem krok w tył. W końcu potknąłem się i przewróciłem na łóżko. On wykorzystał sytuację i wziął mnie na kolana mocno do siebie przytulając. - Zostaw! Puść! 
- Aron, uspokój się w tej chwili! 
- Ja mam się uspokoić? JA?! - Wrzasnąłem i chwyciłem go za kołnierz koszuli. Parę centymetrów dzieliło nasze twarze, a ja z każdą kolejną chwilą czułem, że zaraz nie wytrzymam i go uderzę. Nagle on zniwelował dystans między nami i obdarzył mnie pocałunkiem. Nie wytrzymałem i uderzyłem go z otwartej dłoni w twarz. A żeby dosadnie dać mu do zrozumienia jak bardzo go nienawidzę uderzyłem go w nos, a potem znów w twarz. 
- Teraz kurwa przesadziłeś! - Usłyszałem krzyk i poczułem, że brakuje mi gruntu pod nogami. 

Mężczyzna wszedł do piwnicy, przeszedł jakimś korytarzem i wszedł do nieznanego mi pomieszczenia. Rzucił mną o zimną, twardą podłogę, a powietrze uszło z moich płuc i przez chwilę nie mogłem złapać tchu. On podniósł mnie i zapiął moje nadgarstki w kajdanki przy suficie, a nogi przykuł do podłogi. 
- Zapłacisz mi... - Powiedział cicho, a ja cały się spiąłem. Nie mogłem za bardzo się ruszyć, więc gdy poczułem pieczenie na plecach krzyknąłem i zacząłem się szarpać. Po chwili dotarło do mnie, że czuję, jak coś spływa mi po skórze. Krew... Czułem, że facet rozcina mi skórę na barku, a potem rzuca swoje narzędzie na podłogę. Usłyszałem oddalające się kroki i nagle runąłem na ziemię. 
- Dobrze ci radzę, nie ruszaj się. - Warknął. Znowu związał mi ręce i nogi. Tym razem jednak leżałem na podłodze. Usłyszałem bulgotanie i poczułem gorąco. Mówiąc delikatnie, wystraszyłem się. Mężczyzna włożył mi knebel w usta. Czułem, że będzie bolało...

ZabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz