Rozdział 6

1.8K 73 42
                                    

***Skillet - "Whispers In The Dark"***
***Blacklite District - "Okay" "Goodbye"***
***Melanie Martinez - "Tag, You're It"***

Przerażony otworzyłem oczy i odkryłem, że na nich mam czarną opaskę.  
Chciałem się poruszyć i poczułem, że jestem przykuty kajdankami do łóżka. Albo jakiegoś materaca. 
Zacząłem się szarpać, a po chwili zmęczyłem się i po prostu leżałem wgapiając się w czarny materiał. 

Nie wiem, ile czasu minęło, ale usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i mimowolnie cały się spiąłem. 
Potem był dźwięk zbliżających się kroków i choć próbowałem leżeć nieruchomo to mimowolnie zacząłem trząść się ze strachu. 
Poczułem czyjeś zimne dłonie na swoim ciele. Tu już po prostu nie byłem w stanie wytrzymać i zacząłem się szarpać. 
- Z-zostaw m-mnie psychopato! - Wrzeszczałem, starając się nie płakać. 
Zamiast odpowiedzi poczułem mocne uderzenie jakimś pasem. Krzyknąłem z bólu, a potem usłyszałem męski głos. 
- Będziesz grzeczny? Nie lubię cię karać. A tak poza tym, to jestem Jacek, nie psychopata.
Wtedy go poznałem. To był ten sam facet, który chciał się mną "zająć", gdy siedziałem przywiązany do krzesła w obozie. 
- Ile za mnie dałeś, co? 
- Nie powinieneś o to pytać, ślicznotko. 
- Zamknij się i nie mów tak do mnie!
Poczułem drugie, o wiele mocniejsze uderzenie na brzuchu i znów wrzasnąłem.
- Miałem rację, że w obozie było mi lepiej! 
Zacisnąłem zęby, oczekując na następne uderzenie, ale zamiast niego mężczyzna wpił się w moje usta. 
Całował mocno i zachłannie, a mnie po chwili zaczęło mi brakować tlenu. 

Gdy w końcu oderwał się ode mnie zaczerpnąłem powietrza, a on pogłaskał mnie po głowie. 
- Jesteś taki uroczy... - Powiedział cicho, jakby do siebie. - Naprawdę, tutaj będzie ci o wiele lepiej niż z... nimi... 
- Po pierwsze, nie jestem uroczy! A po drugie, w obozie było mi o wiele lepiej niż tutaj z tobą!
- Kochanie, to dlatego, że jeszcze nie przeżyłeś tu chociaż jednego dnia.
- Nie muszę! Wiem, że będzie tu tragicznie! 
- Ty na serio wolałeś głodować i walczyć na śmierć i życie o każdy dzień? - Prychnął rozbawiony.
- A żebyś wiedział, że tak! Przynajmniej było kogo rozerwać na strzępy! Wypuść mnie tylko, a pokażę ci na co mnie stać! 
- Nie gorączkuj się, bo dostaniesz karę. - Mruknął cicho nie zważając na moje krzyczenie. 
Nagle poczułem, jak coś wbija mi się w ramię. 
- C-co ty r-robisz?! - Zapiszczałem.
- To? To jest po to, żebyś się troszkę uspokoił i dał sobie pomóc.
- J-jesteś nie-nienormalny! R-rozwiąż mnie! 
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. I nie obrażaj mnie, bo nie chcę dawać ci kary, gdy nawet nie poznałeś zasad.
- J-jakich z-zasad? - Wyjąkałem niepewnie. 
- Widzisz, jaki jesteś uroczy? - Zaśmiał się mężczyzna i zaczął wyjaśniać te jego "zasady", podczas gdy ja z każdym kolejnym punktem czułem, jakbym umierał. 
- Więc tak.. - Zaczął. - Po pierwsze, masz mówić mi tatusiu i...
- Chyba coś cię pojebało!
Jacek wydał bliżej nieokreślony dźwięk i znów zaczął uderzać mnie pasem po brzuchu. 

Gdy skończył, zaczął głaskać mnie po ranach, sprawiając, że bardziej bolały. 
- No dobrze, na czym to ja skończyłem? ...Ach, tak. Masz mówić od mnie tatusiu i wykonywać moje polecenia. Po drugie, jesteś grzeczny i słuchasz się starszych. Po trzecie, traktujesz innych z szacunkiem, zrozumiano? - Wycedził, dając nacisk na ostatnie słowo. Nie odpowiedziałem mu, na co on wzdychnął i wrócił do swojej wypowiedzi. - Po czwarte, nie wolno ci pić, palić, przeklinać, i tak dalej. Po piąte, jeśli coś cię boli, źle się czujesz albo coś jest nie tak, to mi to mówisz, okej? - Znów zastał ciszę, więc ponownie wrócił do swojego monologu. - Po szóste, gdy o coś cię pytam, odpowiadasz. - Czułem jego wzrok, na swoim ciele. Dzięki Bogu, że miałem tę opaskę na oczach! - Po siódme, ubierasz to co JA ci dam. Nie możesz sam wybierać sobie ubrań. - Co on do mnie gada?! Jak to nie mogę wybierać sobie ubrań? Przecież nie mam pięciu lat! 
- Nie jestem małym dzieckiem, żebyś decydował o moim stroju. - Powiedziałem zimno, na co poczułem kolejne uderzenie w brzuch. 
- Po ósme, nie przerywasz mi jak coś do ciebie mówię! - Wrzasnął tak, że aż mnie uszy zabolały. - Po dziewiąte nie pyskujesz, nie robisz scen, nie obrażasz się i nie wzdychasz. - Boże, co to jest za człowiek, przemknęło mi przez myśl. - Po dziesiąte, możesz się przyjaźnić tylko z kim JA ci wybiorę. No, to na razie na tyle. Jak coś jeszcze wymyślę, to ci powiem. A, no i chyba nie muszę mówić, że nie wolno ci uciekać i jak nie będziesz grzeczny, to będziesz miał kary, tak? - Zapytał łagodnie. Nie mogłem mu odpowiedzieć. Nie ulegnę.
- Pytałem się o coś... - Zaczął zirytowany. Znów cisza. Mężczyzna odwiązał mnie od łóżka, na którym leżałem i wziął mnie na ręce jak małe dziecko. Chciałem mu się wyrwać, ale z przerażeniem odkryłem jedną rzecz.
- D-dlaczego n-nie m-mogę się r-ruszać? - Zapytałem drżącym głosem, wlepiając przerażone spojrzenie w Jacka, który mnie niósł. 
- Ach, kochanie, byłeś niegrzeczny, a ja chciałem cię przenieść, więc podałem ci taki jeden specyfik. Muszę przyznać, że jestem zachwycony jego działaniem. 
- N-nie zgadzałem się na to... - Zacząłem cicho.
Poczułem jego usta na swoim czole, a do moich oczu napłynęły łzy. 
- C-chcę do d-domu... - Zapiszczałem cicho. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to zdanie opuściło sferę moich myśli i przerażony popatrzyłem na mężczyznę. 
- Przecież jesteś w domu, kochanie. - Powiedział rozbawiony nawet na mnie nie patrząc. 
- T-to nie jest m-mój dom... I n-nigdy nim ni-nie będzie... 
- Ćśśś, zadbam o ciebie. Obiecuję, że będzie ci tu dobrze. 
Ze wszystkich sił starałem się powstrzymać łzy, ale one uparcie spływały po mojej twarzy, a każda z nich paliła niczym ogień.
- Kochanie, czemu płaczesz? - Zapytał Jacek przerażony. - Co się stało? 
- P-puść mnie... Po prostu d-daj mi o-odejść... Nie chcę z t-tobą mieszkać. W ogóle nie chcę z nikim m-mieszkać! 
- Nie masz wyboru, aniołku. Tatuś o...
- N-nie mów t-tak do mnie! - Jacek popatrzył na mnie, a w jego oczach dostrzegłem złowrogi błysk.
- Uspokój się! - Warknął, nadal mnie niosąc. 

ZabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz