Rozdział 13

1K 61 12
                                    

***Fivefold - "Lost Within"***
***Get Scared - "Start To Fall"***
***Citizen Soldier - "Let It Burn"***

Siedzieliśmy wtuleni jeden w drugiego, gdy usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wszedł policjant, który wcześniej ze mną rozmawiał. Usłyszałem bardzo znajomy głos i więcej łez spłynęło mi po twarzy. Przecież obiecali, że do niego nie wrócę... Nagle ten sam głos zaczął krzyczeć, że nic nie zrobił i że mają go puścić. Wcisnąłem się w kanapę, na której siedziałem, a Basia przytuliła mnie do siebie. Miała delikatne i przyjemne, kwiatowe perfumy. Nie to coś, co miał na sobie Jacek. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia wpadł ten znienawidzony przeze mnie mężczyzna. Krzyknąłem cicho, on spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawiła się złość. 
- Ty... - Zaczął, a ja zeskoczyłem z kanapy i zacząłem iść tyłem w stronę ściany. - Tyle dla ciebie zrobiłem... Tak bardzo się starałem... A ty co?! - Podszedł do mnie i uderzył w twarz. Upadłem na ziemię i dość boleśnie wylądowałem na ręce. Wtedy ten policjant stanął między nim i mną. 
- Co ty mu robisz?! - Wrzasnął na niego, a kobieta podeszła do mnie i pomogła mi wstać. 
- Wszystko w porządku? - Zapytała z troską.
- T-tak... - Wyjąkałem i spuściłem wzrok. 
- Ale na pewno? 
- ...Ręka mnie boli. I twarz. - Powiedziałem niepewnie, a ona pogłaskała mnie po głowie. 
- Chodź. - Powiedziała. 

- Wstajemy... - Usłyszałem przerażający głos i zerwałem się na równe nogi. - Dlaczego się tak trzęsiesz? Śniło ci się coś? - Padłem na kolana i zacząłem wyć. Nawet nie poczułem, gdy brakło mi gruntu pod nogami, a ja sam znalazłem się znów w łóżku. 
- Z-zost-aw... - Wyjąkałem. 
- Kochanie, co się stało? - Zapytał zaniepokojony. 
- Nie j-estem ż-żadne "Kochanie"! - Wrzasnąłem i rzuciłem się na niego. - Daj mi w końc-u odejść! Baw-i cię męczenie m-nie? - Zacząłem go tłuc. Uderzałem na oślep ale z całej siły i nienawiści jaką w sobie miałem. W pewnej chwili Jacek złapał mnie za nadgarstki i mocno ścisnął. 
- Uspokój się, do cholery! Co się z tobą dzieje? - Powiedział, drugą ręką wycierając krew z twarzy. Splunąłem na niego, a on wściekł się i przełożył mnie przez kolano. Związał mi ręce i przywiązał tak, żebym nie mógł nimi ruszyć. Zsunął mi spodnie i przytrzymał.
- Masz może coś do powiedzenia? - Zapytał.
- Uważaj. 
- Na co niby? - Prychnął.
- Na mnie. - Mężczyzna zaśmiał się szyderczo.
- Przecież leżysz pół nago na moich kolanach, ze związanymi rękami. Jak niby miałbyś mi coś zrobić? - Zapytał rozbawiony.
- Kiedyś mnie rozwiążesz. - Odparłem. Szkoda, że nie mogłem patrzeć jak rzednie mu mina. 
- A wtedy włożę cię do kołyski. I zwiążę ją tak, żebyś nie mógł wstać. I dam ci karę. - Powiedział pewnie i uderzył pierwszy raz. Zacisnąłem oczy i przygryzłem język. Uderzył drugi raz, tym razem mocniej. Z każdym kolejnym uderzeniem zwiększał siłę, aż w końcu odpuścił. Jak ja się cieszyłem, że już skończył. Jeszcze chwila i bym się rozpłakał. Szybko pozbyłem się wstrzymywanych łez z oczu. On na szczęście tego nie zauważył.
- Przeprosisz tatusia, słonko? Nie lubię cię karać. 
- To mnie nie karz, sadysto! - Krzyknąłem. 
- Tak nie będziemy rozmawiać, mój drogi. - Powiedział i wznowił karę. Przez te pół minuty zdążyłem się już uspokoić, więc tylko zaciskałem oczy i usta. 

- Przeprosisz? - Zapytał po jakichś dwudziestu uderzeniach. W sumie dostałem około czterdzieści razy. 
- N-nie. - Odpowiedziałem. 
- Oj kochanie... Dobrze, już dzisiaj ci odpuszczę. - Powiedział, po czym skrzywił się strasznie i dodał. - Ręka mnie boli. - Zaśmiałem się, na co on spojrzał na mnie spode łba. 
- No co? - Powiedziałem roześmiany. 
- Nie wolno śmiać się z innych. 
- Bo? - Prychnąłem.
- Nie prychaj. To bardzo niegrzeczne. - Powiedział, przy okazji rozwiązując mnie.
- To już nie mój problem. - Wstałem i powoli zacząłem iść do siebie. To, że się nie rozpłakałem wcale nie oznacza, że nie czułem, jak mnie bił.
- Zaczekaj. - Powiedział i wziął mnie na ręce. Przytulił mnie do siebie, na co warknąłem.
- Mogę iść sam. - Mężczyzna tylko złapał mnie mocniej. - Puść. 
- Od rana jesteś strasznie marudny. Co ci się śniło, słonko?  
- Gówno. Puszczaj.
- Nie mów tak brzydko, słoneczko. Co się stało?
- Ty się stałeś! Jesteś beznadziejny! Gorszy niż wszystkie demony i sam diabeł razem wzięci! Puszczaj! 
- Przeproś. Już! - Wrzasnął. 
- Za co?! Zabij mnie już wreszcie, bo i tak na nic ci się nie przydam. - Prychnąłem.
- Jak... Jak możesz tak w ogóle mówić? - Zapytał i przytulił mnie mocno do siebie.
- Puść mnie wreszcie. - Kopnąłem go, a on zachwiał się i wpadł plecami na ścianę.
- Przeprosisz tatusia, zrobię ci mleczko i możemy pójść pooglądać bajkę. 
- Nie chcę żadnych bajek i mleka. Przeliterować czy wysłać na piśmie?
- Nie pyskuj. 
- Bo co? Pobijesz mnie? - Parsknąłem. 
- Jesteś niegrzeczny. - Jego oczy pociemniały. - Przeproś. 
- Za co? Za prawdę? - Roześmiałem się w głos. Nagle mężczyzna rzucił mnie na ziemię i mocno złapał za włosy. 
- Dobrze. Skoro tak chcesz. Pokażę ci, jaki mogę być. - Powiedział zimno. Pociągnął mnie w górę, na co zapiszczałem cicho, a on złapał mnie za gardło i zawlókł do jakiegoś pokoju. 

ZabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz