+Rozdział 26 (1500 odsłon)+

819 48 45
                                    

- Aron... - Szepnął cicho. 
- Witaj, panie. - Warknąłem. - Tęskniłeś? 

Chwilę staliśmy w ciszy, aż mężczyzna nie otrzeźwiał. Przez chwilę stał z miną wyrażającą głębokie zastanowienie, a potem wyciągnął do mnie rękę. 
- Chodź. - Powiedział surowo. 
- A jeśli nie? - Spytałem. Nie mogę mu pokazać, że się boję.
- Chyba nie chcesz, żeby te urocze pieski straciły swoje życia, prawda? - Zapytał mierząc do Shadow'a, a potem do szczeniąt Chmury, które stały obok matki.
- Zostaw ich! - Wrzasnąłem i poczułem łzy w oczach. Zacisnąłem więc zęby i czekałem na jego ruch.
- Więc chodź. - Spojrzał na mnie z góry. Co ja mam robić?! Nie chcę... Ale muszę...

Przełknąłem łzy i zrobiłem jeden krok. 
- Chodź. - Powiedział surowiej. Powoli do niego podszedłem i spojrzałem za siebie.
Shadow stał z szeroko otwartymi oczami i wpatrywał się we mnie. 
- Właśnie o tym mówiłem... - Wyszeptałem cicho i poszedłem za moim właścicielem. 

Przez całą drogę milczeliśmy, a ja rozglądałem się po mieście, ciesząc się ostatnimi chwilami życia. Dygotałem na samą myśl o karze jaka mnie czeka. Za mniejsze przewinienia miałem okropne kary, a co dopiero za parudniową ucieczkę. 
- Dlaczego uciekłeś? - Spytał nagle, a ja aż stanąłem.
- N-nie chodziło o m-mnie, panie... - Powiedziałem cichutko. 
- Więc o kogo? - Dopytał dziwnie spokojnie. Nie powinien być wściekły? 
- O... O Kamila, panie. Sam widziałeś jak traktował go twój przyjaciel i... 
- Wiem jak go traktował. - Westchnął. - Sam chciałem mu pomóc ale nie wiedziałem jak. Nie ukarzę cię za to, że mu pomogłeś, bo sam chciałem to zrobić. Ale karę za ucieczkę musisz dostać. - Powiedział z namysłem. Pewnie zastanawiał się, co mi zrobić.
- P-przepra-szam... - Wyjąkałem cicho. - A-ale g-gdybym wtedy w-wrócił... 
- Wiem. - Przerwał mi. - Nie musisz mówić, co spotkałoby cię z ręki Lucjana. Czasami mam wrażenie, że trzyma mnie przy nim jego nachalność. Co chwila pisze i chce się spotkać albo dzwoni po kilkadziesiąt razy dziennie. Ostatnio jednak trochę odpuścił... Może dlatego, że był zły, bo Kamil mu uciekł? 
- N-nie wiem, panie... 
- Hmm... Nie powiem, brak tego idioty i sadysty jest mi bardzo na rękę... Dobrze, zrobimy tak: Jeśli do końca dzisiejszego dnia będziesz grzeczny i nie będziesz sprawiał problemów, to odpuszczę ci karę. Zgoda?  
- T-tak, panie... - Odpowiedziałem cicho, po czym zmuszając swoje ciało do ruchu przytuliłem się do niego. - Dziękuję, panie. 
- Nie ma za co. Ale masz być grzeczny. 
- Oczywiście, panie... - Dopiero po chwili zorientowałem się, że już dotarliśmy do jego samochodu.
- Wsiadaj. - Ernest otworzył mi drzwi. 

Muszę przyznać, że odzwyczaiłem się od jazdy samochodem. Oparłem głowę o szybę i popatrzyłem na ulice miasta. 
Po parunastu minutach gapienia się za okno zobaczyłem dość znajome miejsce... Pewien sklep i ławkę stojącą przed wejściem... Uznałem, że nie ma sensu tego roztrząsać i na chwilę przymknąłem oczy. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Obudziłem się leżąc na czymś miękkim. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zdałem sobie sprawę, że leżę sobie w łóżeczku... 
- Nosz kur... - Warknąłem do siebie i wstałem. Oparłem się rękami o barierkę i czekałem na mojego pana, który łaskawie wyciągnąłby mnie z tej klatki. 
Po chwili wyżej wymieniony mężczyzna wszedł do pomieszczenia. 
- Dzień dobry, słonko. - Powiedział cicho i wyciągnął do mnie ręce. 
- Która godzina? - Zapytałem sennie. 
- Jest południe. - Zaśmiał się. - Chodź, pewnie jesteś głodny. - Stwierdził. Pozwoliłem, by wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. 

Tam posadził mnie na swoich kolanach, a ja spojrzałem na stół. 
- Na co masz ochotę? 
- Umm... Nie wiem, panie... - Powiedziałem cicho. Ten zaśmiał się cicho i wziął naleśnik. Zwinął go w rulon. 
- Otwórz buzię. - Wymruczał cicho. Niechętnie rozchyliłem usta, a ten się uśmiechnął i zaczął mnie karmić. 

ZabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz