Znalezisko

478 31 2
                                    

Pov Andy

Właśnie wychodziłem z samolotu gdy zauważyłem znajomą mi sylwetkę. Byłem prawie pewien, że to Rye. Chłopak odwrócił się twarzą w moją stronę przez co byłem już pewien. Moje serce momentalnie przyspieszyło. Tak strasznie chciałem do niego podejść, przytulić, pocałować... Albo chociaż się przywitać. Przez ten miesiąc zdążyłem sobie wszystko przemyśleć i wybaczyć brunetowi. Szedłem w jego stronę gdy do Ryana podeszła dosyć młoda wychowawczyni jego grupy. Do mnie zaś podeszli Brook i Jack. Zaczeli rozmowy w których nie zabrakło tematu Ryana. Mówili, że znowu będę przez niego cierpieć. Sam zacząłem się zastanawiać czy ta miłość ma sens... Chłopaki przytulali się co chwilę przez co nie powiem zrobiło mi się przykro. Każdego dookoła spotyka szczęście oprócz mnie... Nagle podszedł do nas Rye i staną naprzeciwko mnie. Oczy zaszkliły mi się jednak chłopak lepszy nie był. Bez słowa wtuliłem się w jego tors. - Tak bardzo tęskniłem...- tylko tyle zdołał powiedzieć gdy po oczach błysnął nam flesz aparatu... - Ja też - powiedziałem gdy oderwaliśmy się od siebie. Cał czas ze sobą rozmawialiśmy. Siedzieliśmy w autobusie. Ja obok Ryana a za nami Jackyn. Rye musiał na chwilę skoczyć do wychowawców. W tym momencie zaczepilinie chłopaki z tyłu. Cały czas tłumaczyli mi, że robię źle dając kolejną szansę brunetowi. Ale ja wiem co robię. Tak poza tym to zaraz kończę osiemnaście lat i Jack przestanie traktować mnie jak małe dziecko. Gdy wrócił Ryan nareszcie ucichli. Pomimo, że byli moimi przyjaciółmi to dziś miałem już ich serdecznie dosyć. Byłem już na prawdę zmęczony ale nie chciałem iść spać. Chciałem nacieszyć się Ryanem bo po obozie znowu zostanę z tymi dwoma zakochanymi wariatami. - Skarbie śpij - szepną mi do ucha Rye. Jego ciepły oddech rozszedł się po mojej szyi a po ciele przeszły przyjemne dreszcze. - Nie mogę, muszę się Tobą nacieszyć - powiedziałem bardzo cicho ale brunet najwyraźniej to usłyszał. - Nigdzie ci nie ucieknę słonko - wykonałem polecenie chłopaka i już po chwili odpłynąłem do krainy snów.

~ 4 godziny później ~

Obudził mnie buziak w szyję... Myślałem, że nadal śpię ale gdy spojrzałem na chłopaka obok wiedziałem że już jestem w realnym życiu. Ryan uśmiechnął do mnie szeroko po czym poinformował mnie, że jesteśmy już na miejscu. Leniwie podniosłem się z siedzenia i razem z brunetem wyszliśmy z autobusu. Musieliśmy chwilę poczekać aż reszta wyjdzie po czym ruszyliśmy w las. Tak ten obóz jest w lesie a spać będziemy pod namiotami. Rye niejednokrotnie proponował mi "zamieszkanie" w jego namiocie jednak za każdym razem odmawiałem pod pretekstem, że jeszcze dla mnie za wcześnie. W środku jednak pragnąłem tego bardzo mocno. Dotarliśmy na polankę otoczoną drzewami. Wychowawcy kazali nam rozłożyć namioty i przyjść na zbiórkę do altanki umiejscowionej na końcu łąki. Mieliśmy niemałe problemy z rozłożenie namiotu ale gdy w końcu cudem nam się udało zostawiliśmy w środku rzeczy i mieliśmy ruszyć na zbiórkę. Postanowiłem, że się przebiorę. Chłopaki mieli czekać na mnie już na zbiórce. Zostałem sam w namiocie. W pewnym momencie zadzwonił telefon Brooka. Zostawił go w katanie którą rzucił na swoją walizkę. Chciałem sprawdzić kto to. Wyjmując telefon z kieszeni wypadła tajemnicza karteczka. Rozwinąłem zawiniątko a to co było tam napisane mogło zmienić wszystko co wydarzyło się w przeciągu tego miesiąca...

Witam! ❤

Oto jest kolejny rozdział. Jutro raczej nie dam rady wrzucić ale za to pojutrze pojawi się na pewno.
Kogoś ciekawi co było napisane na kartce?

Ponawiam dedykację, wystarczy tylko zostawić komentarz a na pewno jeden z kolejnych rozdziałów zostanie zadedykowany właśnie Tobie!

Do zobaczenia w następnym!

Randy is real  |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz