Zgoda

491 34 0
                                    

Pov Brooklyn

Wchodząc do namiotu zauważyłem rozwinięty list leżący na jednym ze śpiworów. - Czyli już wiesz. - powiedziałem sam do siebie. Byłem przerażony. Usiadłem na ziemi i zacząłem się zastanawiać co będzie dalej. Nagle do namiotu wszedł Ryan. Był poważny co do niego nie pasowało. Pewnie też już wie. - Gdzie są rzeczy Andy'iego? - wskazałem na walizkę należącą do blondyna. Brunet chwycił za nią i spojrzał w moją stronę. - Ty też chodź, musicie to wyjaśn- Co ja mam mu powiedzieć? - przerwałem mu szybko wstając z miejsca. Wyszedłem z namiotu za Ryanem i nie opuszczając go na krok, szliśmy najprawdopodobniej do jego namiotu. Był oddalony od wszystkich innych i stał pod niedużym drzewkiem. Pod rośliną siedział Andy, gdy mnie zobaczył jego uśmiech znikł. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa...

Pov Ryan

Szedłem ta że z Brooklynem do mojego "domu". Stwierdziłem, że blondyni muszą ze sobą porozmawiać. Wiem, że to jest ciężkie dla obydwu stron dlatego lepiej aby sobie to wyjaśnili. Mój skarb siedział pod drzewkiem z uśmiechem na twarzy lecz gdy zobaczył blondyna idącego obok mnie posmutniał. Gdy byliśmy już przy namiocie Andy wstał i spojrzał na mnie zawiedziony wzrokiem. Chciał odpocząć i ja to rozumiem ale wiedzę jak go dobija ta sytuacja. - Musimy porozmawiać Andy - powiedział Brook na co Andyś spojrzał na mnie wzrokiem typu " co ja mam zrobić?" - Zostawię was samych - powiedziałem po czym ruszyłem w las. Znałem go jak własną kieszeń. Co roku gdy przyjeżdżałem do rodziców z ojcem wybieraliśmy na taki jakby biwak właśnie tutaj. Słyszałem podniesione głosy obu blondynów. Nie przejąłem się tym zbytnio i nadal szedłem przed siebie.

Mijałem drzewo na którym pierwszy raz zastanawiałem się nad swoją orientacją. Miałem wtedy 15 lat i nie układało się wtedy najlepiej w moim życiu. Z czasem przyjeżdżałem tu z ojcem tylko dlatego żeby od wszystkiego odpocząć. Spałem w namiocie oddalonym od ojca jakieś 600 metrów. Mogłem wtedy spokojnie zastanawiać się nad wszystkim i wypłakiwać cały ból który ukrywałem przed innymi. Ojciec zawsze mi powtarzał, że mężczyzna który płacze jest niczym. Usiadłem na obalonym drzewie i zacząłem bawić się swoimi palcami. Myślałem jak to będzie kolejny raz wrócić do USA. Jak wytłumaczę to rodzicom? Zaraz zaczynają się wakację więc wtedy wrócę i będę spędzał z moim słońcem każdą chwilę. Nim się obejrzałem było po dwudziestej drugiej. Powolnym krokiem zacząłem wracać do namiotu. Pomimo tego, że był maj o tej porze na podwórku było chłodno. Zza drzew wyłaniał się już mój namiot. Po cichu otworzyłem wejście i ujrzałem Andy'iego, który siedział i nerwowo klikał coś w telefonie. - Już jestem skarbie - spojrzał na mnie po czym odłożył telefon. - Dlaczego nie odbierałeś?! Martwiłem się o ciebie. - poczółem jak jego małe ciałko przylega do mojego. Odwzajemniłem uścisk. - Dziękuję - szepną po chwili a ja wywnioskowałem z tego, że pogodził się z Brooklynem. Zdziwiłem się tylko, że nie zabrał swoich rzeczy i nie poszedł do namiotu chłopaków. Dla mnie oczywiście to pasowało. Oderwaliśmy się od siebie, ja usiadłem na śpiwór a Andy obok mnie. - Pogodziliście się? - chłopak wuśmiechną się i pokiwał twierdząc głową. Bardzo się ucieszyłem z tego powodu. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym stwierdziliśmy, że się położymy. Nie zabardzo chciało nam się spać. -Rye? - Co tam skarbie? - podniosłem się do siadu a Andy odrazu za mną. - Między nami wszystko w porządku? - Oczywiście słońce - po tych słowach blondyn uśmiechnął się do mnie a ja złączyłem nasze usta. Przez ten cały czas tak bardzo tęskniłem za smakiem jego malinowych ust. Poprosiłem go o dostęp do środka, pozwolił mi od razu. Zacząłem poruszać ustami w coraz szybszym tempie. Andy jednak  nadążał i oddawał każdą pieszczotę. Oderwaliy się od siebie z powodu braku tlenu. Położyłem sie spowrotem na śpiwór. Andy zrobił to również lecz tym razem głowę położył na mojej klatce piersiowej. Z powodu tego iż była naga czułem każdy jego oddech. Ciepło rozchodziło się po moim ciele. Po pewnym czasie mogłem usłyszeć ciche pochrapywanie blondynka.

Pov Andy

Dzięki Ryanowi pogodziłem się z Brookiem. Teraz czekam aż wróci. Nie ma go już od przeszło trzech godzin. Brooklyn już poszedł do siebie przez co zostałem sam ja bijący się ze swoimi myślami. Bałem się, że coś mogło mu się stać. Nie przeżyłbym tego. Za bardzo go kocham. Próbowałem dzwonić jednak jego telefon nie odpowiadał. Napisałem chyba tysiąc wiadomości ale nadal cisza. Nagle Ryan wszedł do namiotu. Rzuciłem się na niego co chyba go zdziwiło. Jak można się tak ztęsknić przez trzy godziny? Sam nie wiem. Rozmawialiśmy o naszych zadaniach na kolejne dni gdy stwierdziliśmy że się położymy. - Rye? - co tam skarbie? - usiadł a ja zrobiłem to co on. - Między nami w porządku? - męczyło mnie to pytanie od kiedy się spotkaliy ma lotnisku. Na odpowiedź dostałem krótkie ale odpowiadające mi w stu procentach "oczywiście" po czym Rye złączył nasze usta. Prosił o dostęp więc dałem mu go odrazu. Zbarakło nam tlenu przez co musieliśmy się od siebie oderwać. Teraz leżeliśmy. Słyszałem i czułem każde uderzenie jego serca. Zrobiłem się bardzo senny i zasnąłem.

Gdy się obudziłem Ryan już nie spał. Bawił się moimi włosami. Uwielbiałem kiedy to robił. - Dzień dobry księżniczko.- uśmiechnął się do mnie ukazując tym samym rząd śnieżno-białych zębów. - dzień dobry słońce - odpowiedziałem po czym objęłem go w pasie. - gotowy na dzisiaj? - dziś są takie jakby zawody. Musimy przejść przez las i zbierać jakieś rzeczy porozwieszane po drzewach. Nie chciało mi się. Szczerze mówiąc wolałbym zostać tutaj z Ryanem niż szlajać się po lesie. - Nie bardzo - odpowiedziałem na co brunet po cichu się zaśmiał. Kolejny męczący dzień czas zacząć...

Dzień dobry
Bardzo przepraszam za to, że nie wyszedł wczoraj. Nie będę kłamać, po prostu jestem chora i czułam się fatalnie. Umówmy się, że gdy
poczuję się lepiej wrzucę kolejny (dłuższy) rozdział.
Mam nadzieję, że ten wam się podoba.
Dziękuję za przeczytanie❤

Do następnego!

Randy is real  |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz