Ślub

283 23 5
                                    

Pov Ryan

Andy wstał dosłownie chwilę po mnie. Musiałem się zbierać. Ustaliliśmy bowiem, że zobaczymy się dopiero w kościele. Pocałowałem go w nosek po czym wstałem i wybrałem z szafy randomowe ubrania.

Po przebraniu się w nie wyszedłem z domu razem z moim bratem. Najpierw ruszyliśmy odebrać koszulę i marynarkę. Potem pojechaliśmy do domu Robbiego, który niedawno kupił. Wziąłem prysznic, ubrałem kolejne randomy i stanąłem przed lustrem. Uśmiechnąłem się sam do siebie.

Wyszedłem z pomieszczenia i poszedłem do kuchni gdzie czekał już Robbie. Wyciągnąłem z szafki kubek gdy nagle wyleciał mi z rąk. Na szczęście mój brat stojący obok go złapał. - Lepiej sobie usiądź i się zrelaksuj - powiedział na co ruszyłem do salonu. Usiadłem na kanapie i zacząłem przeglądać social media. Nic ciekawego. Robbie przyniósł herbatę. Piliśmy, rozmawialiśmy i oglądaliśmy telewizję. Tak właśnie miną nam czas.

Trzeba się zacząć szykować. Ruszyłem do łazienki gdzie ułożyłem włosy. Potem zpowrotem do salonu żeby ubrać spodnie i koszulę. Ale najgorsze dopiero się zaczęło. Krawat - mój odwieczny wróg. - Pomogę ci - zaśmiał się Robbie na co wywróciłem oczami. Czasu było coraz mniej. Stanąłem ostatni raz przed lustrem poprawiając niedoskonałości. Po pięciu minutach już gotowi wyszliśmy z mieszania. Wsiedliśmy do samochodu a po chwili byliśmy już przed kościołem. Andyś też już był. Wyglądał olśniewająco. Był ubrany na biało. Jego grzywka idealnie ułożona dodawałam mu uroku.

Wszedłem do środka świątyni gdzie zaczęli się zbierać nasi goście. Przyszedł też Harvy i reszta mojej starej paczki. Nie pamiętam abyśmy ich zapraszali. Zaimponowali mi tym, że przyszli. Za czasów szkoły nie lubili Andy'ego a teraz przychodzą na nasz ślub. Mam nadzieję, że nic nie odwalą.

Wszyscy byliśmy już przygotowani. W końcu wybiła trzynasta. Drzwi do kościoła się otworzyły a moją stronę zmieżał Andy prowadzony przez mamę Brooklyna. Myślałem, że zemdleję. Jednak gdy blondyn staną naprzeciwko mnie cały stres znikną.

Ksiądz zaczą swoją wypowiedź. W końcu przyszła pora na mnie i Andy'ego.

- Ja Ryan Leonard Beaumont z własnej nieprzymuszonej woli biorę ciebie Andrewie Robercie Fowlerze za męża. I obiecuję ci wierność, szczerość i miłość, w zdrowiu i w chorobie. Do końca mojego życia. - Mówiąc te słowa nie mogłem przestać się uśmiechać. W tym momencie zarówno moje oczy jak i oczy blondyna zaszkliły się.

Chwilę po tym przyszła kolej Andy'ego.

- Ja Andrew Robert Fowler z własnej nieprzymuszonej woli biorę ciebie Ryanie Leonardzie Beaumoncie za męża. I obiecuję ci wierność, szczerość i miłość, w zdrowiu i w chorobie. Do końca mojego życia. - Trzymając się za ręce wpatrywaliśmy się sobie w oczy.

-[...] co Bóg połączył człowiek niech nie rozdzieli. Błogosławię wasze małżeństwo w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...

Ksiądz odszedł na krok dając nam sygnał, że możemy się pocałować. Oczywiście to zrobiliśmy. Jego usta smakowały jeszcze lepiej niż zwykle. Gdy oderwaliśmy się od siebie spojrzeliśmy na gości, którzy powoli wychodzili z kościoła. Nie brakowało łez. Sami ze szczęścia uroniliśmy nie jedną. Wziąłem na ręce Andy'ego i również ruszyłem w stronę wyjścia. Po przekroczeniu progu uderzyła w nas fala świeżego powietrza.

Każdy z gości zaczął podchodzić. Odstawiłem Andysia na ziemię. W końcu podszedł do nas Harv z resztą paczki. - Wyglądacie razem cudownie - powiedział przytulając się do nas. Choć byłem trochę zdezorientowany to było mi naprawdę bardzo miło.

Chwilę postaliśmy jeszcze przed kościołem rozmawiając z gośćmi po czym wsiedliśmy do auta, które miało nas zawieść w miejsce gdzie odbędzie się wesele. Cały czas jestem przytulny do Andy'ego. Dzięki niemu jestem najszczęśliwszy na świecie...

Hejka kochani! ❤

Mam do was małe pytanko.
Mianowicie czy chcielibyście aby "Zdążyć przed końcem" też było o Randy?
Dajcie mi znać w komentarzach.

Jutro pojawi się rozdział z punktu widzenia Andy'ego.

Ktoś czeka?

Do zobaczenia!

Randy is real  |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz